25-lecie Centralnej Przychodni Rejonu Wileńskiego
Zespół, któremu można powierzyć zdrowie
Próg Centralnej Przychodni Rejonu Wileńskiego codziennie przekracza około tysiąca pacjentów. Schorowani, obolali, cierpiący, a nieraz potrzebujący zwykłego wysłuchania przychodzą tu, aby dostać receptę na ukojenie bólu, zrobić badania zdrowia, rozwiać nękające wątpliwości, albo uzyskać fachową poradę.
Już od przyszłego tygodnia pacjenci przychodni rejonowej będą objęci dokładniejszą opieką diagnostyczną. W piątek, 22 listopada br., Centralna Przychodnia Rejonu Wileńskiego (dalej CPRW) będzie świętowała 25-lecie zadomowienia się we własnym budynku, w stołecznej dzielnicy Poszyłajcie. Kulminacją w obchodach tak znamiennej daty będzie otwarcie nowo nabytego tomografu komputerowego, sprzętu, który pozwala na bezbolesne i nieinwazyjne badanie radiologiczne. Jubileusz przychodni kierownictwo i pracownicy powitają w znakomitym nastroju, bo jak powiada Vida Žvirblinė, ordynator placówki, główny lekarz rejonu wileńskiego, powodów do zadowolenia jest naprawdę wiele.
Koło ZPL w Bujwidzach uczciło jubleusz 25-lecia organizacji
Przykład do naśladowania
Ziemia bujwidzka jest silna ludźmi, którzy na niej wyrośli, przywiązaniem do mowy ojczystej i tradycji. Nieprzypadkowo nazywano was szlachtą bujwidzką powiedział europoseł Waldemar Tomaszewski, prezes ZPL rejonu wileńskiego, podczas uroczystej akademii poświęconej 25-leciu organizacji i koła w Bujwidzach.
Uroczystość odbyła się w niedzielę, 17 listopada br., w pięknym wielofunkcyjnym gmachu Centrum Wspólnoty Lokalnej. Przedtem Mszę św. w miejscowym kościele pw. św. Jerzego w intencji organizacji, koła ZPL w Bujwidzach i jego członków odprawił proboszcz parafii bujwidzkiej ks. Ryszard Pieciun.
Wspomnienia niczym powroty do stron ojczystych
Tęsknota za Wojszkunami
Aldona Lewoniec doskonale porozumiewa się po polsku, rosyjsku i litewsku, mimo że od ponad pół wieku rozmawia tylko po polsku. Mieszka w Lidzbarku Warmińskim, przez wiele lat była działaczką Związku Sybiraków, a spotkania z wilniukami, które co roku odbywają się już od 30 lat są dla niej bardzo drogie.
Zwłaszcza z tymi, którzy pochodzą spod Święcian, bo tam, we wsi Wojszkuny, był jej dom rodzinny. Nie mogła i nie może tego domu zapomnieć, toteż rysowała go bardzo często. Nawet wtedy, gdy los zarzucił ją i całą rodzinę na Syberię na wiecznoje pasielenije.