Partnerstwo jak sowieckie pieszczoty
Uważająca się za wyrocznię Gazeta Wyborcza znów wraca do lansowania idei, że wzorowe polsko-litewskie stosunki należy odbudować za wszelką cenę. Jeżeli zaś przy okazji tej odbudowy ponad ćwierćmilionowa polska społeczność zostanie zamieciona pod dywan i rozdeptana... Trudno. Bo niby dlaczego Polska miałaby się tym martwić?
Litewscy Polacy obywatele Litwy mają pełne prawo manifestować, spierać się ze swoimi władzami. Ale Warszawa niech się w te spory nie miesza. Bo co Polsce do tego? Powyższą propozycję za pośrednictwem GW złożył Warszawie prof. Jan Widacki, były ambasador RP w Wilnie, w publikacji Przestańmy karmić litewskie fobie (GW 10.05.2012). Tytułowe fobie, zdaniem profesora, zdechną z głodu dopiero wówczas, gdy Polska przestanie interesować się sprawami wynikającymi między Polakami obywatelami litewskimi a ich państwem.
Równi i równiejsi
Wielce bulwersująca stała się w naszym państwie sprawa pociągnięcia do odpowiedzialności organizatorów wiecu protestu przeciwko zwolnieniu z pracy szefów Służby Badań Przestępstw Finansowych (FNTT). Wiec 21 marca br. w tej sprawie pod Sejmem postanowili zorganizować sygnatariusz Romualdas Ozolas, poseł Gintaras Songaila, społecznik Alvidas Medalinskas i kilku innych. Jak wiadomo jednak, reguły demokracji przewidują, że - aby protestować - należy uzyskać pozwolenie. Organizatorzy protestu o pozwolenie wystąpili do samorządu miasta Wilna i takowe uzyskali. Wydawałoby się więc, że sprawa została załatwiona. Pozwolenie jest protestujcie sobie na zdrowie. Pozory jednak czasami mylą. Organizatorom protestu nie spodobały się bowiem ani wyznaczone godziny przeprowadzenia manifestacji, ani jej miejsce (na zapleczu Sejmu).