Równi i równiejsi

Wielce bulwersująca stała się w naszym państwie sprawa pociągnięcia do odpowiedzialności organizatorów wiecu protestu przeciwko zwolnieniu z pracy szefów Służby Badań Przestępstw Finansowych (FNTT). Wiec 21 marca br. w tej sprawie pod Sejmem postanowili zorganizować sygnatariusz Romualdas Ozolas, poseł Gintaras Songaila, społecznik Alvidas Medalinskas i kilku innych. Jak wiadomo jednak, reguły demokracji przewidują, że - aby protestować - należy uzyskać pozwolenie. Organizatorzy protestu o pozwolenie wystąpili do samorządu miasta Wilna i takowe uzyskali. Wydawałoby się więc, że sprawa została załatwiona. Pozwolenie jest – protestujcie sobie na zdrowie. Pozory jednak czasami mylą. Organizatorom protestu nie spodobały się bowiem ani wyznaczone godziny przeprowadzenia manifestacji, ani jej miejsce (na zapleczu Sejmu).

Postanowili więc działać na zasadzie, że jeżeli prawo sprzeciwia się, to tym gorzej dla prawa. Wiec protestu przeprowadzili godzinę wcześniej i w miejscu, gdzie sobie zażyczyli. Czyli akurat tam, skąd właśnie rozpoczynał się marsz protestu polskiej społeczności przeciwko ustawie oświatowej.

Organa praworządności, które są od tego, by przestrzegano na Litwie prawa, pociągnęli więc do odpowiedzialności organizatorów wiecu za to, że ci świadomie i rozmyślnie to prawo złamali. Może się jednak okazać, że Temida w tym przypadku będzie musiała pomilczeć. Za trójcą wstawiło się bowiem wielu wpływowych w państwie osób. M. in. przewodnicząca Sejmu Irena Degutiene, która wyraziła zdumienie, iż na Litwie są sądzeni „sygnatariusze i społecznicy”, w stosunku do których – należy rozumieć – prawo nie działa. Żurnalista Kvietkauskas poszedł jeszcze dalej, bo już jest w stanie sobie wyobrazić (o ile tak dalej na Litwie pójdzie), jak Ozolas, Songaila i Medalinskas sprzątają w ramach kary ulice ze śmieci, które zostawili po sobie manifestujący sympatycy AWPL czy Partii Pracy.

Słowem zgroza totalna. Jakiś wręcz litewski Armagedon. „Kitataućiam” wolno, a Ozolasowi i kompanii nie. Na pohybel takim sądom i sędziom, pohukiwał tłum sympatyków filozofa podczas rozprawy. Nikt nie zadał przy tym sobie pytania, kto będzie miał szacunek do państwa, którego instytucje lekceważą nawet „wybitni” sygnatariusze i społecznicy?

Tadeusz Andrzejewski

<<<Wstecz