Panamskie kwity na obłudnych rekinów
Międzynarodowe Konsorcjum Dziennikarzy Śledczych wkradło się w bazę danych znanej w świecie międzynarodowych finansów kancelarii podatkowej i prawnej Mossack Foncesa, działającej w Panamie. Łącznie dziennikarze śledczy weszli w posiadanie 11,5 mln dokumentów (potocznie zwanych Panama papers) ujawniających aktywa światowych elit politycznych, prominentnych urzędników, celebrytów i ludzi z ich otoczenia.
Panama papers, czyli kwity z Panamy to dokumenty, namacalne dowody ukrywania majątków przez możnych tego świata w tzw. rajach podatkowych, o których wcześniej dużo się mówiło. Brakowało jednak twardych dowodów, które wiadomo trudno było zdobyć. Kancelarie prawne zajmujące się tego typu biznesem są bowiem bardzo dyskretne, co jest ich zaletą i miarą sukcesu. Jedna z brytyjskich gazet eufemistycznie nazwała nawet panamską kancelarię małomównym liderem branży światowych finansów.
I z pieca jakby nie spadło
Mam na myśli litewskie abecadło. A skoro się nie hukło, to (przywołując mistrza Juliana Tuwima) nie rozsypało się też po kątach i się wcale nie potłukło. I nawet budzące w obskurantach dziką grozę w nie stanęło do góry dnem, by udawać, że jest m.
To przerażające w stanęło natomiast już aż w dwóch wydanych przez litewski Urząd Stanu Cywilnego świadectwach ślubu. Stanęło w konsekwencji nieugiętości paru naszych obywatelek, które poślubiwszy panów o nazwiskach Pauwels i Wantens nie życzyły sobie nazywać się w dokumentach inaczej niż małżonkowie. Wywalczyły więc w sądzie poprawny zapis przyjętych po mężach-Belgach nazwisk. Na razie, co prawda, tylko w świadectwach ślubu, o poprawny wpis do paszportów będą musiały stoczyć koleją sądową batalię, ale kropla kamień drąży. A ściślej mówiąc buntowniczki kontestujące proceder kaleczenia przez litewskie urzędy czyjejś rodowej godności kruszą mur rodzimego pseudopatriotycznego ciemnogrodu.