Jest tak dobrze, że gorzej być nie może

Ostatnio coraz częściej się zastanawiam, dlaczego w Europie jest coraz gorzej, choć ponoć mamy najlepszy, jaki kiedykolwiek wynalazła ludzkość, ustrój – czyli liberalną demokrację. Musiałoby więc być wspaniale, demokratycznie, różnorodnie, a jest coraz niebezpieczniej, coraz mniej wolności, coraz mniej zasobnie, coraz mniej ludnie (jeżeli chodzi o tubylców). Gdyby nie masowy dopływ migrantów z innych kontynentów, Europa – ten nowy wspaniały świat po prostu wymarłaby. Pytanie jest więc proste: dlaczego jest wszystko tak źle, skoro ma być tak dobrze, jak nam wmawiają rządzący Unią Europejską od dekad politycy lewicowo-liberalnej opcji.

Może dlatego, że... no dobrze, po kolei. Odpowiedzi spróbujemy udzielić na koniec felietonu. Najpierw przyjrzyjmy się kilku najświeższym wydarzeniom z serca Europy czyli Brukseli, jak też z naszego litewskiego podwórka, a – być może – pomogą one nam odpowiedzieć na zadane pytanie. Dlaczego stara dobra Europa mimo niekwestionowanych osiągnięć technologicznych, progresu w różnych dziedzinach nauki i kultury, mimo swego bogactwa, sypie się na naszych oczach. Trzeszczy w posadach, tonie jak przysłowiowy Titanic, na którego pokładzie do ostatka gra muzyka, choć grajkowie są świadomi, że nie długo im już zostało.

Parlament Europejski, dla wielu świątynia demokracji, właśnie pozbawił immunitetu grupę polskich europarlamentarzystów z frakcji konserwatywnej EKR (Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy). Czterech ich było (Tomasz Poręba, Patryk Jaki, Beata Mazurek oraz Beata Kempa), którzy mają stanąć przed sądem w Polsce. Za jakie przestępstwo? A za to, że polubili na twitterze spot wyborczy swej własnej partii, który przestrzega przed skutkami masowej nielegalnej migracji dla Europy oraz Polski. W spocie są pokazane oryginalne zajścia jak zamieszki, napaście, akty agresji, terroru z udziałem obcych kulturowo migrantów. Spot nie został w żaden sposób zmanipulowany, przekłamany, nie została w nim użyta sztuczna inteligencja, która by przeinaczała wydarzenia, coś dodawała, coś ujmowała itp. Była goła prawda i nic więcej. A jednak ta prawda na tyle ukłuła w oko przodującym bojownikom o prawa migrujących osób, które mogą zamieszkać, gdzie tylko chcą, bo takie ponoć mają prawo człowieka, że postanowili oni spot podać do sądu. Jest w Polsce taki Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i jeszcze tam jakichś, którego założyciel i szef pan Gaweł z uporem maniaka kierował spot do prokuratury, która za każdym razem jednak pozwy oddalała, bo nie stwierdzała przestępstwa. Ale Gaweł zna się na prawie (o czym nieco później), więc zmienił taktykę i już z powództwa karnego sprawę skierował wprost do sądu, gdzie trafiła ona akurat na sędzinę rozgrzaną politycznie, która dostrzegła potencjał kryminalny w spocie. Szybko więc wystosowała do PE wniosek o pozbawienie 4 europosłom immunitetu za to, że polubili spot, od którego trąci rasizmem i czymś tam jeszcze. Słowem za to grozi oskarżanym do 3 lat za kratkami. Aha, byłbym zapomniał. Mówiąc o tym, że Gaweł zna się na prawie, miałem na uwadze, że jest on kryminalistą. Został prawomocnie skazany przez polskie sądy za korupcję i malwersacje, dlatego zbiegł do Norwegii, gdzie przebywa na prawach geja prześladowanego w Polsce. Kryminalista, można by powiedzieć, rasowo wyczulony – kradnie tylko u białych.

Ale wniosek kryminalisty lewicowo-liberalna większość w PE potraktowała z najwyższą atencją oraz powagą i mimo protestów posła sprawozdawcy, profesora prawa z Francji, który przestrzegał, że sprawa ma podłoże polityczne, immunitet Polakom cofnęła. Teraz politycy będą sądzeni w Polsce, ale spokojnie... na ich miejsce do PE przybędzie zmiana – inny kryminalista (przebywający aktualnie w więzieniu Włodzimierz Karpiński, który wcześniej startował do europarlamentu z ramienia bloku liberalno-lewicowego), jaki ma zastąpić europosła, co to po ostatnich wyborach nad Wisłą przeniósł się z Brukseli do Sejmu na Wiejskiej. Taka to demokracja i praworządność po brukselsku – kryminaliści zasilają ławy „świątyni demokracji” (obok posła z Polski już tam zasiadają takie postacie jak Eva Kaili czy Marc Tarabella, bohaterzy afery katargate), zaś niewygodni politycznie politycy są sekowani.

Teraz słów kilka o obiecanej sprawie z Litwy, która też dużo mówi o europejskiej „praworządności”. Jakiś czas temu pewna nowoczesna baśniopisarka Neringa Macaitė ułożyła bajeczkę dla dzieci pod tytułem „Bursztynowe serce”, w której dzieciakom opowiada o zakochaniu, by tak rzec, jednopłciowym. Na Litwie propagowanie miłości neutralnej płciowo, że użyję modnego dzisiaj określenia, jest zabronione ustawą (Ustawa o ochronie niepełnoletnich przed szkodliwą informacją). Autorka niedoszłego bestselleru musiała więc swe dzieło zabrać od dzieci i schować do komody, co na tyle ją wnerwiło, że sprawę skierowała do sądu. Na Litwie wszystkie rozprawy przegrała, rzecz jasna, ale za to w Strasburgu, gdzie w Trybunale Praw Człowieka ostatecznie się sprawa znalazła, to rzecz inna. Tam sędziowie soroszowskiego chowu (większość sędziów międzynarodowych trybunałów została przeszkolona przez organizacje Sorosza) orzekli, że panią Macaite dotknęła na Litwie ciężka dyskryminacja oraz ograniczenie jej ekspresji artystycznej, dlatego książka ma powrócić z komody do dzieci. Autorka byłaby po takim werdykcie w siódmym niebie, ale nie była, bo zmarła. Ale to tylko dygresja. Istotą sprawy jest, że Trybunał w Strasburgu orzeka wyłącznie na mocy przepisów Europejskiej Konwencji Praw Człowieka z roku 1950. W tym czasie ludzkość jeszcze nie znała takich pojęć jak lgbt czy „nauka” gender, a homoseksualizm figurował wtedy jeszcze na liście chorób Światowej Organizacji Zdrowia (WHO). Siłą rzeczy więc w Konwencji nie ma ani słowa o tych rzeczach. Ale strasburscy sędziowie tak zinterpretowali Konwencję, że wyszło im, iż dokument ten stoi na straży równości każdego małżeństwa z każdym i każdej innej ideologii współczesnych bojowników tęczowych barw. Litwa została zobowiązana wyrzucić do śmietnika Ustawę o ochronie niepełnoletnich przed szkodliwą informacją, bo jest dyskryminacyjna.

Seimas jednak tym razem wykazał się odwagą i kazał sędziom ze Strasburga, że się wyrażę w slangu młodzieżowym, spadać na drzewo. Absolutną większością głosów odrzucił poprawki ministerki Eweliny Dobrowolskiej, która próbowała gorliwie spełnić absurdalne żądania strasburskiego Trybunału. Zapytana o komentarz w tej sprawie przedstawicielka Litwy przy Trybunale w Strasburgu Karolina Bubnytė-Širmienė okazała się być szokująco praworządna. Odpaliła bowiem, że mimo iż Sejm prawa nie zmienił (prawidłowo przyjęta ustawa podpisana przez prezydenta więć obowiązuje nadal), to i tak sporne przepisy już nie działają, bo „obumarły”. Są „mirė”, bo od lat nie używane w praktyce. Skąd pani sędzia wytrzasnęła taką kategorię prawną jak „prawo obumarłe”, znać tylko mogą nieliczni. Ci, którzy potrafią wyinterpretować, dla przykładu, że rzepa – to drzewo, a nie warzywo. Takich specjalistów Bruksela i Strasburg ma na pęczki.

Ale czas pewnie już na puentę i odpowiedź na pytanie zadane na początku felietonu. Otóż Europa, w której kryminaliści do więzienia próbują wsadzić polityków im niewygodnych; Europa, w której prawo „obumiera” w określonych przypadkach, bo tak chce arbitralnie pewna sędzina; Europa, w której praworządność pozwala wyinterpretować, że rzepa to drzewo, a marchewka to owoc, jest Europą na opak. Gdzie nie ma żadnych reguł, nie ma pewności prawa, nie ma samej prawdy wreszcie.

Jest pełny Orwell i jego wyprorokowany „piękny wspaniały świat”. Gdzie jest wszystko tak dobrze, że już gorzej być nie może...

Tadeusz Andrzejewski
radny rejonu wileńskiego

<<<Wstecz