Halloween – świętem niefanatycznych Litwinów

W tygodniu poprzedzającym święta zadumy, refleksji nad życiem i sprawami ostatecznymi, jakimi są dla katolików dni 1 i 2 listopada, redaktor Romas Sadauskas-Kvietkevičius na portalu Delfi wyprodukował artykuł pod tytułem: „Komu pierwszemu przyszło do głowy zabronić Halloween?”. W nim autor strojący się we frak specjalisty od kanonów kościelnych, teologii i ogólnie historii Kościoła próbuje przekonywać, że walka z Halloween na Litwie jest bezsensowną, ponieważ stał się on już częścią również naszej popkultury, a ponadto jest w głębokiej symbiozie z katolickimi świętami Zmarłych i Wszystkich Świętych dla wszystkich „niefanatycznego umysłu” Litwinów.

Pretekstem do napisania artykułu dla autora stało się pismo przewodniczącej Rady Ochrony Kultury Etnicznej dr Dali Urbanavičiene, które ona w okresie przedświątecznym rozesłała do litewskich szkół oraz innych placówek edukacyjnych. W piśmie autorka wzywa, by „szkoły oraz instytucje kultury unikały organizowania demonizujacego Halloweena jak też zachęcania brania w nim udziału”. A więc żadnych dyń z przedziurawionymi oczodołami na parapetach okien, żadnych przerażających karnawałów, ani nawet wieczorków tematycznych w domach kultury, ironizuje Sadauskas-Kvietkevičius. Potem jeszcze przypomina swym czytelnikom, że dr Urbanavičienė oraz jej instytucja doradza rządowi Litwy w sprawach formowania polityki w zakresie ochrony naszej kultury oraz tożsamości etnicznej. Jest więc ważną szychą, że trochę po kvietkeviczusowsku się wyrażę. Po jej apelu litewskie media zaczęły na wyprzódki zapraszać panią doktor na dyskusje tak masowo, że „stała się ona wręcz najbardziej pożądaną osobą w eterze”. Kvietkevičiusa zapewne wzięła zazdrość z tego powodu, że to nie on jest najbardziej pożądany w eterze tylko Urbanavčienė, więc kpi sobie dalej ze swej adwersarki. A że cały dowcip ma w pięści, jak mawiał Onufry Zagłoba w takich sytuacjach, więc pośmiać się nam dzisiaj, Szanowni Czytelnicy, raczej się nie uda. Pisze Kvietkevičius, że jak już dr Urbanavičienė zagościła w programach, to też jej tam obecność „przyczyniła się do wynalezienia nowego etnologicznego i religioznawczego wynalazku”. Wynalazek jest trochę niepewny poznawczo, dlatego brzmi on pytająco: „Jak można jednego dnia być przebranym za wampira, a drugiego – udawać się na cmentarz?”. Kvietkevičius nie posiada umysłu fanatycznego, więc dla niego pewnie można. Hen, być może nawet można i na cmentarz iść w stroju upiora. Czemu nie, skoro strój ten halloweenowy stał się – według autora – częścią popkultury Litwy.

Ale z dalszej lektury artykułu wynika, że na Litwie jeszcze nie wszystko tak do końca proste jest z tą halloweenowską popkulturą. W sieciach socjalnych litewskich nagle bowiem ujawnili się jacyś „politrucy wojen światopoglądowych” – jak dalej próbuje być dowcipny Kvietkevičius – którzy w geście poparcia dla dr Urbanavičiene masowo zaczęli cytować słowa ks. Ričardasa Doveiki. Kapłan twierdzi, że celem Halloween „jest wygnanie z miast dusz naszych bliskich, aby nie przeszkadzały nam żyć”. Cha, cha, cha, cóż to za zabobon, wydaje się rechotać ze słów księdza postępowy znawca religii, egzorcysta i teolog w jednej osobie. I suponuje dalej, że zwyczaje Halloween można z powodzeniem połączyć ze zwyczajami chrześcijańskimi, byle tylko w głowie mieć umysł niefanatyczny. „Dla niefanatycznej większości Litwinów skłócanie Halloweenu ze Świętami Zmarłych nie ma żadnego sensu”, przekonuje. Dlaczego? „Bo rękawica z nożami Freda Krugera z horroru „Ulica widm” czy nóż kuchenny, biała maska i kombinezon z filmu Michaela Maersa (...) „Halloween” są tak samo ważnymi znakami w uzmysłowieniu naszego kulturowego kontekstu jak i „Litewskie cmentarze” Mykolasa Konstantinasa Čiurlionisa”, twierdzi Kvietkevičius dodając, że „inaczej już nie będzie”. No gratulacje z powodu wyrafinowanego gustu, nieprzeciętnej wyobraźni i trafności spostrzeżeń. Porównywać trywialnych, obleśnych kościotrupów z klasyką litewskiej literatury opartej na wartościach chrześcijańskich, to tylko geniusze typu Kvietkevičiusa potrafią. Jest to zresztą typowe dla autorów lewicowo-liberalnych mediów, na których łamach bez żadnej żenady drukowany jest wywiad z hierarchą kościelnym obok reklamy agencji towarzyskiej ze zdjęciem wyuzdanej panienki. Całość zaś dopełnia rozmowa z celebrytką, która w pikantnych szczegółach opowiada, jak to jej nie udało się współżycie z kolejnym partnerem z powodu utraty atrakcyjności seksualnej tegoż.

Gdy już sprawy koabitacji Święta Zmarłych i Halloween zostały czytelnikom objaśnione, autor bierze się w dalszej części swego artykułu wyjaśniać nam meandry współczesnej polityki Kościoła katolickiego oraz Cerkwi prawosławnej. Otóż się okazuje, że napiętnowanie Halloweenu wcale nie przychodzi do nas na Litwę z Watykanu. Ten ma znacznie ważniejsze sprawy na głowie, jak chociażby losy migrantów na Morzu Śródziemnym czy losy Palestyńczyków i Izraelitów za tym że Morzem. Tymczasem „szatańskim pochodzeniem Halloween swych owieczek stale i od dawna straszy”, no proszę zgadnąć…, wiadomo moskiewska Cerkiew prawosławna i jej Cyryl, który pochwala rosyjską agresję na Ukrainę. Ba, Cerkiew nie tylko uważa Halooween za wymysł Szatana, ale też za satanistyczny uchodzi w jej prawosławnym mniemaniu cały kolektywny Zachód. A raz tak, to dla Kvietkevičiusa wypływa stąd wprost, że Halloween jest cool, jest naszym nowoczesnym, popkulturowym świętem, bo my jako Litwa jesteśmy przecież częścią Zachodu. Już kiedyś pisałem, że takie rozumowanie jest niezwykle uproszczone, by nie powiedzieć prymitywne. Niestety, dość często rozpowszechnione u populistów nie tylko na Litwie. To samo przecież mówi się o prawach osób lgbt. Jeżeli ktoś sprzeciwia się temu lobby i jego nieobyczajnym roszczeniom od reszty społeczeństwa, przez populistów tylu Kvietkevičiusa jest oskarżany z mety o proputinowskie poglądy, bo w Rosji też nie ma małżeństw tęczowych itp, itd. Pałkarska logika, cienka jak warstwa grafena argumentacja. Jeżeli w Rosji choinka jest zielona, to u nas musi być czerwona, bo inaczej będziemy tacy sami jak oni. Taki jest sens takiej logiki. Kompletnie absurdalny.

Wracając jednak na koniec jeszcze do tekstu Kvietkevičiusa przywołajmy tłumaczenia autora, dlaczego litewscy księża zwalczają Halloween. Ano z powodów czysto pragmatycznych. Money, money, zdaniem bystrego autora są tu główną przyczyną. Księża obawiają się Halloween, bo niefanatyczni na umyśle Litwini, gdy już wejdą w jego optykę, to przestaną w kościołach zamawiać Msze Święte za zmarłych, a tym samym uszczuplą dochody kleru. Ten zaś w wyludniającej się Litwie tylko ze ślubów i pogrzebów nie przeżyje. Musi więc dbać o swój dochód również z ofiar podczas Świąt Zmarłych, kalkuluje autor, bystrzak jak się okazało również w finansach kościelnych.

Dla ignorantów typu Kvietkevičiusa, którego argumenty w temacie Halloween właśnie poznaliśmy, bezcelowe jest tłumaczenie, że święto to nie jest tylko częścią popkultury współczesnego, spoganiałego Zachodu. Halloween ma bezpośrednie koligacje z pogańskimi rytuałami starożytnych ludów współczesnej Irlandii. Te rytuały miały bezpośredni związek z wywoływaniem duchów wrogich człowiekowi. Są kardynalną odwrotnością w stosunku do wiary chrześcijan, jacy modlą się za dusze swych świętych zmarłych, a nie je wywołują (co jest grzechem). Pogańskie praktyki Halloween są więc poważnym zagrożeniem duchowym dla wszystkich fanów tego święta, o czym najlepiej można dowiedzieć się od egzorcystów. Zresztą sam Kvietkevičius jest najlepszym dowodem, że tak jest.

Tadeusz Andrzejewski
radny rejonu wileńskiego

<<<Wstecz