Polska w Italii, w Brukseli – irytacja
Na 100 dni rządów we Włoszech nowej konserwatywnej premier Giorgii Meloni w europejskich mediach pokazały się artykuły pełne oburzenia o to, że podczas gdy „Unia śpi”, Meloni przekształca Italię w Polskę.
Taką tezę wysunął m. in. hiszpański dziennik „El Espanol”, który grzmiał w swej czołówce, że „po 100 dniach rządów Meloni Włochy coraz bardziej przypominają Polskę”. A to jest bardzo bardzo źle, jako że – jak wszystkim wiadome – Polska pod rządami Duce Kaczyńskiego jest „ultrakonserwatywna”. Wspiera tradycyjną rodzinę, ba czyni z rodziny „główną oś państwa i narodu”, propaguje patriotyzm i suwerenność narodową. I teraz proszę bardzo, co my widzimy? Że przykład jest zaraźliwy, bo gdy „Unia Europejska śpi spokojnie, we Włoszech preparują państwo na wzór Polski”, larum na cały kontynent gra „El Espanol”. Jak te „preparowanie” wygląda? Hiszpańska gazeta opisuje to ze zgrozą. Oto państwo polskie kwitnie nad Tybrem, ponieważ rząd Meloni „wcisnął pedał gazu w ostatnich miesiącach” w materii „przekształcenia koncepcji rodziny w oficjalną politykę państwa”. W tym bezwstydnym poczynaniu nie zawahał się nawet ogłosić nowe święto we Włoszech – czyli Dzień Dziecka (okropne!). A wszystko w ramach chytrej polityki „umacniania roli rodziny jako osi narodu w wyobraźni zbiorowej”. A żeby już całkiem było strasznie hiszpańska gazeta cytuje słowa senatora Fratelli d’Italia Andrea De Priamo, który nie ukrywa, że „rodzina jest najważniejsza dla jego partii”. Nie dość, że najważniejsza, to jeszcze – o zgrozo – chodzi o pojęcie rodziny nie w awangardowej, postępowej i nowoczesnej wersji, tylko (teraz już naprawdę będzie strasznie) – w pojęciu „ultrakatolickim”, czyli definiowanym jako związek kobiety i mężczyzny.
Cała postępowa lewica jest z tego powodu w szoku. W szoku głębokim tym bardziej z tego powodu, że to o czym już napisaliśmy, to jeszcze nie koniec horroru z pierwszych 100 dni rządów Meloni i jej koalicjantów. Ten horror naprawdę jest mega horrorem jak w kinie z gatunku o Frankensteinie, gdzie w rolę upiornego trupiocha wcieliła się pozornie niewinna blondynka. Nie dość, że oczkiem w jej głowie jest „ultrakatolicka” rodzina, to jeszcze innym oczkiem – tym razem w głowie Salviniego, lidera Ligi, koalicjanta upiornej blondynki – jest inna zakała lewicy, czyli zwalczanie nielegalnej migracji. Nielegalna migracja – zdaniem lewicy – musi być uznana za prawo człowieka, a tymczasem Salvini zamknął dla statków mafii, trudniącej się handlem ludzi, porty italskie. Teraz statki po brzegi wypełnione nieszczęśnikami z Afryki, oszukiwanymi przez mafię i Unię (która łudzi ich mirażem dobrobytu, jaki jednak kończy się najczęściej w emigranckich gettach, pełnych biedy i kryminału) muszą zawracać albo próbować szczęścia u wybrzeży Francji bądź Hiszpanii. Te dwie polityki rządu Meloni złoszczą europejską lewicę, jak czerwona płachta rozjuszonego byka. Hiszpańska gazeta „El Espanol”, przerażona nimi, widzi już jak nowy rząd Italii „powoli narzuca wizję narodową zgodnie z zasadami bronionymi przez Fratelli d’ Italia”, co ku dobremu nie doprowadzi. Bo przecież „oś, na której opiera się naród” nie może być budowana na „ultrakonserwatywnej wizji rodziny”. Powinien opierać się na osi ultrarelatywnej, takiej by nikt nie zrozumiał, co to jest rodzina i w jakim celu jest zakładana. Wtedy dopiero naród będzie... ups, pardon, wtedy narodu raczej wcale nie będzie i lewica właśnie ku temu dąży.
Na razie skandal we Włoszech jest oczywisty i aż dziw, że Parlament Europejski jeszcze nim się nie zajął. Może dlatego, że akurat zajmuje się czym innym, a mianowicie procedurą pozbawiania immunitetu czterem polskim europosłom z frakcji konserwatywnej ECR. Politycy mają być sądzeni w Polsce za to, że przed 5 laty polubili tłita wyborczego partii PiS, w którym ona przestrzegała Polaków przed konsekwencjami zalewu Europy falami nielegalnych muzułmańskich imigrantów. Reklama ta bardzo obraziła niejakiego Rafała Gawła, kryminalistę i hochsztaplera, który został skazany przez polskie sądy na więzienie za malwersacje finansowe, ale udało mu się zbiec z kraju. Kryminalista, jaki wcześniej w Ojczyźnie założył Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych a potem sam go okradł, przebywa obecnie w Norwegii na prawach geja prześladowanego w Ojczyźnie i skarży z nudy polskich europarlamentarzystów. Parlament Europejski, nieco cuchnąca od korupcji „świątynia demokracji”, oczywiście wniosek kanciarza Gawła potraktował z rangą najwyższej atencji, bo przecież musi jakoś przykryć własną sprzedajność. Niewątpliwie więc czeka nas niedługo czterdziesta któraś tam debata w PE o Polsce i jej ksenofobii. Czyli sprzedajni politycy ze „świątyni demokracji” pochylą się nad wnioskiem takiegoż Gawła. Czekamy nie doczekamy.
Wracając jednak do 100 dni rządów Meloni, angielski „The Guardian” przewiduje, że w Brukseli może już niedługo zawiązać się nowy sojusz polsko-włoski, który będzie się wzajemnie wspierał, tak by eurokraci oraz lewicowo-liberalny establishment nie okradał te kraje z należnym im pieniędzy. „Podobnie jak Polska i Węgry – Włochy są bardzo uzależnione od funduszy europejskich, szczególnie w następstwie pandemii Covid 19”, pisze gazeta z Wysp i prognozuje wspólny sojusz tych państw, by nie dać się „zagłodzić” neomarksistom. Ale ten front oprócz walki o pieniądze będzie miał jeszcze o wiele bardziej dalekowzroczne cele. Włochy w szerszej formule z państwami Grupy Wyszehradzkiej staną się głównym hamulcowym niemieckiej koncepcji przekształcenia Europy w superpaństwo pod przywództwem – rzecz jasna – Berlina. Berlin ogłosił się „mocarstwem moralnym” i dzięki potędze swej gospodarki, którą utuczył też na taniej ropie i gazie z Rosji, chce rządzić na Starym Kontynencie. Jak „dalekowzroczna” i „moralna” może być ta polityka, pokazuje już jego dotychczasowa Ostpolitik (której bezpośrednią konsekwencją jest wojna na Ukrainie) oraz, chociażby, podejście do kwestii reparacji wojennych dla Polski. Tutaj Berlin czuje się całkowicie rozliczony, dlatego konsekwentnie powtarza jak jogin mantrę, że „sprawa reparacji jest zamknięta”, choć w rzeczywistości nawet nie była nigdy otwarta. Niemcy za swe zbrodnie, grabierze, morderstwa, barbarzyńskie zniszczenia w trakcie II wojny światowej, którą wraz ze Stalinem bez żadnych podstaw rozpętali, nigdy nie rozliczyli się ani nie zadośćuczynili dla narodu polskiego.
Superpaństwo europejskie pod auspicjami tak „moralnego” mocarstwa byłoby koncepcją nader groźną dla całej Europy. Rozumie to coraz więcej rządów w Unii Europejskiej, choć większość z nich ze strachu przed konsekwencjami gospodarczymi woli siedzieć cicho, oglądając się na Polskę i właśnie na Włochy. Italia pod rządami Meloni utrwala się tymczasem jako państwo narodowe. Głośno mówi o potrzebie wzmacniania rodziny jako głównej osi narodu i – wygląda – że nie zamierza poddawać się szantażowi europejskiej lewicy z Parlamentu Europejskiego czy Komisji Europejskiej.
Potężny skandal korupcyjny na szczytach w Brukseli paradoksalnie może tylko wzmocnić sojusz państw konserwatywnych, które będą poprzez swych przedstawicieli w PE żądać dogłębnego jego zbadania. To może w konsekwencji pogrążyć lewicę, bo swe „wartości” sprzedaje jak handlarka na rynku pietruszkę. Eksperci i znawcy europejskich salonów twierdzą, że tzw. Katargate – to tylko czubek góry lodowej korupcji i nepotyzmu na szczytach Unii, sprywatyzowanej dziś tak na prawdę przez lewicę i liberałów.
Przerażenie 100 dniami rządów Meloni w lewicowo-liberalnej prasie jest więc całkiem uzasadnione. Czują, że ich wizja unijnego obermonstrum oddala się, a nawet nigdy się nie ziści, jeśli Polska będzie we Włoszech.
Tadeusz Andrzejewski
radny rejonu wileńskiego