Czy będzie komu odszczekać antypolskie rezolucje?
Swą ostatnią styczniową sesję Parlament Europejski postanowił poświęcić zagadnieniu kulejącej praworządności w Hiszpanii. „Hiszpania cierpi z powodu niepokojącej fali degradacji demokracji, zapaści instytucji i nieodpowiedzialności ostatnich decyzji rządu”, argumentuje potrzebę dyskusji na szczeblu unijnym nad stanem demokracji w Hiszpanii europoseł z tego kraju z Partii Ludowej Dolores Monserrat.
Jednak na taki wniosek wręcz histerycznie zareagował inny hiszpański poseł do PE socjalista Juan Fernando Lopez Aquilar. Uważa on, że taka debata w Strasburgu nie jest potrzebna, gdyż demokracja w Hiszpanii kwitnie i pachnie, a nie więdnie. Natomiast heca z domaganiem się debaty przez hiszpańskich ludowców jest tylko skutkiem „hiszpańskiego kainizmu ze strony tych, którzy są w opozycji w polityce wewnętrznej”. Dla pojaśnienia tym, którzy nie interesują się hiszpańską sceną polityczną, należy powiedzieć, że aktualnie w kraju na Pirenejach rządzą socjaliści z PSOE w koalicji z komunistami (sic!). Aquilar jest zaś prominentnym politykiem z ramienia właśnie PSOE. W Parlamencie Europejskim stanął na czele komisji LIBE (Komisja Wolności Obywatelskich, Sprawiedliwości i Spraw Wewnętrznych), która to komisja już tak ze 40 razy, jak policzyli dziennikarze, inicjowała debaty na temat zagrożonej praworządności w Polsce. Aquilar zawsze w tej materii był mega aktywny, wojowniczy, bitny. Zawsze był gorącym zwolennikiem szantażowania Polski, wstrzymywania jej wypłat z unijnych funduszy. Kamery uchwyciły jego rozmowę z przedstawicielami polskiej totalnej opozycji w Parlamencie Europejskim, gdzie pytał on targowiczan wprost: „co jeszcze mógłbym zrobić, by pomóc” w kwestii – rzecz jasna – nękania Polski z powodu rzekomego braku tam praworządności.
Teraz, gdy o łamanie praworządności albo wręcz „próbę zajęcia sądownictwa” przez socjalistyczno-komunistyczny rząd jest oskarżana Hiszpania, Aquilar grzmi o „odrażającym wprowadzaniu w błąd” opinii publicznej w Europie oraz Komisji Europejskiej. Żąda poniechania debaty w PE i zapewnia hucpiarsko, że nie można porównywać sytuacji Hiszpanii do tej na Węgrzech bądź w Polsce. Dlaczego nie wolno dyskutować o Hiszpanii, a o Polsce wolno, mimo że polski system organizacji sądownictwa jest wręcz wierną kopią hiszpańskiego? Wie tylko Aquilar, któremu z powodu wyjątkowego zakłamania i cynizmu już nadano w Brukseli przydomek „chodzącego symbolu podwójnych standardów w PE”. Lopez „rozdwojony język” Aquilar panicznie się boi debaty na temat praworządności w Hiszpanii, bo sam brał czynny udział w jej dewastowaniu, twierdzą dziennikarze znający kuchnię hiszpańskiej polityki.
Hiszpańscy żurnaliści osobę kontrowersyjnego europosła wzięli na tapetę przy okazji drążenia wątków gigantycznej korupcji w Europarlamencie. Wyjaśnili oni, że Aquilar był blisko powiązany z głównymi bohaterami afery, jakimi są Eva Kaili oraz Marc Tarabella. Z dociekań śledczych wynika, że mógł on, jako szef komisji LIBE, być instruowany przez korupcjonistów, jak należy głosować nad poprawkami do rezolucji kupionych przez Katar i Maroko. Aquilar temu zaprzecza, ale nie zaprzeczy już pewnym faktom z własnego życiorysu. Mianowicie, że był w latach 2004-2007 ministrem sprawiedliwości w rządzie premiera Jose Luis Rodriques Zapatero, którego to rząd zdewastował cały porządek prawny w Hiszpanii oraz tradycję katolicką tego kraju. Można wręcz powiedzieć, że to Zapatero był światowym prekursorem wdrażania genderowej rewolucji do prawa krajowego. Za jego rządów Hiszpania jako pierwszy kraj na świecie wprowadziła małżeństwa jednopłciowe oraz później możliwość adopcji przez nie dzieci. Dopiero potem prawne macki zapateryzmu stały się „wartościami” innych europejskich krajów, a w rezultacie też – unijnymi. Finalnie Komisja Europejska próbuje dziś ustandardyzować rzeczone „wartości” na całym kontynencie. Kto przeciw, temu grozi odebraniem środków. Ale – mówiąc o Aquilarze – musimy pamiętać, że to on był właśnie tym cynglem w rządzie Zapatero, który dewastował stary porządek, wprowadzał nowe prawne wynalazki, gwałcił porządek konstytucyjny w Hiszpanii.
Wśród licznych zmian, które firmował, było też najbardziej radykalne na świecie prawo o walce z przemocą domową ze względu na płeć. Aquilar wywindował go do takiego absurdu, że wystarczy, iż kobieta oskarży mężczyznę o „maczystowską przemoc”, a kończy się to dla domniemanego „maczysty” utratą majątku (mieszkania, konta bankowego, oszczędności ect) oraz – rzecz jasna – dobrego imienia i jakichkolwiek możliwości kontaktowania się z dziećmi. A co gdyby oskarżenie okazałoby się fałszywe? Co na to Aquilar, autor prawa? Na tak postawione pytanie odpowiedział z bezczelnym wręcz tupetem: „Fałszywe doniesienia trzeba wpisać w koszty tego prawa”. Czyli, „gdzie rąbią las, tam lecą wióra”, chciał nam objaśnić o mankamentach swego prawa gorliwy stróż praworządności... w Polsce i na Węgrzech.
Nie powiedział tylko, że konsekwencje jego „prawa” mają ponosić jedynie zwykli Hiszpanie, nie dotyczy ono w zasadzie elity. Elita w kraju Zapatero to co innego. Ją w Hiszpanii nawet zwykłe sądy sądzić nie mają prawa. Takie prawo ma jedynie Sąd Najwyższy, którego członków wybiera parlament, czyli w tym przypadku towarzysze partyjni Aquilara.
Ten szczegół zresztą okazał się bardzo nawet przydatny dla samego naszego bohatera. Po uchwaleniu „lex Aquilar” w dziedzinie przemocy domowej okazało się bowiem, że przemoc domową praktykował sam autor tego prawa. Przynajmniej tak twierdzili żona i syn polityka. Oskarżyli oni jednozgodnie Aquilara, że ten znęcał się nad nimi i bił ich. Jeżeli ktoś myśli, że „maczo” Aquilar został z powodu tego oskarżenia pozbawiony majątku, konta bankowego, oszczędności, czy przynajmniej spotkała go jakaś przykrość z tego powodu, to – muszę powiedzieć – że jest on „w mylnym błędzie”. Aquilar został przy swoich pieniądzach i majątku, bo Sąd Najwyższy, wybrany – przypomnijmy –przez jego kolegów partyjnych, uznał, że oskarżony jest całkiem niewinny. Żona i syn „niewinnego” musieli wycofać się ze swych słów, zaś pisemne świadectwa świadków w sprawie powędrowały do niszczarki dokumentów, na przemiał.
„Niewinny” Aquilar potem zrobił jeszcze bardziej spektakularną karierę niż w Hiszpanii. Został ważnym politykiem europejskim. Jako szefowi komisji LIBE poręczono mu szczególną pieczę nad wolnościami obywatelskimi w Europie, których on mozolnie pilnuje, kogo trzeba bezustannie atakuje, do spółki ze skorumpowanymi kolegami Polskę opluwa. Myśli na okrągło wręcz, co jeszcze może wiedziony swą natrętną zapalczywością dla „dobra” Polski uczynić, by ją pogrążyć. I pewnie jeszcze tak ze 40 rezolucji antypolskich wyprodukowałby, gdyby nie ci oszczercy, którzy domagają się debaty na temat uwiędłej praworządności w Hiszpanii.
Aquilar słusznie wpadł w histerię, gdy o tym usłyszał. Zobaczyć siebie w lustrze oskarżeń, jakie miotał na Polskę, to żadna przyjemność. Może więc w tej histerii nawet zostać. Problem polega jedynie na tym, kto odszczeka wszystkie antypolskie rezolucje, produkowane w Parlamencie Europejskim (skorumpowanej „świątyni demokracji”), skoro Aquilar jest w histerii, a inni szczekacze w więzieniu...
Tadeusz Andrzejewski
radny rejonu wileńskiego