W Koniuchach upamiętniono rocznicę mordu dokonanego przez partyzantów sowieckich

Pamięć nie zaginie

W ubiegły piątek, 27 stycznia br., przed krzyżem pamięci w Koniuchach znowu zapłonęły znicze, złożono wiązanki kwiatów. W ten sposób mieszkańcy wsi z gminy gierwiskiej i butrymańskiej, delegacja samorządu rejonu solecznickiego oraz harcerze z Solecznik upamiętnili ofiary II wojny światowej – mieszkańców Koniuch, którzy zginęli od kul partyzantów radzieckich.

29 stycznia 1944 roku sowieccy partyzanci dokonali bestialskiego mordu mieszkańców wsi Koniuchy. W ciągu jednej nocy życie straciło 36 osób, a 14 zostało ciężko rannych. Przed kilkoma laty na prośbę Zarządu Głównego Kongresu Polonii Kanadyjskiej pion śledczy Instytutu Pamięci Narodowej wszczął postępowanie w sprawie mordu mieszkańców wsi w rejonie solecznickim na Litwie (była Nowogródczyzna), dokonanego przez partyzantów radzieckich.

Na przeciągu długich dziesięcioleci temat masakry w Koniuchach był zakazany. Historycy radzieccy przedstawiali bowiem sowieckich partyzantów jedynie w roli szlachetnych bohaterów, walczących z okupantem niemieckim, broniących ludność cywilną od hitlerowskiej machiny represyjnej. Świadkowie zbrodni, którym udało się przeżyć, w obawie o życie własne i swoich rodzin musieli zapomnieć o strasznych wydarzeniach z lat wojennych. Dla mieszkańców położonej na skraju Puszczy Rudnickiej wsi sowiecka partyzantka stała się przekleństwem. W czasie wojny wieś była często nawiedzana przez partyzantów, domagających się odzieży i żywności. Tymczasem plonów z piaszczystych gleb wieśniakom ledwo wystarczało na własne potrzeby. Toteż ciągłe najścia nieproszonych gości, często z bronią w ręku, zmusiły mieszkańców do podjęcia kroków w celu obrony swego mienia i bezpieczeństwa.

Tak, jak i w wielu innych wsiach w latach wojny, we wsi powstał oddział samoobrony. Uzbrojeni wieśniacy kilkakrotnie stanowczo odmówili składania prowiantu partyzantom radzieckim. Nie poczuwając się obywatelami ZSRR, nie traktowali ich bowiem jako swoich obrońców. Dla partyzantów każdy oddział samoobrony wiejskiej był takim samym wrogiem jak garnizon niemiecki, tyle że łatwiejszy do pokonania. Posiadająca oddział samoobrony wieś była piętnowana mianem zdrajców i kolaborantów. Zgodnie z prawem wojny, zdrajcom i kolaborantom należała się kara, dlatego 29 stycznia 1944 roku oddział partyzancki „Śmierć faszystom” pod dowództwem Jacoba (Jakuba) Prennera ruszył w stronę Koniuch. Śpiąca wieś została okrążona z trzech stron. Z czwartej strony była rzeka, przez którą jedyny most był w ręku partyzantki.

Według sprawozdania litewskiej policji, owego ranka w Koniuchach zginęło 36 osób i 14 zostało ciężko rannych. Mieszkańcy, którzy przeżyli masakrę, ułożyli listę zamordowanych, złożoną z 38 nazwisk. Nikt nie może być pewny, czy jest ona pełna. Władza radziecka ze zrozumianych powodów ukrywała sprawę mordu w Koniuchach. Zupełnie inaczej potraktowali zbrodnię jej sprawcy, którzy po zakończeniu II wojny światowej osiedlili się na stałe w USA i Izraelu. W licznych publikacjach uczestnicy napaści mówią o liczbie 300 zabitych, szczegółowo opisując swój „bohaterski czyn”.

Chaim Lazar w wydanej w roku 1985 w Nowym Jorku książce „Destruction and Resistance” pisał: „Sztab brygady zdecydował zrównać Koniuchy z ziemią, aby udzielić nauczki innym. Pewnego wieczoru 120 najlepszych partyzantów ze wszystkich obozów, uzbrojonych w najlepszą broń, wyruszyło w stronę tej wsi. Wśród nich było około 50 Żydów, którymi dowodził Prenner. O północy dotarli w okolice wioski i zajęli pozycje wyjściowe. Mieli rozkaz, aby nie darować życia nikomu. Nawet bydło i trzoda miały być wybite. Sygnał dano tuż przed wschodem słońca. W ciągu kilku minut okrążono wieś z trzech stron. Z czwartej strony była rzeka, a jedyny most znajdował się w rękach partyzantów. Przygotowanymi zawczasu pochodniami partyzanci palili domy, stajnie, magazyny, gęsto ostrzeliwując siedliska ludzkie. Z wielu domów słychać było huk eksplozji. Półnadzy chłopi wyskakiwali przez okna i usiłowali uciekać. Ale zewsząd czekały ich śmiertelne pociski. Wielu z nich wskoczyło do rzeki, aby przepłynąć na drugą stronę, ale tam też spotkał ich taki sam los. Zadanie wykonano w krótkim czasie. Sześćdziesiąt gospodarstw chłopskich, w których mieszkało około 300 osób, zniszczono. Nie uratował się nikt”.

Mord w Koniuchach jest także opisany w książce Richa Cohena „The Avengers” („Mściciele”), wydanej w Nowym Jorku w 2000 r.: „Koniuchy były wioską o zakurzonych drogach i zapadłych w ziemię, niepomalowanych domach. Partyzanci – Rosjanie, Litwini i Żydzi – zaatakowali Koniuchy od strony pól, a słońce świeciło im w plecy. Odezwał się ogień z wież strażniczych. Partyzanci odpowiedzieli ogniem. Chłopi uciekli do swych domów. Partyzanci obrzucili dachy granatami, a domy zajęły się płomieniem. Chłopi wybiegali drzwiami i uciekali drogą. Partyzanci ich gonili, strzelając do mężczyzn, kobiet i dzieci. Większość chłopów biegło w stronę niemieckiego garnizonu, a więc przez znajdujący się na skraju osiedla cmentarz. Dowódca partyzantów przewidział to i dlatego nakazał kilku swoim ludziom schować się przy grobach. Gdy ci partyzanci otworzyli ogień, chłopi zawrócili i wpadli w ręce żołnierzy, ścigających ich z przeciwnej strony. Setki chłopów zginęło trafiwszy w ogień krzyżowy”.

W maju 2004 roku, w 60. rocznice strasznej daty, w Koniuchach został postawiony Krzyż Pamięci. W roli inicjatora budowy pomnika wystąpił wówczas samorząd solecznicki, prace budowlane sfinansowała natomiast Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa.

A. K.

Na zdjęciu: w 2004 r., w 60. rocznicę strasznej daty, w Koniuchach został postawiony Krzyż Pamięci

<<<Wstecz