Zdończykowie z gminy turgielskiej świętowali Złote Gody
Było wiele pięknych chwil
Czesława i Franc Zdończykowie z Mikniszek (gmina Turgiele) w rejonie solecznickim świętowali 50-lecie pożycia małżeńskiego, czyli Złote Gody. Zgodnie z pielęgnowaną od lat tradycją, Jubilatów odwiedzili przedstawiciele samorządu rejonu solecznickiego.
Złożyć życzenia Zdończykom przybyli: zastępca Wydziału Pomocy Socjalnej i Ochrony Zdrowia administracji samorządu rejonu solecznickiego Halina Ragoża, starosta Turgiel Edward Tyszkiewicz i specjalistka starostwa Walentyna Markiewicz.
Jubilaci przywitali gości wyjątkowo serdecznie, gdyż w latach młodości łączyła ich wspólna praca. Spotkanie było okazją do wspomnień.
– Dla mnie to szczególny dzień, bo przyszłam pogratulować bliskim mi osobom. Znamy się już prawie 40 lat. Jako młode specjalistki, po ukończeniu technikum, rozpoczęłyśmy pracę w gospodarstwie rolnym w Taboryszkach. To był pierwszy etap naszego dorosłego życia, był on piękny. Pani Czesława – to osoba niezwykle inteligentna i mądra. Każda dziewczyna z Działu Księgowości mogła liczyć na radę i pomoc z jej strony. Mieliśmy też zaszczyt mieć bardzo dobrego i kompetentnego przewodniczącego kołchozu w osobie pana Franciszka, który był też wspaniałym człowiekiem – nie kryjąc emocji mówiła Ragoża. W imieniu samorządu rejonu złożyła Jubilatom najserdeczniejsze życzenia z okazji Złotych Godów.
Starosta Tyszkiewicz też pogratulował rodzinie Zdończyków szczególnego jubileuszu. – 50 lat razem – można o tym tylko pomarzyć. Państwa Jubileusz jest też naszym świętem, bo mieszkamy obok siebie, dobrze się znamy, a o waszej rodzinie zawsze mówiono tylko dobrze. Bądźcie zdrowi i szczęśliwi – życzył starosta.
Franc Zdończyk poznał swoją przyszłą żonę w Podborzu, gdzie razem pracowali w kołchozie. Pochodzi z Białorusi, a pani Czesława – z gminy Dziewieniszki. Po ślubie młodzi zmienili kilka miejsc pracy – zatrudnieni byli w Jaszunach i Kiejdziach. W 1981 roku zdecydowali się na pracę w kołchozie w Taboryszkach. Pan Franc kierował kołchozem, a jego żona pracowała w dziale skupu mleka. Para podkreśla, że najtrudniej było w latach 90., gdy nie było pracy, trzeba było głowić się nad tym, jak zarobić. Trudności nie brakowało, ale wspólnie, ramię w ramię, potrafili je pokonać. Stworzyli zgodną rodzinę, troszczyli się o dom i gospodarstwo, a dzieciństwo i dojrzewanie córek – Galiny i Miry – minęło beztrosko w pięknym miejscu nad Mereczanką.
– Nasze wesele było huczne i wesołe. Orszak weselny był okazały i świętowaliśmy trzy dni, najpierw u mnie, a potem u męża – opowiadała pani Czesława. – Było wiele pięknych chwil, mamy o czym wspominać. Tylu dobrych, serdecznych, odpowiedzialnych i życzliwych ludzi nas otaczało i nadal otacza. Wiele doświadczyliśmy, ale trzeba pamiętać tylko to, co jest dobre i piękne, bo negatywne emocje mogą nas zniszczyć.
Ślub kościelny Jubilatów wart jest osobnej opowieści. Wówczas ze względu na sowiecki ustrój i zajmowane stanowiska nie mogli zawrzeć ślubu w kościele, więc pobrali się potajemnie. Przysięgę małżeńską złożyli w kościele w Osowie w powiecie woronowskim na Białorusi. Jedynym świadkiem była gospodyni proboszcza. Niestety, akt ślubu nie zachował się. Wiele lat później próbowali go zdobyć, ale jak dotąd bezskutecznie.
Zdończykowie mieszkają we własnym domu w Mikniszkach. Są aktywni i pracowici, przez wiele prowadzili biznes agroturystyczny i gastronomiczny. Ponadto pan Franc był radnym rejonu solecznickiego. Teraz chcą już odpocząć, a ich główne zajęcie to zajmowanie się domem. Para wychowała dwie córki, ma jednego wnuka, który niedawno się ożenił.
A. K.
Na zdjęciu: mamy o czym wspominać… i czym się cieszyć