Georgia Meloni – Joanna d’Arc

Georgia Meloni. Lat 45. Chrześcijanka. Założycielka partii Bracia Włosi. Po jesiennych wyborach na Półwyspie Apenińskim – 25 września – może zostać pierwszą kobietą w roli premiera Włoch.

To, że jest to scenariusz możliwy i nawet całkiem realny potwierdzają nie tylko sondaże, które dają dla partii Melonii ok. 25 proc. poparcia, ale jeszcze bardziej – być może – dotychczasowa droga polityczna charyzmatycznej działaczki. Partię Fratelli de Italia założyła zaledwie przed dekadą, nie zgadzając się na komformizm innych ugrupowań włoskich o konserwatywnym profilu. W wyborach powszechnych 2013 roku partia Meloni zdobyła jednak zaledwie 2,5- procentową popularność u Włochów. Cztery lata później było tylko trochę lepiej. Wynik 4,4 proc. był jednak daleki od oczekiwanego dla ambitnej młodej polityk, która rzuciła wyzwanie politycznemu establishmentowi Italii.

Jeżeli jednak ktoś pomyślał, że słabe poparcie na starcie jakoś zniechęciło Meloni do działania albo zmusiło liderkę partii do zmiany jej kursu, wymusiło próbę wejścia do głównego nurtu politycznego w kraju kosztem rezygnacji z pryncypiów czy wyznawanych wartości, to się bardzo pomylił. Konserwatywnej przywódczyni partii ani się śniło kupczyć wartościami, które wyznaje w złudnej nadziei, że w ten sposób Włosi bardziej ją polubią za to, iż upodobniła się do gustów narzucanych przez możnych tego świata. To, że krucha niewiasta ma w sobie niezłomnego ducha, udowodniła na wiecu politycznym w roku 2019, gdy stojąc u boku bardziej doświadczonych polityków – Silvio Berlusconiego oraz Mateo Salvini, wołała do tłumu: „Jestem Georgia Meloni. Jestem kobietą, matką, Włoszką, chrześcijanką. Tego mi nikt nie zabierze”. Po tych słowach doczekała się aplauzu tłumu. Nikt nie miał wątpliwości, kto z tej trójki jest prawdziwym liderem. Nic więc dziwnego, że w przestrzeni publicznej pojawiają się przekonania porównujące Meloni do francuskiej Joanny d’ Arc, która dzięki swej wierze i nieustraszonej postawie uratowała Francję z – wydawałoby się – beznadziejnej sytuacji w wojnie z Anglią.

Meloni, rzecz jasna, żadnych wojen prowadzić nie musi, ale w bogatej w partie polityczne Italii przebić się z nową inicjatywą polityczną i to na dodatek konserwatywną (co, jak wiadomo, w dzisiejszym świecie nie jest modne) nie jest łatwe. Jest wręcz sztuką, która wymaga talentu, uporu, charyzmy, a nade wszystko wiary w wartości, które się wyznaje i jakie zamierza się zaszczepić też wyborcom (a nie odwrotnie upodobnić się do propagowanych przez elity antywartości). Liderka Braci Włochów to potrafi. Jest wręcz prostolinijna, gdy chodzi o pryncypia. Potrafi powiedzieć wyborcom prawdę nawet wtedy, gdy wie, że wywoła ona furię establishmentu politycznego. Tak było np. w przypadku głosowania nad wotum zaufania dla premiera Mario Draghi, byłego szefa banku centralnego Włoch. Meloni, jako jedyna z prawej części parlamentu, głosowała przeciwko, zarzucając Draghiemu, że jest na pasku Brukseli i światowej finansiery. Rząd Draghiego upadł, teraz Meloni może zająć miejsce posłusznego wobec unijnych nakazów technokraty.

Meloni nie boi się też konfrontować swych przekonań religijnych czy konserwatywnych wartości z hedonistycznym sposobem na życie, jakie proponuje wyborcom lewica i liberałowie. W ten sposób zarysowuje wyraźną linię podziału pomiędzy Braćmi Włochami a partiami szeroko pojętej liberalnej demokracji. To daje efekty. Włosi nawet o wrażliwości lewicowej zmęczeni pustosłowiem, nieporadnością, niezdolnością stawiania czoła coraz to większym wyzwaniom w życiu politycznym i społecznym przez partie głównego nurtu stawiają na Meloni, której popularność wzrosła nawet dziesięciokrotnie.

Jednym z przykładów takiej niezdolności jest temat nielegalnej migracji, jaki we Włoszech jest szczególnie ostry ze względu na ich geograficzne położenie. Partia Meloni zapowiada ukrócić wreszcie proceder, który powoli staje się nieznośny dla ogółu mieszkańców Italii. Stop islamizacji kraju, hasło powoli przebija się do świadomości szerokich rzesz Włochów, zindoktrynowanych dotychczas w tym temacie przez lewicę. Meloni tymczasem o wzrost demograficzny we Włoszech zamierza walczyć nie drogą utrzymywania niekontrolowanej migracji, tylko poprzez wzmacnianie i propagowanie wartości rodzinnych. Stąd też bierze się jej zdecydowany sprzeciw wobec działań lobby LGBT, które w temacie rodziny ma plany dokładnie odwrotne. Dąży do rozmycia pojęcia tradycyjnej rodziny, do osłabienia więzi rodzinnych i w konsekwencji do atomizacji społeczeństwa, którym można później manipulować.

Liderka Braci Włochów nie jest przeciwna Unii Europejskiej. Ale widzi ją taką, jaką była ona pomyślana przez ojców założycieli Unii Konrada Adenauera, Roberta Schumana oraz Alicide de Gaspari. Czyli chce Europy ojczyzn. Tego z kolei, jak wiadomo, nie chce Bruksela. Chce superpaństwa pod swoim „czutkim rukowodstwom”, jak w komedii „Wołga, Wołga”, gdzie niezdarny, ale pazerny na prestiż i władzę urzędniczyna „z głubinki” chciał kierować orkiestrą, mającą wystąpić w prestiżowym konkursie w Moskwie. Wyszło komedyjnie. Przed komedią Europę próbują ratować konserwatyści, jacy w Parlamencie Europejskim należą do frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, w której skład wchodzą też Bracia Włosi. Tam też ściśle współpracują z rządzącą w Polsce partią Prawo i Sprawiedliwość. Jeżeli Meloni wygrałaby na jesieni wybory i została premierem Włoch, to zmieniłoby kardynalnie nie tylko sytuację polityczną w tym kraju, ale też układ sił w stolicy europejskich biurokratów. Wówczas dyktat Brukseli i jej pozaprawne przywłaszczanie sobie kompetencji znacząco spadłyby. Trudno sobie bowiem wyobrazić, by Meloni popierała ataki na Polskę i Węgry pod pretekstem braku praworządności, skoro ten pretekst został przez eurokratów wystrugany z banana. Włochy należą do dużych państw Unii, więc ich potencjalny sprzeciw wobec bezprawia Brukseli już teraz niepokoi i ją samą, i np. też polską opozycję.

Nie musi więc dziwić, gdy czytamy w mediach antyrządowych w Polsce – jak chociażby w Onecie (kontrolowanym przez niemiecko-szwajcarski kapitał), że Meloni i jej partia mają podejrzane konotacje polityczne. Nie, nie Onet nie twierdzi wprost, że Meloni jest faszystką. On tylko dopytuje subtelnie – tak by przylepić łatkę: „Co wspólnego ma Meloni z faszyzmem?”. Takie pytanie z tezą stawia dziennikarka Hannach Robertts. Potem sama na nie odpowiada, że partia Bracia Włosi jest infiltrowana przez faszystów. Przez kogo jest infiltrowany sam Onet, jest pytaniem retorycznym. Wystarczy zapoznać się z twórczością portalu chociażby w temacie relatywizowania winy Niemców za niegodziwości II wojny światowej.

W miarę zbliżania się daty wyborów we Włoszech luźna głowa przedstawicieli lewicy będzie starała się projektować rzeczywistość, która ma nastraszyć odradzającym się faszyzmem w tym kraju. Pojawią się pytania, domysły, tezy, manipulacje, których zadaniem będzie skojarzyć blondynkę o miłej aparycji z tą skompromitowaną i złowrogą ideologią.

Jestem Giorgia Meloni, kobieta, matka, Włoszka, chrześcijanka. Nikt mi tego nie zabierze – odpowiada niejako na absurdalne zarzuty włoska Joanna d’Arc. Czy uda się jej spełnić misję porównywalną do misji francuskiej charyzmatyczki, pokaże oczywiście czas. Czas, którego jest coraz mniej, by zawrócić Włochy i Europę z drogi spadkobierców Spinellego.

Tadeusz Andrzejewski
radny rejonu wileńskiego

<<<Wstecz