„Łupaszka” uczczony i nieuczczony

1 marca czcimy, wszyscy Polacy gdziekolwiek mieszkamy, Żołnierzy Wyklętych, którzy walczyli o Polskę wolną i suwerenną do końca. Walczyli z każdym okupantem.

Komuniści, którzy swą władzę w Polsce zawdzięczają „wyzwoleńczej” akcji Stalina, najpierw wyklętych mordowali, męczyli w ubowskich katowniach, później zaś próbowali wpisać ich czyn do historii Polski jako zdradę i bandytyzm. Nie powiodło się im.

Od kilku już lat 1 marca jest w Polsce dniem, który zrywa pieczęcie zakłamania i czarnej legendy o Żołnierzach Wyklętych w świadomości Polaków. Mówi prawdę o celach ich straceńczej walki. Przed kilkoma tygodniami Sejm RP uczcił pamięć jednego z najdzielniejszych partyzantów polskiego podziemia legendarnego „Łupaszki” mjr Zygmunta Szendzielarza, z okazji 71-lecia jego męczeńskiej śmierci. „(...) W więzieniu na Mokotowie strzałem w tył głowy zamordowany został major Zygmunt Szendzielarz „Łupaszka”, dowódca V wileńskiej brygady AK. Wraz z nim komuniści zamordowali trzech innych oficerów, towarzyszy walki: ppłk Antoniego Olechnowicza ps. „Pohorecki”, ppor. Lucjana Minkiewicza ps. „Wiktor” i kapitana Henryka Borowego-Borowskiego ps. „Trzmiel” – odczytała w apelu pamięci marszałek Sejmu Elżbieta Witek, prosząc parlamentarzystów o minutę ciszy.

Uczcili nie wszyscy. Po tych słowach tylko rządzący w Polsce konserwatyści oraz Konfederacja na stojąco oddali cześć poległym skandując: „Cześć i chwała bohaterom!”. Totalna opozycja albo została siedzieć, albo zaczęła demonstracyjnie wychodzić z sali, bo „nie chciała czcić pamięci mordercy niewinnych kobiet i dzieci”, jak wypróżnił się słownie post factum Konrad Frysztak, który dlatego wybył z obrad. Sytuację skomentowali internauci. Obrazek symboliczny. Gdy większość czciła pamięć pomordowanych polskich bohaterów, komuna siedziała, napisał jeden z nich. Inny jeszcze dopisał, że bojkotujący są „kontynuatorami tradycji morderców Żołnierzy Wyklętych”.

W Polsce wielu uważa, że dziś obserwujemy jak trzecie pokolenie ubowców (mentalnych bądź spokrewnionych) walczy z trzecim pokoleniem AK (duchowym bądź spokrewnionym). Walczy symbolicznie, o pamięć, jak ostatecznie będą nazwani ci, którzy do końca walczyli ze sługusami Stalina. Bohaterami czy bandytami? Argumenty w tej walce są takie same, jakie były wtedy, gdy walczono zbrojnie. „Łupaszka” wówczas propagandę ubeków odpierał w słowach prostych, żołnierskich: „Nie jesteśmy żadną bandą, tak jak nas nazywają zdrajcy i wyrodni synowie naszej Ojczyzny. My jesteśmy z miast i wiosek polskich”. Tymi słowami chciał powiedzieć, że to wy zostaliście sprowadzeni do Polski ze Wschodu na bagnetach „wyzwolicieli”. „A my chcemy, by Polska była rządzona przez Polaków, oddanych sprawie i wybranych przez cały naród”. Taka była oś sporu wtedy, podobnie jest też dzisiaj. Po jednej stronie są patrioci, którym leży na sercu suwerenność Polski, po drugiej łasi na „ordery i pieniądze” sprzedawczyki, gotowi ucałować rękę każdego, kto ma siłę i euro.

Jeżeli zaś chodzi o „Łupaszkę”, to jego historię my, Kresowiacy, znamy dobrze. Również z autopsji, o czym poniżej jeszcze napiszę. Na razie powiem, że szycie „Łupaszce” Dubinek bez kontekstu Glinciszek jest podłe. Obydwie tragedie są bolesną raną, ale nie możemy zapominać o kolejności zdarzeń. A była ona taka, że najpierw był mord w Glinciszkach, potem odwet w Dubinkach. Poseł Frysztak jest drański, gdy ten kontekst pomija.

Osobiście miałem to szczęście, że przed kilkoma laty poznałem żyjącego wtedy jeszcze świadka tamtych czasów. 93-letniego Władysława Dudzińskiego odwiedzałem w wileńskim hospicjum. Gdy dowiedziałem się, że pochodzi ze wsi Żodziszki, nie mogłem nie zapytać o słynną bitwę, jaką tam „Łupaszka” stoczył z Niemcami. Na moje pytanie o bitwie pan Władysław wyraźnie się ożywił. Ze szczerością dziecka powiedział, że bitwę widział całą, ale w niej udziału nie brał, bo był za młody. – A kto wygrał, zapytałem przekornie nieco swego rozmówcę. – Cha, obruszył się nieco staruszek na takie pytanie i dodał z dumą, że „Łupaszka” żadnej bitwy nie przegrał. – No, dobrze, ale czy Pan go widział?, dalej drążyłem temat. – On w moim domu miał stancję, jak że więc mogłem go nie widzieć, otrzymałem zaskakującą mnie odpowiedź. – A jak wyglądał słynny „Łupaszka”, pytałem podekscytowany rozmową, której treści nie spodziewałem się. Zamiast odpowiedzi pan Władysław wystawił kciuk do góry i dopiero potem dodał: „Oficer, wo!”. Mówił, że „będzie prać każdego, kto będzie atakować Polskę”. Takim majora zapamiętał pan Władysław i nie mam żadnych powodów, by mu nie wierzyć, że „Łupaszka” był polskim oficerem na „wo”.

Kłamią i konfabulują ci, którym uwiera historia. Uwiera z różnych powodów. Jedni chcieliby wybielić swych komunistycznych przodków, którzy walczyli o sprawiedliwą socjalistyczną Polskę i zostali trochę oszukani. Inni, podzielając komunistyczną ideologię, idą w zaparte, że był to najlepszy ustrój. Jeszcze inni z wyrachowania, bo tak nakazuje „mądrość etapu”. Kiedyś nakazywała potępiać komunę, to potępiali, dziś modne są trendy neomarksistowskie, więc potępiają nacjonalistów i bandytów z lasu.

Losy „Łupaszki” w głowach Polaków obchodzą też bardzo tych, którzy przyszli do nas ze Wschodu, by „wyzwalać”. Gazeta „Izwiestija” piórem Aleksieja Kotowa ucieszyła się, że w polskim Sejmie nie wszyscy uczcili „zbrodniarza”. „Izwiestija” pamiętają, że „Trybunał Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej wydał na tego bandytę wyrok śmierci za liczne zabójstwa cywilów na terenie Litewskiej i Białoruskiej Republik Sowieckich podczas Wielkiej Wojny Ojczyźnianej”. 18 tych zbrodni naliczyli komuniści (tak dla ścisłości), które w rzeczywistości były walką z nimi. Walką propolską o wolność od stalinizmu.

Zakłamywanie historii wojny po wojnie jest bardzo groźne. Szczyt tego nędznego zabiegu osiągnął dziś gospodarz Kremla. Putin na początek zaczął wybielać i relatywizować zbrodnie Stalina. Potem tłumaczyć ich nieuniknioną wyższą potrzebą, by Armia Czerwona mogła zwyciężyć Hitlera i utrzymać teren na swych tyłach. Aż w końcu posunął się (przynajmniej pośrednio) do gloryfikowania wyczynów krwawego generalissimusa. Dzięki niemu pokonaliśmy nazizm w Europie, pieją dzisiejsze putinowskie tuby propagandowe. W sferze metafizycznej ten ostatni akt oznacza, że wybielacz i gloryfikator mentalnie jest przygotowany do powtórzenia zbrodni swego „kumira”, gdy tylko nadarzy się stosowna chwila.

Nadarzyła się właśnie teraz na Ukrainie, gdzie Putin prowadzi „wojskową operację specjalną”, by „demilitaryzować” i „denazifikować” te od wieków ciążące ku Rosji ziemie. Nie prowadzi, oczywiście, wojny z niepodległym krajem, tak jak w 1939 roku Stalin nie prowadził jej z Polską, tylko wyzwalał Zachodnią Ukrainę „od polskiego iga”. Ale skoro dzisiaj Putin tylko wyzwala uciemiężonych, to dlaczego z tak dużymi stratami zadanymi właśnie przez wyzwalanych?, ciśnie się pytanie, na które każdy niezaczadzony kremlowską propagandą zna odpowiedź. Metody wyzwolenia też się nie zmieniły. Są stałe. Terror i zastraszanie. Zachód, jak się wydaje, jednak przypomniał sobie lekcję z 1939 roku i pod presją Polski oraz krajów bałtyckich wybudził się z letargu. Zrozumiał, że tutaj finalnie i o jego skórę chodzi. Otrzeźwiał. A bandyta z Kremla na swe groźby wobec Zachodu usłyszał wreszcie odpowiedź, którą usłyszał „russkij wojennyj korabl” od dzielnych ukraińskich żołnierzy z Wyspy Żmij: „Idi na ch...!”.

O Żołnierzach Wyklętych musimy pamiętać. Oni nie zginęli na darmo, broniąc straceńczo Polski przed Stalinem. Po latach ich bohaterstwo dodaje nam ducha, a zarazem dekonspiruje zamiary współczesnych stalinów...

Tadeusz Andrzejewski
radny rejonu wileńskiego

<<<Wstecz