Oczekiwanie na powrót „Kaziuczka Niemenczyńskiego”

Tęsknota za jarmarkiem

W sobotę, 12 marca, po dwóch latach przerwy spowodowanej pandemią, na centralną ulicę Niemenczyna ma powrócić popularny jarmark „Kaziuczek Niemenczyński”. Zarówno mieszkańcy miasta nad Wilią, jak i twórcy trzymają kciuki i mają nadzieję, że ustępująca powoli pandemia nie pokrzyżuje planów organizatorom i oczekiwane wiosenne święto z przytupem powróci. Wśród oczekujących na kiermasz jest producent szpakówek Grzegorz Butkiewicz z Bujwidz oraz miejscowa malarka Bożena Naruszewicz.

Jak przyznał Butkiewicz, w „Kaziuczku Niemenczyńskim” bierze udział już od 10 lat. Na kiermasz przywozi domki dla ptaków, na Wileńszczyźnie nazywane szpakówkami, toporzyska, trzonki do młotków oraz witki do łaźni, zwane też miotełkami albo wienikami. Do Wilna na kaziuki nie jeździ, bo drogo, a i atmosfera nie ta.

– Na jarmarku w Niemenczynie jest bardziej swojsko, a i ceny za miejsce są raczej symboliczne. Można nie tylko sprzedać swe wyroby, ale też spotkać znajomych bądź krewnych i porozmawiać. Nie ma barier językowych, co też nie jest bez znaczenia – tłumaczył Grzegorz. Dodał, że dzięki jarmarkowi udało się mu znaleźć stałych klientów i jeżeli przedtem robił kilkanaście, najwyżej kilkadziesiąt szpakówek, to teraz otrzymuje zamówienia na setki domków dla ptaków.

– Na stulecie Niepodległości Litwy pewien klient zażyczył sobie domek na trzy piętra. Zlecenie wykonałem, ale przedtem przekonsultowałem się z ornitologiem i dowiedziałem się, że otwory wlotowe nie mogą być w jednej linii prostej. Dostosowałem się do jego zaleceń i zrobiłem eksperymentalną szpakówkę wielomieszkaniową – z zadowoleniem opowiadał Butkiewicz.

Na pytanie, skąd bierze materiał na domki, rozmówca odpowiedział, że jest właścicielem około 7 ha iglastego lasu, a więc z tym problemu nie ma. Powiedział też, że najważniejsze jest właśnie przygotowanie materiału i wtedy praca idzie jak z płatka.

– Dla mnie „klepanie” szpakówek, to swoista medytacja, przy której odpoczywam po trudach i kłopotach dnia codziennego – szczerze przyznał bujwidzianin. Dodał, że desek nie hebluje i nie maluje, bo właśnie tak trzeba robić, by ptaki czuły się „jak u siebie w domu”. Odnotował, że u niego nawet kawałeczek materiału się nie zmarnuje i nawet wióry spala w piecu.

Pochwalił się również, że jednego roku związał aż pół tysiąca miotełek do łaźni.

– Był okres, że nie miałem pracy, a więc dla zabicia czasu wiązałem brzozowe witki i sam byłem zaskoczony, że wyszło tego tak dużo. Najważniejsze zaś, że znalazłem na nich nabywców, a więc wysiłek nie poszedł na darmo, a i dochód był – cieszył się Butkiewicz. Dodał, że kaziuczkiem „zaraził” również młodszego brata Waleriana, który wyspecjalizował się w robieniu brzozowych mioteł z trzonkami i bez. Według rozmówcy, bardzo udany był jarmark jubileuszowy, gdy „Kaziuczek Niemenczyński” świętował swe 30. urodziny. „O wtedy to był ruch”!

Na pytanie, czy zamiłowanie odziedziczył po ojcu, Grzegorz zaprzecza ruchem głowy, a następnie po namyśle dodaje, że jeżeli już to po dziadku, który na własne potrzeby kosze wyplatał i miotły wiązał. Ponad czterdziestoletni Butkiewicz jest zagorzałym czytelnikiem „Tygodnika Wileńszczyzny” i ma zszywki gazety za ostatnie 15 lat. Lubi podróżować. Wraz z innymi członkami wspólnoty lokalnej często pielgrzymował do Polski i… Francji. Butkiewicz szczerze wyznał, że te dwa lata wymuszonej przerwy, gdy jarmark nie odbywał się, były dla niego dość ciężką próbą.

– Przyzwyczaiłem się, że „Kaziuczek Niemenczyński” stał się niejako zwiastunem wiosny, oznaką budzenia się przyrody i ogólnie zmiany nastroju po zimowej śpiączce. Z biegiem lat stał się obowiązkowym punktem w kalendarzu mego życia i… raptem go zabrakło. Dobrze, że powraca, bo stęskniłem się za nim…

Niemenczynianka Naruszewicz na jarmarku ma zadebiutować, wystawiając na sprzedaż obrazy własnego autorstwa. Jak twierdzi autorka, obrazy przyciągają wzrok swą bogatą kolorystyką, są nastrojowe i emanują pozytywną energetyką.

– Mam tremę, a jednocześnie jestem dobrej myśli, gdyż odczuwam, że ludzie potrzebują czegoś kolorowego, optymistycznego. Mają dość szarzyzny i ponurego nastroju. Pragną wiosny i to znajdą w moich obrazach – mówiła malarka. Przyznała, że przeprowadziła już zwiad w Internecie na temat pomysłu wystawienia na sprzedaż obrazów i zdecydowana większość internautów pomysłowi przyklasnęła. Malarka na sprzedaż ma zamiar wystawić około 50 obrazów. Jak twierdziła, ceny będą przystępne dla każdej kieszeni.

– Obraz jest doskonałym wyborem. To doskonały prezent na każdą okazję – przekonuje pani Bożena, zapraszając chętnych do swego namiotu w sobotę, 12 marca br. Dodała, że chętni zamówienia obrazu zawczasu mogą to zrobić, wchodząc na jej profil na Facebooku.

Poinformowała również, że niedawno wydała tomik wierszy własnego autorstwa, do którego ilustracje również wykonała sama. Na wiosnę tego roku odbędzie się też otwarcie wystawy obrazów jej autorstwa w holu Wielofunkcyjnego Ośrodka Kultury w Niemenczynie.

Zygmunt Żdanowicz

Na zdjęciach: malarka Bożena Naruszewicz;
Grzegorz Butkiewicz – budowniczy domków dla szpaków
Fot.
autor

<<<Wstecz