O „Abordażach szczecińskich”

Rozmowa z KRYSTYNĄ RODZEWICZ, poetką, pisarką i wiceprezes Zarządu Oddziału ZLP w Szczecinie

Pani rodzina pochodzi z Litwy?

Tak. Moi rodzice brali ślub w kościele w Olanach (Alionys), gdzie na otaczającym go cmentarzu, podczas moich pobytów na Litwie, zapalam świeczkę na grobie Jadwigi Pażusiowej, mojej prababci urodzonej w 1877 roku. Miejscowości „po mieczu” to Lewaniszki, dziadkowie pochodzili z Ejciun (r. szyrwincki) a mój pradziadek Dominik Rodzewicz urodził się w Bołkunach. Rodzice opuścili rodzinne strony w 1957 roku i osiedlili się w Szczecinie, który ich zauroczył (jak mówiła moja mama). Tutaj się urodziłam.

W czasie studiów była Pani dziennikarką w Akademickim Radiu „Pomorze”.

Dziennikarstwo fascynowało mnie od młodych lat. Pisałam już w liceum (byłam nawet wśród laureatów Młodzieżowego Konkursu Dziennikarskiego). W czasie studiów, z magnetofonem kasetowym w ręku (to była wtedy nowinka techniczna po tych wielkich – szpulowych) robiłam reportaże radiowe. Pamiętam jeden z nich – o rodzinach i matkach studenckich. Przeważnie były to pary i małżeństwa studenckie mieszkające w akademiku z małym dzieciątkiem. Rozmawiałam z nimi i przybliżałam słuchaczom ich życie codzienne. Publikowałam wtedy również reportaże i opowiadania w periodykach, na przykład „Morzu i Ziemi”.

Mimo to, wybrała Pani studia na Politechnice...

Tak. Ukończyłam budownictwo lądowe (studia magisterskie na Politechnice Szczecińskiej). W tamtych czasach studia dziennikarskie prowadzone były w formie studiów podyplomowych i każdy kandydat musiał posiadać dyplom ukończenia innych studiów, aby próbować dostać się na dziennikarstwo. Myślałam więc, aby po skończeniu budownictwa zrobić jeszcze dodatkowo te z dziennikarstwa, ale zaczęłam budować domy i hale przemysłowe... Potem rzeczywiście zrobiłam studia podyplomowe, ale Zarządzania Systemami Przemysłowymi i to w języku francuskim (dyplom Ecole Centrale Paris – Szkoły Głównej w Paryżu). Wiedzę poszerzałam również jako stypendystka programu Wspólnoty Europejskiej TEMPUS w Lyonie (Ecole Centrale de Lyon). Wszystko to sprawiło, że następnie w swojej drodze zawodowej kierowałam marketingiem dużej korporacji oraz byłam dyrektorem w międzynarodowej firmie (holdingu spółek z fabrykami we Francji, Hiszpanii, na Węgrzech i w Polsce).

Łączy Pani teraz pracę zawodową ze studiami pisarskimi na Uniwersytecie Szczecińskim...

Kiedy 4 lata temu otworzono w Szczecinie nowy kierunek licencjacki o nazwie studia pisarskie, zdecydowałam się po raz kolejny na studiowanie. Wygląda na to, że „pisanie” cały czas gdzieś tam we mnie siedziało (śmiech) i wróciłam do niego. Jeszcze przed studiami pisarskimi publikowałam wiersze, napisałam i wydałam pierwsze książki. Po obronie pracy licencjackiej kontynuuję studia na drugim stopniu i w przyszłym roku mam zamiar skończyć je z kolejnym tytułem magistra, tym razem studiów humanistycznych.

Zbiera Pani obecnie materiały do pracy o Szczecinie w literaturze XXI wieku.

Chcę pokazać jak nasze miasto widziane jest przez pisarzy i w jaki sposób pokazują je czytelnikom. Szczecin bardzo mnie fascynuje, nie tylko dlatego, że w nim się urodziłam. To ciekawy przykład miasta stworzonego przez innych i dla innych, bo w roku 1945 prawie wszyscy jego mieszkańcy się zmienili, praktycznie z dnia na dzień. Interesuje mnie, jak miasto wpływa na swoich mieszkańców i odwrotnie, jak ludzie kształtują swoje otoczenie. Jak tworzą się te wzajemne relacje i jak powstaje tzw. duch miejsca? Mam nadzieję, że książki o moim mieście napisane przez ostatnie dwadzieścia lat zaspokoją moją ciekawość.

Wydała pani pięć książek. I tak w 2015 roku ukazał się tom wierszy „Indeks Szczęścia”, w 2016 roku tom prozy poetyckiej „Na północ od Bieguna Północnego”, w 2017 roku powieść „Pytania z głębi” a następnie zbiory prozatorskie „Europo... Europa!” w roku 2018 i „Abordaże szczecińskie” w 2020.

Moja książka „Europo... Europa!” pokazuje, trochę przewrotne, takie nieprzewodnikowe spojrzenie na różne miejsca naszego kontynentu. Są w niej spisane wrażenia osoby, która obserwuje a następnie opisując swoje doznania, niekoniecznie informuje o słynnych zabytkach zwiedzanych miejsc. Bardziej interesują ją ludzie i miejsca codzienne. Po jej opublikowaniu stwierdziłam, że chyba czas, aby napisać coś podobnego o Szczecinie. I tak powstała moja ostatnia książka „Abordaże szczecińskie”.

To jest już bardzo szczecińska książka...

…pokazuje nasze miasto, ale również nie w ujęciu przewodnikowym. Zapraszam w niej czytelnika na spacer po mieście Gryfa. Taki, na jaki zaprasza się przyjaciół, którzy przyjechali do nas z wizytą z innych miejscowości czy krajów. I pokazuję nie tylko zabytki, ale i kafejki czy wystawy. Patrzymy, rozmawiamy i dzielimy się wrażeniami. Miejsca wywołują wspomnienia, więc opowiadamy historie własne i zasłyszane.

Tworzymy też fikcyjne, aby oddać ducha miejsca, czasów czy postaci. Sporo podróżowałam i wiele widziałam w życiu, ale moje miasto nieprzerwanie postrzegam, jako wspaniałe. Zawsze wyjeżdżam z ogromną radością poznawania nowego, ale z jeszcze większą wracam, doceniając nieprzeciętne walory Szczecina.

Miewa Pani często zagranicznych gości, których oprowadza Pani po Szczecinie. Co im Pani pokazuje, kiedy przyjeżdżają tu po raz pierwszy?

Takich miejsc jest u nas wiele. W zależności od tego, kim są i jakie mają pasje, czym się interesują, dokonuję wyboru. Spacer dla każdego z nich jest inaczej sprofilowany.

Gdyby moimi gośćmi były osoby z krajów zachodnich, nie znające realiów komunistycznego terroru czy nakłaniania ludzi do konfidencyjnych układów, zaprowadziłabym je do Centrum Dialogu Przełomy. Muzeum to, obok oryginalnej architektury, która została nagrodzona m. in. przez The European Museum Of The Year Awards 2019 i wyróżniona nagrodą specjalną Special Commendation, posiada także niebanalne wnętrze i ekspozycję, która pokazuje jak było w PRL naprawdę. Byłam tam już nie raz i obserwowałam reakcję zwiedzających. Widziałam jak wielu z nich z niedowierzaniem przyglądało się poszczególnym eksponatom mówiącym o terrorze, zamykaniu w więzieniach czy przesłuchaniach. Przełomy są naprawdę godne polecenia. Są w jakiś sposób próbą uświadomienia, że na nasze życie, na nasze miejsce na ziemi, ma niewątpliwie wpływ otoczenie – ale nie wyłącznie materialne. To muzeum pokazuje atmosferę tamtych, komunistycznych, czasów w Szczecinie i w Polsce.

Otoczenie Muzeum stanowi bardzo różnorodna zabudowa.

Gdy jesteśmy na dachu tego muzeum możemy dostrzec przekrój niejako całego miasta. Opodal jest ciekawa secesyjna kamienica, będąca dziś komendą policji a obok nowoczesny budynek Filharmonii Szczecińskiej (wyróżniany w wielu konkursach architektonicznych), zbudowany w latach 2011-2014 w miejscu zniszczonego w końcu II wojny światowej secesyjnego budynku Konzerthaus (jego sala zbudowana na potrzeby koncertów kameralnych oraz wydarzenia edukacyjne, była oceniana przez ekspertów jako „akustyczna perełka”).

Jest wreszcie obok, na wyciągnięcie ręki, najstarsza świątynia w mieście. To niewielki gotycki ceglany kościół z XIII wieku (pw. świętych Piotra i Pawła), znajdujący się na Europejskim Szlaku Gotyku Ceglanego. A obok niego, na Placu Solidarności jest Pomnik Ofiar Grudnia 1970 (potocznie zwany Aniołem Wolności) upamiętniający ofiary tragicznych wydarzeń sprzed 51 lat. Dalej jest renesansowy Zamek Książąt Pomorskich z XIII wieku usytuowany na Wzgórzu Zamkowym. To historyczna siedziba rodu Gryfitów, władców Księstwa Pomorskiego. Godny pokazania jest na pewno gwiaździsty układ ulic w centrum Szczecina (przypominając w dużym stopniu ten w Paryżu). Świetne mamy też miejskie panoramy. Polecam jedną z nich – z Wałów Chrobrego, z której podziwiać można Odrę i jej pobliskie rozlewisko. Ciekawe jest także jezioro Dąbie. Takich i podobnych miejsc jest w Szczecinie naprawdę dużo.

A czym zajmie się Pani po napisaniu pracy magisterskiej? Czy myśli już Pani o kolejnej książce?

Biorąc pod uwagę niezwykle ciekawy temat, nad którym pracuję, może powstanie z tego nie tylko praca naukowa, ale również książka napisana bardziej przyjaznym językiem? Taka dla „normalnego” czytelnika. Zobaczymy.

„Abordaże szczecińskie” to zbiór tekstów, które reprezentują różne gatunki literackie..?

Tak, są tam opowiadania, recenzje i reportaże, ale nie tylko. Nazwa abordaż jest stworzonym przeze mnie określeniem tekstu o charakterze zbliżonym do hybrydy gatunkowej, czyli pracy łączącej w sobie różne gatunki literackie. Mieszanie gatunków literackich (ale i innych w szeroko pojętej sztuce) jest obecnie dość powszechną techniką twórczą, różnie zresztą nazywaną (np. kolaż, czy melanż – słowa pochodzące z języka francuskiego). Ja, pod wpływem języka i kultury francuskiej, która jest mi bliska, nadałam nowe znaczenie polskiemu słowu „abordaż” (pochodzącemu również z języka francuskiego). Po pierwsze brzmi to znacznie lepiej niż (mająca dla mnie przede wszystkim biologiczne konotacje) hybryda gatunkowa. Po drugie uważam, że jako autorka mam prawo wyrażać myśli w sposób, jaki chcę, nie trzymając się, wymyślonych dawno temu, skostniałych gatunków literackich. Moje „Abordaże szczecińskie” nie są przecież pracą naukową, przy pisaniu której obowiązują sztywne reguły.

Uważam, że jednym z ciekawszych elementów tej książki jest właśnie to, że została napisana w swobodny sposób. Na przykład są tam teksty, na pierwszy rzut oka wydające się recenzjami, które w rzeczywistości są esejami. Są też inne mieszanki gatunkowe, powstałe na potrzeby opowiedzenia konkretnej historii czy podania w nienużący sposób (czyli taki, aby czytelnik doczytał do końca) faktów czy danych statystycznych.

Niektórzy czytelnicy porównują ją z „Osobistym przewodnikiem po Pradze” Mariusza Szczygła...

Rzeczywiście, jest to swojego rodzaju przewodnik po Szczecinie. Są też tacy, którzy mówią, że książka przypomina „Ulice Szczecina” Artura Daniela Liskowackiego. To ciekawe porównania, ale moim zdaniem, trudno tę książkę jednoznacznie zaszufladkować. Jest to na pewno moje indywidualne spojrzenie na miasto i być może nie każdego zainteresuje, ale wcale nie robiłam takiego założenia pisząc „Abordaże szczecińskie”. Zresztą nie kryję tego. Pierwszy tekst książki, nosi tytuł „Nie czytaj”...

Ja jednak polecam i gratuluję.

Dziękuję.

I czekam na Pani kolejną książkę.

Rozmawiał Leszek Wątróbski
Fot. autor

<<<Wstecz