Inkluzywnie, czyli
Boże Narodzenie bez… Bożego Narodzenia

Komisja Europejska opublikowała wewnętrzny poradnik „komunikacji inkluzywnej” z wymienionymi określeniami, których należy unikać, by nikogo nie obrazić. Dziennik „Le Figaro”, który dotarł do poradnika, pisze, że wśród słów obraźliwych znalazło się również Boże Narodzenie, które musi być wobec tego usunięte z nowomowy brukselskich klerków.

Poradnik zaprezentowała w Brukseli sama Helena Dali, komisarz ds. równości, socjalistka rodem z Malty. Jej autorska propozycja dla Europejczyków (na razie z kręgu eurobiurokratów) jest następująca: unijni urzędnicy mają mówić tak, aby unikać „uznania kogokolwiek za chrześcijanina”. Dlaczego? Ano dlatego, by było inkluzywnie, czyli – innymi słowy – włączająco. Włączająco to tak, aby „we wszechstronnej komunikacji nikogo nie pomijać”, ani nikogo nie marginalizować. Nie marginalizować ze względu na płeć, na rasę, język, religię i – rzecz oczywista – orientację seksualną.

W skomplikowanie nieskomplikowanym umyśle komisarki ds. równości oznacza to, że jakby ktoś wspomniał w grudniu, że zbliżają się święta Bożego Narodzenia, to tym samym byłby autorem dramatycznego dramatu, jako że swą wypowiedzią wykluczyłby tych wszystkich, którzy narodzenia Chrystusa nie świętują. Wniosek zaś z tego dla autorki poradnika mowy inkluzywnej wypłynął oczywisty: Boże Narodzenie należy świętować bez Bożego Narodzenia.

I w tym miejscu chyba każdy z Państwa zaniemówił z wrażenia. Organ mowy mi również odmówiłby posłuszeństwa, gdybym chciał z socjalistką z Malty polemizować, bo nie lubi, by go strzępić na daremno. W tej sytuacji zapytam więc tylko retorycznie: „czy leci z nami pilot?”! Czyli innymi słowy, czy w unijnym statku kosmicznym (bo na takim poziomie odlotu już funkcjonują niektórzy eurokomisarzy), został jeszcze ktoś przy zdrowych zmysłach, który by wytłumaczył komisarz Dali, że, rugując z mowy słowo Boże Narodzenie, obraża ona i wyklucza miliony chrześcijan, którzy chcieliby publicznie i bez strachu ukarania przez unijnych gałganów świętować swe największe święto. Można też dopytać Helenę Dali, czy ona w ogóle wierzy w słowo „tolerancja”, jakie odmienia pewnie codziennie przez wszystkie przypadki, gdy się tylko obudzi. Bo coś mi się wydaje, że eliminując z publicznego użytku Boże Narodzenie, obraża ona nie tylko chrześcijan, ale też społeczność niewierzącą, wierzącą po swojemu, inną od innych. Obraża, bo nie wierzy, że ta inna od innych społeczność też może być tolerancyjna, że może znieść oglądanie choinki świątecznej i żłóbka z Jezuskiem. Przyjąć do wiadomości z wyrozumieniem, że skoro domaga się tolerancji dla własnych poglądów albo często też fanaberii, to musi się też zdobyć na tolerancję w odwrotną stronę.

Ale „sroka komunistka”, jakby Helenę Dali pewnie nazwał ks. Jan Twardowski, gdyby dożył do dni dzisiejszych, chce chrześcijanom zabrać nie tylko Boże Narodzenie. Pragnie też w imię inkluzywności brukselskiej nowomowy pozbawić ich godności osobistej, bo odebrać im ich imiona. „Sroka komunistka” domaga się w szczególności wygumkowania z obiegu publicznego imion, które za bardzo kojarzą się jej z religią. Są zbyt biblijne jak chociażby Maria czy Jan. Zamiast ich proponuje bardziej neutralne zawołania jak „Malika i Juliusz”. Cóż, paradne. Mój organ mowy tym razem zamilkł na amen w tym miejscu. Pilot z nami nie leci, to też rzecz pewna.

Pewne dziecko pisząc list do Boga zapytało Go, czy gdy tworzył żyrafę, to tak i musiało być, czy, tobie Boże, tylko tak wyszło? Gdybym był dzieckiem, zapytał Stwórcę, czy Helenę Dali pozbawił rozumu, bo chciał ją ukarać za pychę czy głupotę? A może za jedno i drugie, bo obu tych „przymiotów” ma w nadmiarze. A poza tym to – trzymając się jej „głębi” myślenia – trzeba by komisarkę zachęcić, by sama szybko się przemianowała na Różę albo Zoję, bo imię Helena jest przecież zbyt podejrzanie kościelne. Może w łatwy sposób skojarzyć się ze świętą Heleną, która według podania odnalazła relikwię świętego krzyża i jest czczona przez prawosławnych wraz ze swym synem cesarzem Konstantym na równi z apostołami. Takie skojarzenie dla komisarz Dali byłoby poza wszelkimi ramami inkluzywności, więc pozostaje Zoja, bo Róża już zajęta przez pewną europosłankę z Polski. Skojarzenia z Zoją będą cudne, łączące proletariuszy wszystkich krajów oraz osoby inne od innych.

Aha, byłbym zapomniał, i niech komisarka Zoja odczepi się jeszcze od takich słów jak „panie i panowie”, których odradza używać na powitanie zebranych. Bo wśród witanych – jak objaśnia – mogą trafić się też osoby niebinarne, których ominie inkluzywność i przez to mogą się poczuć nieprzywitane. Wtedy komisarka do spraw wszelkiej równości może z kolei poczuć się niespełniona na swym urzędzie, bo wyjdzie, że darmo je chleb z unijnego pieca. I w tym jest cały szkopuł, jak się wydaje. Komisarz Dali musi ciągle udowadniać unijnym podatnikom, że nie jest darmozjadką, tylko ciężko pracuje za ciężkie pieniądze. A dowodem jej trudów nad siły jest właśnie poradnik mowy inkluzywnej, którego przydatność musi teraz bronić, by nie wyjść na trutnia, choć broniąc wychodzi jeszcze gorzej, bo na idiotkę.

Ale skomplikowanie nieskomplikowany umysł ma nie tylko komisarz Dali. Taki też ma, a może nawet bardziej niż taki, prezydent miasta stołecznego Warszawy Rafał Trzaskowski, który dla odmiany w grudniu nie wydał żadnego poradnika, tylko oplakatował całą stolicę Polski plakatami z życzeniami warszawiakom wszystkim – mimo wszystko – wszystkiego dobrego. Czyli, jakby ktoś nie zakumał, życzył tym samym wszystkim świątecznych świąt z okazji świąt. Jakich świąt, mówić nie wolno ani nawet domyślić się z obrazku na plakacie, gdzie zostali namalowani łyżwiarze bez twarzy, ślizgający się w kółko jak w transie na tle jakiegoś budynku. Czyli pełna konspiracja i katakumby dla chrześcijan, którzy niech cieszą się skrycie z okazji... pst, pst, ani słowa więcej, bo radna Dziduszko poczuje się nie inkluzywnie i w ramach protestu padnie na jezdnię, udając ofiarę tortur katolickiego reżimu. (Jej mąż już kiedyś ten manewr wykonał. Padł na glebę na jednej z antyrządowych demonstracji, markując się pod umarlaka. Gdy fotoreporterzy zrobili mu fotki, otrząsnął się i poszedł, a media światowe długo jeszcze kolportowały „prawdę” o brutalności polskiego faszystowskiego reżimu).

Na pocieszenie chcę jednak dla wszystkich, którzy czekają na zbliżające się święta, powiedzieć, że Boże Narodzenie na razie w Brukseli ocalało. Ostatecznie, bowiem komisarz ds. równości Helena vel Zoja Dali pod wpływem ostrej krytyki prace nad inkluzywnym poradnikiem zawiesiła. Poczynania komisarz oprotestowali, bowiem, zgodnie i Watykan, i biskupi z Komisji Episkopatów Wspólnoty Europejskiej. Biskupi uznali, że poradnikową twórczość komisarz ds. równości „charakteryzowały antyreligijne uprzedzenia”, zaś sekretarz stanu Stolicy Apostolskiej kard. Parolin stwierdził, że wprowadzenie absurdalnych ograniczeń nie jest sposobem na walkę z dyskryminacją.

– Nie da się wygrać z rzeczywistością. Korzenie Europy są jasne, powstała ona dzięki chrześcijaństwu – napisał i z całą pewnością nie przekonał Zoję z Malty. Nacisnęła ona wprawdzie na pedał z hamulcem, ale tylko dlatego, że wymaga tego „mądrość etapu”, jak mawiali polscy konformiści. Tak otwarcie zadzierać z tradycją i chrześcijaństwem jeszcze nie może, bo rewolucja ideologiczna unijnych neomarksistów jeszcze nie całkiem przeorała umysły Europejczyków.

Helena vel Zoja Dali, komisarka równościowa, będzie więc jeszcze miała pełne ręce roboty...

Tadeusz Andrzejewski
radny rejonu wileńskiego

<<<Wstecz