Rodzina Jadwigi i Władysława Boguckich z Werusowa jest wdzięczna samorządowi

Życie stało się łatwiejsze

– Korzystamy z pochylni dla osób niepełnosprawnych od ponad roku i nie możemy się nacieszyć z tego samorządowego prezentu. Mąż po trzecim wylewie został całkowicie sparaliżowany i może się poruszać tylko na wózku inwalidzkim. Mieszkamy we własnym domu we dwoje i gdyby nie pochylnia bylibyśmy odcięci od świata – z przejęciem mówiła Jadwiga Bogucka, mieszkanka osiedla Werusowo w gminie sużańskiej.

Jak opowiadała, Władysław od dłuższego czasu miał podwyższone ciśnienie, a w 2007 roku przeszedł operację serca. Zabieg przebiegł pomyślnie i zdrowie przez jakiś czas dopisywało. Przed czterema laty jednak, tuż przed jubileuszem 70-lecia, do którego rodzina już się szykowała, mąż dostał wylewu. Uroczystość przyszło się odłożyć. Początkowo pani Jadwiga sądziła, że nie na długo, ale potem był drugi wylew, trzeci…

– Po drugim wylewie mąż był jeszcze w stanie poruszać się o własnych siłach, ale po trzecim został całkowicie sparaliżowany i bez postronnej pomocy faktycznie niczego nie jest w stanie zrobić – zwierzała się pani Jadwiga. – Pracownicy Wydziału Opieki Socjalnej administracji samorządu rejonu wileńskiego podpowiedzieli mi bym napisała podanie z prośbą o wybudowanie pochylni. Tak też zrobiłam – relacjonowała. Dodała, że wkrótce w progi domu zawitała komisja, która zapoznała się z warunkami „na miejscu”. Nie za długo zaś po jej wizycie na podwórku pojawili się pracownicy spółki budowlanej „Statybų alėja” z kierownikiem Walerym Zieniewiczem na czele.

– O kierowniku i pracownikach mogę wyrażać się tylko w samych superlatywach – to prawdziwi fachowcy: kompetentni, odpowiedzialni, pracowici, grzeczni. Słowem, choć do rany przyłóż – ze wzruszeniem i wdzięcznością mówiła Bogucka. Dodała, że pracownicy spółki nie tylko wybudowali pochylnię, ale i wymienili wejściowe drzwi. – Dzięki pomocy samorządu życie stało się łatwiejsze, bo bez problemów mogę wywieźć męża na powietrze, a w razie potrzeby do przychodni czy szpitala. Pochylnia jest wykonana z ocynkowanej stali, która nie ulega korozji. Kratki ażurowe sprawiają, że na powierzchni rampy nie osadza się woda, śnieg czy liście. Nie gromadzą się one na powierzchni, ale przez dziurki opadają na podłoże poniżej. Dzięki temu pochylnia może być użytkowana przez cały rok. Pani Jadwiga pochwaliła się, że korzysta też z innych usług świadczonych przez Wydział Opieki Socjalnej i jest z nich niezmiernie zadowolona, np. w razie potrzeby zamawia specjalistyczny transport. „Dostosowany do potrzeb osób niepełnosprawnych mikrobus kosztuje naprawdę niedrogo i jest to kolejne ułatwienie dla nas, seniorów. Nie wiem, czy jest drugi taki samorząd w kraju, który poświęca tyle uwagi i tak wiele pomaga osobom niepełnosprawnym i seniorom” – emocjonalnie stwierdziła pani Jadwiga.

Można jedynie podziwiać siłę ducha, wiarę i pracowitość tej kobiety, na której barkach trzyma się całe gospodarstwo domowe. Mimo tego, że sama ma kłopoty ze zdrowiem i ma II grupę inwalidzką, to oprócz stałej opieki nad mężem i przygotowaniem posiłków, musi jeszcze napalić w piecu, zadbać o to, by półki w lodówce nie świeciły pustkami, posprzątać itd. Ponadto, musi zadbać o warzywa na działce przyzagrodowej i cieplarni. Rezolutnie twierdzi, że jest przyzwyczajona do ciężkiej pracy i niegdyś z mężem trzymali trzy krowy, świnie, drób.

– Na razie jakoś daję sobie radę, chociaż dom jest zimny i trzeba stale podtrzymywać reżim cieplny. Utrapieniem jest zbierająca się w piwnicy woda, którą trzeba wypompowywać, ale najgorsze jest to, że nogi odmawiają posłuszeństwa i do sklepu, który znajduje się w odległości niespełna kilometra już sama dojść nie potrafię – utyskiwała kobieta. Przyznała otwarcie, że opieka nad chorym mężem też nie jest sprawą łatwą, bo małżonek, z którym przeżyli wspólnie już 42 lata, jest czasami kapryśny, wybredny i opryskliwy. Przed paroma laty pani Jadwiga co roku kładła się do szpitala, by „serduszko podleczyć, nieco odpocząć i ogólnie zdrowie podreperować”. Teraz tego nie może uczynić, gdyż mąż za żadne skarby nie chce skorzystać z usług placówki opieki paliatywnej i woli pozostawać w domu. „Nie pozostawiono mi wyboru. Muszę się z tą sytuacją pogodzić i samej zadbać o swe zdrowie” – stwierdziła z pewną dozą rezygnacji…

– Jest nam niezmiernie miło i przyjemnie, że ktoś docenił pracę samorządu i naszego wydziału, bo naprawdę staramy się i robimy dużo, by udzielić wszelakiego wsparcia rodzinom i osobom potrzebującym pomocy – z satysfakcją stwierdziła Irena Ingielewicz, kierowniczka samorządowego Wydziału Opieki Socjalnej. Poinformowała, że do wydziału zwracają się ludzie z prośbami dostosowania warunków bytowych do potrzeb osób niepełnosprawnych.

– To nie tylko budowa pochylni, ale też rekonstrukcja łazienek, pryszniców, instalowanie wind itd. – wyliczała kierowniczka. Według niej, średnio w rok zadawalane są podania 15 rodzin i jest to niemały wydatek, gdyż budowa przykładowej pochylni kosztuje w granicach od 6 do 8 tys. euro. – Świadczymy również usługi transportowe, a za 10 km przebytej drogi, której odliczanie zaczyna się od momentu, gdy klient wsiądzie do środka transportu, kosztuje tylko jedno euro – tłumaczyła Ingielewicz. Dodała, że współpraca ze spółką „Statybų alėja” układa się jak najlepiej i ludzie, którzy zazwyczaj są nastawieni negatywnie do budowlanych, bo ci rzekomo więcej napartaczą niż coś użytecznego zrobią, zmieniają zdanie i jakość prac oceniają krótko: „Zrobili lepiej niż sobie”.

Zygmunt Żdanowicz

Na zdjęciu: pochylnię zrobili „lepiej niż sobie”
Fot.
autor

<<<Wstecz