Miejsce urodzin Piłsudskich to nie Zułowo!

Dbajmy o rzetelną historię

W pracy historyków ważna jest skrupulatność. Dbałość o fakty. Nieco mniej liczy się to u gawędziarzy, dla których ważniejsze od faktów są ciekawostki, legendy i tajemnice. Jednak i oni dbają, aby to co mówią było prawdziwe i dokładne. Nikt przecież nie chce słuchać historii, która nie miała miejsca.

A jednak różne zjawiska powodują, że zapamiętujemy fałszywy obraz, który potem trudno jest naprawić. W ochronie przed fałszowaniem historii może nam czasem pomóc m. in.... gramatyka.

Tak właśnie wygląda sprawa z miejscem urodzin Józefa Piłsudskiego, i choć sprawa jest bardzo drobna, to jednak dotyczy jednej z najważniejszych postaci historii Rzeczypospolitej, a same zjawiska są niezwykle interesujące. Na trop takiej sprawy wpadli właśnie pracownicy Fundacji „Genealogia Polaków”, zajmujący się przygotowywaniem materiałów edukacyjnych dla Polaków na Kresach, w Polsce i na całym świecie. Okazuje się, że cały świat, wszystkie słowniki i biografie mylą się.

Miejscowość, w której urodził się Józef Piłsudski nigdy nie nazywała się Zułowo. Nie nazywała się tak ani wieś, ani majątek leżący przy tej wsi, należący do Piłsudskich, gdzie prowadzono dobre gospodarstwo, a nawet produkowano… wyśmienite alkohole, zyskujące uznanie na wystawach krajowych. Nazwa obu miejsc brzmiała Zułów.

Skąd więc wzięło się Zułowo?

Miejscowość, pomimo zamieszkiwania przez rodzinę szlachecką, nie była powszechnie znana – ot, przeciętna mała wioska, niewielka społeczność mająca swoje role, pomagająca sobie nawzajem. Gdy Józef Piłsudski stał się Naczelnikiem Państwa, nagle zaczęto się interesować jego przeszłością. W międzyczasie jednak majątek spalił się, a Piłsudscy przenieśli się gdzie indziej. Historycy, redaktorzy, dziennikarze pisali więc, że urodził się w Zułowie używając narzędnika liczby pojedynczej, albo że pochodził z Zułowa (dopełniacz). W zasadzie nigdy nie potrzeba było używać nazwy w mianowniku.

Ktoś kto nie znał dobrze geografii terenów Wileńszczyzny, widząc takie odmiany mógł się jedynie domyślać poprawnej nazwy podstawowej. A mogłaby ona brzmieć zarówno Zułów jak i Zułowo. Nieszczęśliwie upowszechniła się ta błędna – i tak już zostało na lata.

Sięgając do starych map czy inwentarzy widzimy jednak zawsze nazwę Zułów, a jeszcze dawniej Zuław. Możemy się więc zorientować, że źródłem jest tutaj słowo „zuł”, czyli łacha piaskowa, wyspa, namulisko w zakolu rzeki. To ten sam źródłosłów co w nazwie Żuławy.

Historia jednak jest żywa i wciąż się zmienia, nazwy ulegają przekształceniom również w sposób naturalny. W 2011 roku Główny Urząd Geodezji i Kartografii ustalił, że polska nazwa tej wsi brzmi Zułowo – pieczętując w ten sposób utrwalony błąd i powołując się na przedwojenne publikacje. I tak już chyba zostanie – bo zmienić to będzie trudno.

Historia miejscowości Zułów pokazuje jednak jak łatwo zakłamać historię. W tym przypadku był to proces niecelowy, przypadkowy. Gorzej, gdy pojawiają się, np. kronikarze na usługach królewskich, którzy spisują całkowicie odwróconą historię. Takie zjawisko miało miejsce przy dziejach… Makbeta – tego samego opisanego przez Williama Shakespeara. Pisarz oparł się na kronice, według której zły Makbet został zrzucony z tronu przez dobrego protoplastę szkockiej linii królewskiej. Prawda jednak była inna – Makbet był sprawiedliwym władcą, a jego rządy odznaczały się sprawiedliwością. Następca jego zabójcy zamówił jednak napisanie fałszywej kroniki – i taką wersję znamy już do dziś.

Przypuszcza się, że taki sam proces miał miejsce w historii Polski. Znana jest historia o złym Popielu i dobrym Piaście – protoplaście dynastii królewskiej. Problem jednak w tym, że historia ta pochodzi z kroniki pisanej na zlecenie… Piastów. Obecnie historycy podejrzewają, że mogło być na odwrót. Mamy też liczne sprzeczne zapisy z czasów początków Litwy, początków Unii Polsko-Litewskiej, z czasów najazdów szwedzkich, zaborów, czy najnowszej historii. Zawsze nowy władca, najeźdźca czy zaborca próbował pisać historię po swojemu. Fatalnie się sprawa przedstawia, gdy historia staje się narzędziem walki politycznej. Jeśli sprawa dotyczyła nazw wsi to nie ma tu wielkiej szkody, jednak, gdy zaczyna to dotyczyć praw do życia, kultury, religii, własności gospodarczej – to takie kłamstwa mogą mieć poważny wpływ na dalsze dzieje, życie ludzi i trwałość państw.

O prawdę dbać może każdy, w szczególności nauczyciel. Dobrze jest, aby opierał się na wartościowych materiałach, ciekawych podręcznikach, korzystał z dobrze opracowanych źródeł. Od jego sumienności zależy potem bowiem przekonanie przyszłych pokoleń. Wyobraźmy sobie, co by było, gdyby w przedszkolu ktoś opowiadał bajkę o złym Czerwonym Kapturku i dobrym Wilku, albo o podłym Jasiu i Małgosi a troskliwej Czarownicy. Tak wykształcone dzieci mogłyby mieć całkiem odwrócony zestaw pojęć. Bajki, bowiem, są pierwszym źródłem opisywania świata, jeśli są wykoślawione to niszczą hierarchię wartości. Tak nauczone dzieci, mogłyby potem oceniać złodziei, jako elitę społeczną, gwałcicieli jako godnych naśladowania, a tyranów jako zbawców.

Na zdjęciach: fragmenty map i dokumentów ubiegłych wieków

Artykuł został przygotowany przez Fundację „Genealogia Polaków” w ramach programu wspierania edukacji historycznej. Fundacja prowadzi programy wspierające rzetelną historię i tworzy materiały dla polskich uczniów i nauczycieli oparte o kulturę narodową. Program dofinansowany ze Środków Narodowego Instytutu Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego ze środków Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018-2030.

<<<Wstecz