Portugalia nowym mistrzem świata w futsalu

Najdroższe przedsięwzięcie sportowe

Piłkarze Portugalii wywalczyli po raz pierwszy w historii mistrzostwo świata w futsalu. W niedzielnym finale pokonali w Kownie broniącą tytułu Argentynę 2:1 (1:0). Przedtem Brazylijczycy po wyrównanym pojedynku pokonali Kazachów z wynikiem 4:2 (0:1) i zajęli trzecie miejsce.

Oba mecze o ostateczne miejsca na podium zostały rozegrane w niedzielę wieczorem w kowieńskiej hali Žalgiris, która jest największą multifunkcyjną areną w Krajach Bałtyckich. Rozlokowana na brzegu Niemna naprawdę wygląda imponująco. Pojedynki finałowe zgromadziły – po raz pierwszy zresztą – sporą widownię i aby trafić do środka musiałem odstać w kolejce, by po sprawdzeniu biletów oraz odpowiednich zaświadczeń epidemicznych wejść do środka areny.

Azjaci groźniejsi

W „małym finale” spotkały się reprezentacje Brazylii (pięciokrotni mistrzowie świata w futsalu) oraz Kazachstanu. Oczywiście, że faworytem byli Brazylijczycy, ale początek spotkania należał nie do nich. Kazachowie rozpoczęli spotkanie niezwykle skoncentrowani i to oni niespodziewanie dyktowali warunki gry. Ich akcje były bardziej przemyślane i bardziej agresywne. Azjaci stworzyli kilka ostrych sytuacji podbramkowych i po jednej z nich wyszli na prowadzenie. Niesieni dopingiem przez grupki swych kibiców piłkarze Kazachstanu, którzy po raz pierwszy trafili do czwórki najsilniejszych drużyn świata, próbowali podwyższyć wynik i byli blisko dopięcia swego: po technicznym uderzeniu Nurgużina piłkę zmierzającą do pustej bramki wybił brazylijski obrońca...

Kuriozalna bramka

Początek drugiej połowy ponownie należał do Kazachów, ale zdarzyła się rzecz nieprzewidziana – naturalizowany Brazylijczyk Taynan przez nikogo nie atakowany odegrał piłkę do swego rodaka, bramkarza Higuita, który akurat opuścił stanowisko, by wsparć kolegów w ataku. Kuriozalny samobój podciął Kazachom skrzydła, co niemiłosiernie wykorzystali doświadczeni Brazylijczycy. Przejęli inicjatywę, zaczęli kontrolować grę, czego efektem były kolejne trzy gole, na które Kazachowie odpowiedzieli tylko jednym trafieniem. Pod kurtynę spotkania spiker z radością w głosie poinformował, że spotkanie to oglądało ponad 6700 widzów, co przy średniej 977 widzów na jeden mecz było naprawdę godnym odnotowania wydarzeniem. Zresztą rekord ten nie przetrzymał się długo, gdyż oglądalność finałowego pojedynku pomiędzy reprezentacjami Argentyny i Portugalii wzrosła do 8500.

Jak Ronaldo z Messim

Jeżeli mecz o trzecie miejsce był w miarę spokojny i cichy, bo kibiców z Brazylii można było na palcach policzyć, a fanowie drużyny z Kazachstanu dopingowali „swoich” jedynie od czasu do czasu i to dość niemrawo, to sytuacja diametralnie zmieniła się za sprawą kibiców z Portugalii. W Kownie było ich naprawdę dużo. Głośno dopingowali swą drużynę śpiewem, skandowaniem oraz okrzykami „Portugal!”, „Portugal!”, „Porte!”. Ubrani w czerwone koszulki, umalowani w portugalskie barwy narodowe, wymachiwali flagami Portugalii i przez cały mecz gorąco dopingowali swych piłkarzy, którzy w decydującym pojedynku zmierzyli się z aktualnymi mistrzami świata – Argentyńczykami. „To jak pojedynek Ronaldo z Messim” – mówili rozemocjonowani przybysze z Półwyspu Pirenejskiego. Portugalczycy też nie w ciemię bici, gdyż legitymujący się tytułem mistrza Starego Kontynentu, chcieliby sięgnąć po tytuł najwyższy i, jak się później okazało, ambitny cel zrealizowali...

Czerwony kartonik za uderzenie w brzuch

Waga pojedynku na początku jakby skuła poczynania obu drużyn, gdyż grały dość ostrożnie i asekuracyjnie. Wszystko zmieniło się w momencie, gdy Argentyńczyk Cristian Borruto niespodziewanie uderzył pięścią w brzuch Ricardinho, jednego z najlepszych piłkarzy na świecie. Portugalczycy zaczęli ostro protestować i domagać się ukarania winnego. Sędzia po przeglądzie sytuacji w systemie VAR, pokazał Argentyńczykowi czerwony kartonik, co wyeliminowało go z dalszej gry. Ponadto koledzy wydalonego z boiska musieli grać w osłabieniu i to kosztowało ich sporo sił. Niby wytrzymali całe dwie minuty, ale tuż po wyrównaniu sił na boisku prowadzenie Portugalczykom dał Pany. Krótko po tym „poszkodowany” Ricardinho (nie brakuje mu zdolności aktorskich) mógł podwyższyć wynik, ale z metra trafił w słupek.

Szczęście się odwróciło

Po zmianie stron więcej z gry mieli mistrzowie Europy. Po technicznym lobie Ericka Argentyńczyków uratowała poprzeczka, potem ponownie Pany strzałem z dystansu podwyższył prowadzenie. Odpowiedź mistrzów świata była błyskawiczna, a kontaktowa bramka Angela Claudino dodała im skrzydeł. Zepchnęli oponentów do obrony i stworzyli kilka świetnych sytuacji do wyrównania, ale szczęście się od nich odwróciło. Jeszcze niemal równo z syreną piłka odbiła się od słupka portugalskiej bramki, ostatecznie grzebiąc nadzieje na wyrównanie.

Z mieszanymi uczuciami

W hali Žalgiris nie zabrakło polskich akcentów, a jednym z nich był wiszący na bandzie plakat z napisem GLIWICE z herbem miasta oraz Polski. Co prawda, zaplecza w postaci kibiców z Polski za plakatem nie zauważyłem. Słyszałem natomiast kilka osób rozmawiających po polsku, a akcent i wymowa świadczyły o tym, że przybyli z Macierzy. Wychodząc z kowieńskiej hali miałem mieszane uczucia: z jednej strony cieszyłem się, że stałem się świadkiem wielkiego wydarzenia sportowego, jakiego na Litwie jeszcze nie było, a z drugiej strony byłem nieco zawiedzony, gdyż kibicowałem Kazachstanowi i Argentynie i obie drużyny doznały porażek. Gwoli sprawiedliwości chciałbym jednak dodać, że Kazachstanowi kibicowałem z wyrachowania, czyli dlatego, że nigdy przedtem tak wysoko nie zaszli, a Argentynie po prostu dlatego, że w hali prawie nie mieli podtrzymania, gdyż z racji na odległość oraz pandemię jej kibice do Kowna nie przybyli.

Warto było

Dodam też, że mistrzostwa świata w futsalu były zorganizowane po raz dziewiąty. Po raz pierwszy na Litwie. Mecze fazy grupowej były rozgrywane w Kłajpedzie, Wilnie oraz Kownie. Aż pięciokrotnie triumfowali w nich Brazylijczycy, dwukrotnie Hiszpanie, raz Argentyńczycy, a teraz – Portugalczycy. Mimo że zainteresowanie MŚ w futsalu nie było na Litwie wielkie, ale było to najkosztowniejsze przedsięwzięcie sportowe, jakie dotychczas było zorganizowane w naszym kraju. Jego budżet wyniósł około 20 mln euro i chociażby z tego powodu warto było je zorganizować.

Zygmunt Żdanowicz

Fot. FIFA

<<<Wstecz