Demokracja jak za sowietów, nazistów i włoskich faszystów

To, że na jesieni ruszy na Litwie ideologiczna ofensywa w tęczowe barwy przybrana, nikomu nie było tajemnicą. Budzi jedynie nieco zdziwienie, że nie poczekali nawet na wznowienie obrad Sejmu, tylko ruszyli ławą już w pierwszych dniach września.

Tym razem race do ataku odpaliła w Kownie tamtejsza tzw. Parada Równości – Kaunas Prifde, której kownianie ani miejscowy magistrat nie chcieli widzieć na centralnej alei miasta. Sąd jednak wymusił otwarcie alei Laisvės dla tęczowych, mimo prowadzonych tam remontów, jak wydaje się celowo, przez samorząd. Organizatorzy parady czując poparcie rządu, Brukseli, międzynarodowych korporacji etc. uzyskali niezwykłą wręcz pewność siebie. Zachowują się buńczucznie, a swe postulaty i żądania windują do niebotycznych horyzontów, jakich nawet w krajach „prodwinutych” ideologicznie tamtejsze tęczowe „jaczejki” nie śmieją wysuwać.

Być może więc Litwa, małe prowincjonalne państewko w Unii, czułe na każdy grymas Brukseli, jest swoistym poligonem, na którym testowane są granice żądań tęczowych harcowników. A granice te w naszym kraju zostały naprawdę przesunięte daleko. Liderzy LGBT przed kowieńską paradą wysunęli wręcz kosmiczne oczekiwania, żądając od litewskiej społeczności już nie tylko tolerancji i niedyskryminacji, tylko afirmacji i pełnej akceptacji dla ich niekończącej się nigdy agendy. LBGT ma być wszędzie, w każdej dziedzinie życia, a już w sposób szczególny w szkołach. Tam według życzenia tęczowych aktywistów ma być wykładana historia LGBT, jej martyrologia na przeciągu wieków, nawet wtedy, gdy o takim ruchu nikt nic nie słyszał z racji, że go wówczas po prostu nie było. Ale co to za różnica. Nie było, więc ułożymy tak historię, że wyjdzie, iż jakoby było. Czy to pierwszy raz neomarksiści piszą opasłe księgi na temat zmyślonych i wykreowanych przez siebie walk klas, czy w tym przypadku płci.

Żądają też oczywiście małżeństw jednopłciowych z adopcją przez nie dzieci włącznie, których praw do posiadania ojca i matki nikt nie zamierza respektować. Ważne by dorośli byli usatysfakcjonowani. Na tym, oczywiście, nie koniec żądań, bo aktywiści spod znaku fałszywej tęczy oczekują też kryminalizacji tzw. konwersyjnej terapii dla osób z zaburzoną tożsamością seksualną, której dobrowolnie chcieliby się poddać, by wrócić do swej pierwotnej, biologicznej tożsamości. Tutaj należy sprawę objąć kryminałem, bo inaczej może dojść do obalenia mitu o niemożności wyjścia z homoseksualizmu, co aktywiści aktywnie propagują i boją się zarazem, by ten mit ktoś nie obalił na przykładzie własnych doświadczeń.

Gdy prezydent Gitanas Nausėda, zapytany o postulaty lobby LGBT, powiedział, że na pewno nie zgodzi się na małżeństwa i adopcję dzieci przez osoby LGBT oraz na propagandę LGBT w szkołach, z furią na niego natarł czołowy litewski tęczowy propagandysta, który jest też dziennikarzem i korespondentem Delfi w Rzymie. O Pauliusie Jurkevičiusie, rzecz jasna, mowa. Przy tym należy zauważyć, że toporność propagandy Jurkevičiusa rośnie wraz ze wzrostem oczekiwań lobby LGBT, które swe sprzeczne z litewskim prawem i Konstytucją postulaty uważają za coś niezbywalnego i bezsprzecznie im należnego. Żądają rzeczy bezprawnych na Litwie, a same prawo obracają na opak, jak kota ogonem.

Jurkevičius atakuje prezydenta, że jego „pierwszy sprzeciw” do adopcji dzieci przez pary jednopłciowe jest sprzeczny z Konstytucją. Niech mnie ktoś boleśnie uszczypnie za ucho, bo chyba źle słyszę. Według „konstytucjonalisty” i „mędrca” zarazem Jurkevičiusa zakaz adopcji dzieci przez pary LGBT jest sprzeczny z litewską Ustawą Zasadniczą. Bezczelność takiej tezy jest tak nieznośna, że jedyną „prawną” odpowiedzią Jurkevičiusowi może być powiedzenie: „Spadaj, gościu, na Księżyc i tam deliberuj z czarnoksiężnikiem Twardowskim o litewskiej Konstytucji, a ludziom na Ziemi nie rób kisielu z mózgu”.

W innym prezydenckim weto, dotyczącym sprzeciwu wobec propagandy LGBT w szkołach, Jurkevičius paradoksalnie już nie dostrzega żadnego deliktu prawnego. Tutaj uderza on w tony hipermoralne. Jak to możliwe, że uczniowie w dzisiejszych liberalnych czasach mieliby być pozbawieni wiedzy o niegdysiejszych prześladowaniach przez „nazistów, komunistów i włoskich faszystów” osób LGBT, pyta i sam odpowiada dramatycznie, że „przecież historia LGBT – to nic innego jak tylko historia nie pojętego rozumem bestialstwa, fanatyzmu, cierpienia i śmierci”.

Ideolodzy LGBT w takich sytuacjach stosują pewien trick. Mianowicie przypisują osobom dawno zmarłym przynależność do LGBT, mimo że oni sami nie mieli o tym pojęcia, i dopiero przez ten pryzmat opowiadają ich martyrologię. W ten sposób manipulują opinią publiczną, gdyż do prawdy o prześladowaniu przez totalitarne reżimy homoseksualistów dopisują jeszcze pewien kontekst. Wychodzi im wtedy, że komuniści, naziści i włoscy faszyści prześladowali ludzi nie za to, że ci byli niewłaściwej narodowości, pochodzili ze złej warstwy społecznej, prowadzili amoralny tryb życia, czy po prostu byli wyznawcami Chrystusa. Tylko prześladowali ludzi dlatego, że byli społecznością LGBT i (w domyśle) mieli swe postulaty, za które dotychczas, np. na Litwie, są prześladowani. Taka interpretacja historii LGBT, którą można liczyć co najwyżej na kilka dekad, jest oczywistym szalbierstwem i wykorzystywaniem jej fałszywych przesłanek do bieżących ideologicznych potrzeb aktywistów tego nieformalnego ruchu. Jurkevičius z pewnością to świetnie kuma, ale i tak swą propagandą uderza w prezydenta, który ponoć „wypowiedział wojnę dla historii męki”. Za co mu Jurkevičius wyprorokował, że skoro prezydent powiedział „nie” dla historii LGBT, to sam akurat do tej historii się zapisał. Jak węgierski Orban zresztą.

Jurkevičiusowi za jego starania LGBT z pewnością przygotuje osobny tom w swej historii, którą – co prawda – potem i tak znajdzie się jak i inne dzieła twórców marksistowskich na półkach dla koneserów abstrakcyjnego pseudonaukowego bełkotu. W Stanach Zjednoczonych, gdzie administracja obecnego postępowego prezydenta Joe Bidena i jego jeszcze bardziej postępowej wice Kamali Harris pisze najnowszą historię LGBT, niektórzy odważni publicyści pytają wręcz, czy „my w ogóle jesteśmy jeszcze ludźmi poważnymi”. Wdrażamy agendę LGBT na całym świecie, a nie potrafimy jednocześnie rozwiązywać żadnych ważnych problemów, bo nikt już nas nie traktuje poważnie. Całkowity blamaż Amerykanów w Afganistanie temu najlepszym dowodem.

Na Litwie historię LGBT z pewnością pisze aktualna władza. Gorliwie wspiera subkulturę spod fałszywej tęczy i wszystkie niemal jej postulaty, a jednocześnie wyśmiewa i gnębi autentyczny, oddolny Ruch Litewskich Rodzin (jako kontrowersyjny), którego manifestację pod Sejmem właśnie zabroniła. Bo nie chce słyszeć głosu 70 procent społeczeństwa.

Demokracja jak za sowietów, nazistów i włoskich faszystów...

Tadeusz Andrzejewski
radny rejonu wileńskiego

<<<Wstecz