Jubileusz 30-lecia pracy organistki Onutė Blažytė oraz święto chórzystów

Śpiewaniem i graniem chwalić Pana Boga

– Romek był moim pierwszym nauczycielem. Wprowadzał mnie w warsztat stopniowo, ale konsekwentnie: a to poprosił o zastępstwo, a to niby się spóźnił na „Padnijmy na twarz” śpiewaną przed Mszą św. i wtedy to ja byłam zmuszona usiąść do organów… z drżącymi rękoma – śmieje się organistka Onutė Blažytė przypominając początki gry na organach w kościele pw. św. Stanisława w Rzeszy.

Głośnym śmiechem reaguje na te wspomnienia Romuald Sieniuć, wieloletni organista kościoła Ducha Świętego w Wilnie, który trzy dekady temu, przez kilka lat pracował w Rzeszy.

– Nikogo nie uczyłem. Jedynie zachęcałem. I motywowałem… – śmieje się.

Rzesza ma organistkę

Kiedy Romuald się dowiedział, że Onutė ma ukończoną szkołę muzyczną – natychmiast zaproponował jej organy: początkowo na organach brzmiały prostsze utwory, potem – etap przełączania registrów, w kolejnym kroku dołączono pedały. Konsekwentnie, poprzez wielokrotne i wielogodzinne pozostawanie przy organach po Mszach św., jak też poprzez stosowanie różnych „sztuczek”, takich jak rzekome spóźnianie się organisty na Mszę św. – Onutė się usamodzielniała, aż wreszcie mogła grać samodzielnie i… już bez drżenia rąk.

Później razem z panem Romkiem ukończyła 3-letnie kursy dla organistów w Konserwatorium Muzycznym.

– Pracowałam zawodowo, a do kościoła szłam z radością, gdyż granie na organach traktowałam jako sercu miłe zajęcie, swoiste hobby – mówi Onutė.

Dzisiaj Onutė jest również kierowniczką kilku chórów parafialnych, a wierni cieszą się, że mają „własną” organistkę: Onutė, której rodzice mieszkali tuż obok kościoła, jest parafianką urodzoną w Rzeszy.

– 30 lat jako organistka naszej świątyni pracuje Onutė, Bogu jesteśmy wdzięczni za jej trud, prosimy, by dalej Bóg prowadził. Również chórzyści chcą Bogu podziękować za możliwość śpiewania w naszym parafialnym kościele. Prosimy o modlitwę za tych, którzy swoim śpiewem i graniem chwalą Boga, o zdolności dla nich, o dobry głos – powiedział podczas Mszy św. proboszcz parafii rzeszańskiej ks. prałat Edvardas Rydzikas. – Była pandemia i nie mogliśmy należycie obchodzić św. Cecylii. Dlatego święto chórów obchodzimy dzisiaj, w przeddzień św. Anny, która jest patronką naszej Maestro.

Skoro obchodzono wydarzenia sprzed 30 lat, na święto chórów zaproszono też osoby bezpośrednio z tymi wydarzeniami związane: ówczesnego proboszcza ks. prałata Jana Kasiukiewicza, obecnie rezydenta w parafii Odnalezienia Krzyża Świętego w Wilnie, oraz organistę Romualda Sieniucia.

Na święto zostali zaproszeni również chórzyści-weterani, którzy wówczas zaczęli śpiewać w chórze. Ich imiona, jak również imiona tych, którzy śpiewają do dzisiaj, zostały wymienione przez proboszcza ks. Rydzikasa podczas Mszy św. Obecny proboszcz, doceniając trud i wkład osób, które w ciągu długich lat przyczyniały się do ozdabiania Liturii św. swoim graniem i śpiewem, ochoczo poparł pomysł spotkania dawnych chórzystów.

Wyjazd poza granice ZSRR!

Dzisiejsi „weterani” – to ówczesna 13-16-letnia młodzież. Zaproszenie dołączenia do chóru, które wówczas zabrzmiało z ust ks. Kasiukiewicza, wespół z młodzieńczym entuzjazmem pana Romka sprawiło, że chór szybko się wypełnił bardzo młodymi osobami.

– Pamiętam, że kiedy robiłam błędy w śpiewaniu, to pan Romek zwykł żartować: „E, nic to. Ona jeszcze nie ma 16-tu” – śmieje się jedna z chórzystek.

Chór młodzieżowy w krótkim czasie nie tylko potrafił śpiewać podczas Eucharystii, ale też wygrał II miejsce w konkursie piosenki religijnej, organizowanym przez śp. Jana Mincewicza w Niemenczynie, był zapraszany na imprezy organizowane przez Związek Polaków na Litwie, kilka uczestniczek chóru wzięło udział w konkursie Moniuszkowskim.

– No, musieliśmy jakoś uczcić Moniuszkę – nadal żartuje pan Romek.

Natomiast największą „wygraną” ówczesnego rzeszańskiego chóru młodzieżowego był wyjazd do Polski w sierpniu 1989 roku. Organizatorem wyjazdu była parafia pw. Niepokalanego Poczęcia NMP na Zwierzyńcu, z której pochodziła większa część chórzystów.

– Grupą miała się opiekować organistka zwierzyniecka. Ale stwierdziła, że nie da rady grać na różnych organach w Polsce, więc zaproponowała, bym pojechał zamiast niej, jako opiekun grupy – opowiada pan Romek.

W ten sposób, dzięki staraniom pana Romka, do grupy dołączyło 7 chórzystek z Rzeszy. Jechali jako łączony młodzieżowy chór kościelny zwierzyniecko-rzeszański.

Możliwie, że był to pierwszy wyjazd młodzieżowego chóru – oficjalnie jako chóru kościelnego – poza granice Związku Sowieckiego!

– Najprawdopodobniej zwierzyniecko-rzeszański chór wyjechał jako pierwszy. Nie słyszałem, by przed nami wyjeżdżały inne chóry – mówi pan Romek.

Wszystko się działo jeszcze przed ogłoszeniem niepodległości. Młodzież jechała na sowieckich paszportach i…

– I starym czerwonym Ikarusem, na który ludzie w Polsce dziwnie się gapili – wspomina jedna z uczestniczek tamtego wyjazdu Danuta Czyrko, która, jak się okazało, dotychczas ma zachowane szczegółowe notatki z podróży! Z notatnika się dowiadujemy, że 17 sierpnia młodzież brała udział we Mszy św. na Jasnej Górze, 22 sierpnia zwiedzała Dom Dziecka w Krakowie, gdzie dała krótki koncert i tegoż dnia wybrała się do Zakopanego, a 23-go zwiedziła grób ks. Jerzego Popiełuszki w Warszawie.

Do Polski z młodzieżowym chórem katedralnym jechał też ks. Jan Kasiukiewicz, ale to miało miejsce nieco później, we wrześniu 1989 roku.

Rodzinne tradycje śpiewu chóralnego

Wspomniany okres sprzed trzech dekad był czasem pierwszych wyjazdów za granicę, czasem odrodzenia, entuzjazmu, nadziei i początków wolności religijnej na Litwie. Natomiast od zawsze w kościele i na chórze były osoby, które nie zważając na nic – ani na sytuację polityczną, ani zakazy – chodziły do kościoła i uświetniały Eucharystię swoim śpiewem.

W parafii jest niemało rodzin, w których tradycje śpiewu w chórze parafialnym były i nadal są przekazywane z pokolenia na pokolenie. Np. Ona Kulešienė z Rzeszy, zachęcona przez swoją mamę śp. Stasė Gurkovienė, zaczęła śpiewać w chórze parafialnym będąc jeszcze nastolatką. Następnie miała przerwę, ale od około 40 lat i do dziś śpiewa regularnie.

Na chórze przez wiele lat śpiewała śp. Leokadia Jawelska, mama córek Krystyny Rakowskiej i Teresy Kowzan, które śpiewają w chórze do dzisiaj. Krystyna Rakowska (śpiewa w chórze już ponad 50 lat!) z kolei przyprowadziła tu swoją córkę – Alinę Rakowską-Mickiewicz, która dzisiaj nas cieszy swoim śpiewem – a tym samym kontynuuje rodzinne tradycje śpiewu w chórze parafialnym już w trzecim pokoleniu.

Śp. Enrikas Valantavičius, wieloletni chórzysta, zaangażował do śpiewu swoje dzieci, Audronė i Robertasa. Audronė śpiewa do dzisiaj, już ponad 30 lat.

Natomiast jeśli chodzi o staż śpiewaczy naszej Maestro – to organistka Onutė i jej siostra bliźniacza śp. Marytė przyszły na chór ze swoją mamą w wieku około 10 lat, czyli Onutė śpiewa w rzeszańskim kościele już ponad 50 lat!

– Nasza mama nie tylko przyprowadziła na chór mnie z siostrą, ale też angażowała innych chórzystów, bo wtedy wcale nie było osób śpiewających po litewsku, a i ogólnie do kościoła przychodziło zaledwie kilku Litwinów. Początkowo z siostrą śpiewałyśmy nieśmiało, później coraz lepiej, aż zaczęłyśmy śpiewać lepiej niż mama – śmieje się Onutė. – Śpiew tak nas wciągnął, że po ukończeniu Szkoły Średniej obie podjęłyśmy samodzielną decyzję o wstąpieniu do Wyższej Szkoły Muzycznej im Tallat-Kelpšy, na studia zaoczne, gdyż wtedy już pracowałyśmy. Gwoli ścisłości, po szkole średniej przez jakiś czas uczyłyśmy się w Technikum Przemysłu Lekkiego, ale w związku z tym, że nigdy nie byłyśmy ani październiątkami, ani pionierkami, ani komsomołkami – coraz jawniej nas tam nękano i odeszłyśmy z metką w dokumentach: „Nie pozbyła się uprzedzeń religijnych”. I dopiero wtedy równolegle podjęłyśmy pracę i naukę w szkole muzycznej.

Onutė przypomina też pogardę i kpiny ze strony niektórych nauczycieli i dyrekcji miejscowej szkoły, z jaką często się spotykała idąc z mamą i siostrą do kościoła. Natomiast po zmianie sytuacji politycznej ci sami nauczyciele sami przychodzili do kościoła...

Organy zagrały!

Duże zmiany w chórze i ogólnie w parafii rzeszańskiej, o których powyżej mowa, rozpoczęły się na początku 1988 roku, kiedy na posługę duszpasterską do Rzeszy został mianowany ks. prałat Jan Kasiukiewicz, wówczas młody kapłan zaraz po ukończeniu Kowieńskiego Seminarium Duchownego. Ks. Jan został mianowany jednym dekretem jako wikariusz w Kalwarii Wileńskiej i administrator w parafii rzeszańskiej.

– Funkcja administratora jest tożsama z pełnieniem funkcji proboszcza, więc w Rzeszy miałem moje pierwsze probostwo – przypomina ks. Kasiukiewicz.

Posługa ks. Jana była wyjątkowa pod wieloma względami. Po pierwsze kościół pilnie potrzebował remontu: należało wymienić dach, bo w prezbiterium kapało.

– Zdawałem sobie sprawę, że moja posługa w Rzeszy jest przejściowa, więc radziłem się ówczesnego proboszcza Kalwarii Wileńskiej ks. Julijonasa Baltušisa, co mam robić, gdyż członkowie Komitetu Parafialnego i parafianie proszą o remont, a ja nie wiedziałem, czy ze względu na probostwo nie objęte kadencją, zdążę rozpoczęty remont ukończyć. Pamiętam, że ks. Baltušis mi wtedy odpowiedział: „Widzisz, że trzeba robić, i rób”.

Uskrzydlony tym, że w pierwszym roku kapłaństwa młodemu proboszczowi zaufali parafianie i Komitet Parafialny – przystąpiono do prac: w ciągu pierwszego lata nie tylko wymieniono dach, ale też uporządkowano elewację.

– Należy podkreślić, że to wszystko się działo jeszcze przed ogłoszeniem niepodległości, ale już w czasie odwilży i „pieriestrojki”. Ludzie byli pełni entuzjazmu, pomagali i ofiarnie wspierali prace remontowe – opowiada ks. Jan.

W kolejnym etapie należało wyremontować organy, które były nieczynne. Kazimierz Karniłowicz, były organista parafii kalwaryjskiej, zgodził się pomóc w ich uruchomieniu. Przy naprawie pomagał też śp. Tadeusz Ławiński, wieloletni organista rzeszański. Organy zostały rozebrane, wyczyszczone, te trąbki, które dało się wyprostować, zostały wyprostowane, nastrojone. Organy zagrały!

Wolontariat organowy

Do naprawionych organów zasiadł organista Romuald Sieniuć, który do Rzeszy przybył jednocześnie z ks. Kasiukiewiczem. Mimo że pan Romek był człowiekiem bardzo młodym – niemniej jednak, był już doświadczonym organistą z niemal 10-letnim stażem grania na organach: w chórze kościelnym zaczął bowiem śpiewać będąc uczniem 10-11 klasy. Wtedy już był absolwentem szkoły muzycznej, w związku z czym ówczesny organista parafii św. Teresy i Kaplicy Ostrobramskiej w Wilnie śp. Piotr Termion, zezwalał, by młody uczeń go czasem podmieniał.

– Piotr Termion był dobrym opiekunem, pozwalał rozwijać się. Ale mnie nie uczył, uczyłem się sam. Byłem u niego trochę jak wolontariusz – żartuje Romuald Sieniuć.

W owe czasy nikt na Litwie organistów nie uczył. Nie było ani szkoły, ani żadnych kursów dla organistów. Z kolei na Łotwie była Szkoła Organistów i później przez dwa lata, po kilka razy w tygodniu, pan Romek jeździł uczyć się na Łotwę (szkołę ukończył w 1990 roku). Ale w międzyczasie, kiedy do Ostrej Bramy przyjechał przedstawiciel łotewskiej szkoły i zaprosił 18-letniego Romualda na Łotwę – młody adept nie odważył się na wyjazd z kraju, gdyż z tym wiązały się formalności np. wymóg meldunku na Łotwie itp. Na Łotwie Sieniuć m.in. pobierał lekcje u Mamertsa Celminskisa, znanego kompozytora pochodzącego z Litwy.

– Za to na tyle oswoiłem się z organami, że w roku 1979 już mogłem samodzielnie pracować i podjąłem się pracy w Rudnikach, następnie w Hoduciszkach. Potem przez 5 lat byłem organistą w Seminarium Duchownym w Kownie – opowiada pan Romek.

Duszpasterstwo na dwóch krzyżami

Dzisiaj podsumowując swoje kapłaństwo w Rzeszy, które zbiegło się z odwilżą i przyniosło wiernym wiele zmian, ks. Jan zauważa, że było ono bardzo symboliczne.

– Dla mnie to symboliczne, że moją pierwszą i ostatnią pracą w Rzeszy było ustawienie krzyży: pierwszego przy kościele, a drugiego przy skrzyżowaniu dróg malackiej i Kaliny – mówi ks. Jan. – Poświęcenia drugiego krzyża dokonał mój następca, ks. Antoni Dilys, ale pomysł i obstalowanie były moje. Ks. Dilys zapraszał mnie później na wyświęcenie krzyża, które, a propos też odbyło się w symbolicznym dniu, 11 listopada.

Pierwszy krzyż – z wizerunkiem biskupa św. Stanisława – ustawiono na dziedzińcu przykościelnym. W związku z jubileuszem 600-lecia Chrztu Litwy obchodzonym w 1987 roku, na krzyżu umieszczono aluzję do jubileuszowego medalu Chrztu Litwy.

Krzyż przy skrzyżowaniu dróg z postaciami Matki Najświętszej i św. Jana Apostoła został wykonany w 1990 roku. Oba krzyże wyrzeźbił mistrz Ipolitas Užkurnis, słynny litewski artysta-rzeźbiarz ludowy, któremu wyrąbanie siekierą jednego krzyża zajmowało około 7 dni. Dęby na krzyże zostały ofiarowane przez rodzinę Łysionków ze wsi Lindzieniszki.

W przekroju czasu tak symbolicznie się złożyło, że w różnym czasie z Rzeszą zostali związani trzej koledzy kursowi, którzy studiowali razem na jednym roku Kowieńskiego Seminarium Duchownego: ks. prałat Jan Kasiukiewicz, organista Romuald Sieniuć oraz obecny proboszcz rzeszański ks. prałat Edvardas Rydzikas, wielki orędownik śpiewu i chórzystów.

Wanda Zajączkowska

Na zdjęciach: niegdyś uczennica i nauczyciel, Onutė i Romuald, dzisiaj – dwoje doświadczonych organistów przy nowych, w 2014 roku wymienionych organach;
rok 1950, chór parafialny „po pracy”, czyli najprawdopodobniej śpiewali np. na czyimś ślubie, dostali „węzełek” i zasiedli się z harmonią na trawie...;
sierpień 1989 roku – najprawdopodobniej pierwszy chór kościelny, któremu udało się wyjechać ze ZSRR do Polski;
proboszcz ks. prałat Edvardas Rydzikas dla wszystkich uczestników spotkania przygotował pamiątki
Fot.
autorka i archiwum

<<<Wstecz