O rasizmie, karnych i reputacji

Wszyscy miłośnicy piłki nożnej (do których też się zaliczam) są pod wrażeniem pięknego święta, jakim był ostatni mundial Euro 2020. W przesuniętych o rok z powodu pandemii mistrzostwach Europy w finale zmierzyły się ekipy Włoch i Anglii. Piłkarze squadro azzurri rozprawili się ostatecznie z futbolistami z Albionu, ale dopiero po rzutach karnych.

I te karne właśnie, niestety, położyły się cieniem na całym święcie piłki, „która jest okrągła”, jak mawiał wielki Kazimierz Górski. Pech bowiem tak wszystko ukartował, że w drużynie angielskiej jak na zawołanie karne marnowali Marcus Rashford, Jadon Sancho oraz Bukayo Saka, a więc wszyscy trzej zawodnicy z czarnym kolorem skóry. Może to jakieś odium, może fatum, czy zły los tak zażartował z angielskiej drużyny, że akurat to jej czarnoskórzy przedstawiciele akurat zawiedli swych kibiców. Piszę o tym, bo pomyłki przy karnych naturalizowanych Anglików jak na dłoni odsłoniły płytkość i powierzchowność akcji narodowej reprezentacji z Wysp, która przed każdym meczem klękała na jedno kolano, by w ten sposób symbolicznie walczyć z rasizmem w społeczeństwie.

Anglicy swą protekcjonalną akcją wprawiali delikatnie mówiąc w kłopotliwą sytuację swych rywali na boisku pochodzących z kraju, który w swej historii nie miał nic wspólnego ani z rasizmem, ani z kolonializmem, ani z niewolnictwem. Rywale klękających Anglików automatycznie znajdowali się bowiem pod moralną presją, by zrobić to samo, żeby nie ściągnąć na siebie złej sławy rasistów.

Nie wszyscy presję tę wytrzymywali, niektórzy też klękali, tak dla świętego spokoju. Teraz po karnych akcja z klękaniem może obrócić się dla Anglików jak kość w gardle. Pokazała przecież, że jest zwykłym piarowym pustym gestem, który nic nie znaczy. Wystarczyło bowiem, że to czarnoskórzy Anglicy zawiedli drużynę i kibiców w finale, a posypały się na nich niewybredne (nazywajmy rzecz po imieniu), wstrętnie rasistowskie komentarze ze strony tych, do których była kierowana akcja klękania.

Hejt i nienawistne rasistowskie odzywki były tak gwałtowne zwłaszcza w sieci, że wymusiły na czarnoskórym Rashfordzie napisanie listu otwartego do swych białych kibiców, w którym przepraszał, że zawiódł, ale też nie przepraszał za to, kim jest. Napisał zdesperowany, że „przez cały dzień mogę znosić krytykę za swój występ i zły karny, który powinienem trafić, ale nigdy nie będę przepraszać za to, kim jestem i skąd pochodzę”. Mocna i wymowna odpowiedź czarnoskórego piłkarza, przyznajmy.

Ale incydent z karnymi obnażył też niewątpliwie, że wymyślana przez aktywistów BLM (Życie czarnych ma znaczenie) hucpa klękania białych przed czarnymi, by tych przeprosić za lata prześladowań jest kontrproduktywna. Ba, jest swego rodzaju antyrasistowskim rasizmem. Bierze się z pomysłu (który potem został importowany na stadiony właśnie przez Anglików), że klękanie białych przed czarnymi ma być symbolicznym upokorzeniem tych pierwszych przez tych ostatnich za to, że przodkowie tych ostatnich doznali ongiś prześladowań i upokorzeń przez przodków tych pierwszych. Oczywiście dla BLM wcale nie przeszkadza fakt, że generalizują w ten sposób odpowiedzialność i całość problemu niewolnictwa sprowadzają do nowej, tym razem współczesnej, już konfrontacji czarnych z białymi.

Po finale Euro 2020 akcja z klękaniem, można uznać, skończyła się pełną i spektakularną klapą. Nie znaczy to wcale, że nie będzie kontynuowana w przyszłości. Bo dowodów na to, że walkę z rasizmem „mędrcy” tego świata często sprowadzają do absurdu, nie brakuje i długo jeszcze pewnie nie zabraknie. Przodują w niej najczęściej instytucje oraz różnego rodzaju podmioty i struktury biznesowe, które, jak to mówią Rosjanie, są „osobo prodwinutyje” na polu wszelkich możliwych poprawności i równości.

Do takowych bez wątpienia zaliczyć można np. Parlament Europejski, zdominowany dziś przez „prodwinutych” neomarksistów i wszelkiej innej maści lewackich populistów. W ich to głowach powstała myśl, że jeżeli zabronią używania niektórych słów, co to uznają za rasistowskie, to i problem będzie z głowy. W taki to sposób w PE powstał glosariusz na 10 stronach, w którym europosłowie są pouczani, jakich słów używać nie powinni. W rubryce „rasizm” są to np. takie słowa jak „Murzyn”, „Mulat”, „nielegalny emigrant”, który zgodnie z nowomową ma być „migrantem o nieuregulowanej sytuacji prawnej”. Dlaczego klerkowie PE dyskryminują Metysów, których nie wciągnęli na listę, nie wiem. Stwierdzam, że czujność rewolucyjna zawiodła w tym miejscu.

Jednak w swej walce z rasizmem EP i tak blado wypadł w porównaniu z niektórymi światowymi koncernami takimi jak, dla przykładu, Coca-Cola czy Ikea. Tam to dopiero dzieją się rzeczy. Tak oto produkujący napoje amerykański koncern dla swych pracowników zorganizował szkolenia, antyrasistowskie rzecz jasna, na które za prelegentkę zaprosił samą Robin DiAngelo, co to jest ostatnio prawdziwą gwiazdą na firmamencie walki z rasizmem w USA. Gwiazda mówi wprost, jeżeli nie chcesz być rasistą, to „postaraj się być mniej białym”. Bo w imaginacji DiAngelo, którą się podzieliła ze światem w swej bestsellerowej książce „White Fragility”, wszyscy biali – to rasiści. A ponieważ powyższa imaginacja śniadej pisarki jest aksjomatem nie podlegającym dyskusji, więc dla białego człowieka jest tylko jedna droga w tej sytuacji: „postarać się być mniej białym”. A wtedy, jak poucza gwiazda, osoba zresocjalizowana pod względem swej białej rasy – być może – stanie się „mniej arogancka”, „mniej ignorancka”, „mniej despotyczna”. Bo – wiadomo – (to jest już drugi aksjomat), że wszyscy biali takowymi są. Takim oto szkoleniom poddawani są pracownicy Coca-Coli, za które prelegentka inkasuje, nawiasem mówiąc, nie mniej niż 15 tysięcy dolarów. Za pół dnia oczywiście, nie za miesiąc, jakby ktoś mylnie mnie zrozumiał.

Tymczasem z Ikeą, która nie chce odstawać od Coca-Coli na polu walki z rasizmem, stała się ostatnio rzecz po prostu straszna. Bo progresywny na wszystkich frontach równości szwedzki koncern meblowy został oskarżony przez własnych pracowników o (aż trwoga ogarnia mnie, gdy to piszę) o... rasizm. A stało się to tak. Ikea w ramach walki z rasizmem postanowiła odświętować Dzień Wyzwolenia od Niewolnictwa, który przypada w USA na 19 czerwca. W tym szczytnym celu (chcąc dobrze) koncern postanowił zrobić fetę dla swych pracowników, na którą zaplanował też specjalne menu soul food (to taki rodzaj kuchni dla czarnoskórych).

Jak postanowił, tak zrobił to swoje soul food, którego uwieńczeniem stał się deser z arbuza. I o ten właśnie nieszczęsny arbuz finalnie wszystko się rozeszło. Z jego to właśnie (arbuza) powodu Ikea została oskarżona o rasizm, nietolerancję i znieważenie pamięci wszystkich Murzynów, którzy kiedyś byli niewolnikami. Bo się okazało, o czym grzmiały wszystkie media w Atlancie, (gdzie rzecz akurat się miała), że arbuz był podstawowym daniem w menu byłych czarnoskórych niewolników. Częstowanie więc pracowników Ikea tym owocem akurat w dniu wyzwolenia od niewolnictwa jest czymś niebywałym, niestosownym i oczywiście rasistowskim, uznali poczęstowani i chcieli masowo zwalniać się z firmy. Ikea przepraszała jak tylko mogła najuniżeniej, ale i tak nie szybko zmyje z siebie plamę rasisty.

Angielska reprezentacja za rasizm swych kibiców też już nie wykręci się klękaniem na kolano, ani nawet na dwa. A gdyby nawet padała na twarz przed każdym meczem i tak nie naprawi swej rasistowskiej reputacji jednym spektakularnym gestem. Tutaj potrzeba coś głębszego. Tak by wszyscy uwierzyli, że „nie ma już Żyda ani Greka, nie masz niewolnika ani wolnego...”

Odsyłam zatem do źródła...

Tadeusz Andrzejewski
radny rejonu wileńskiego

<<<Wstecz