Złote gody Anusi i Mariana Naruńców z Bujwidz

Dumni ze swych dzieci

– Najbardziej jesteśmy dumni ze swoich dzieci. To nasz największy skarb i najcenniejszy dorobek – zgodnie stwierdzili Anusia i Marian Naruńcowie, którzy w sobotę, 10 lipca, obchodzili Złote Gody, czyli 50. rocznicę ślubu. Mimo tak ważnej okrągłej daty uroczystość miała charakter skromny z udziałem najbliższych osób.

Przyszli małżonkowie poznali się w roku 1970 w Kurmielanach, przygranicznej miejscowości w rejonie solecznickim. Marian, młody i przystojny przyszły agronom, pracował tymczasowo w miejscowym kołchozie. Natomiast Anusia, pracowała jako „rewizorka”, która sprawdzała sklepy spółdzielcze. Spotkali się przypadkowo i młody człowiek od razu dziewczynie wpadł w oko.

– O, jaki sympatyczny kawaler – powiedziała na głos przy kierowniku sklepu. – Mogę cię z nim zapoznać – zaoferował usłużnie sklepikarz i słowa dotrzymał. Młodzi przypadli sobie do gustu i, jak otwarcie przyznała rozmówczyni, była to miłość od pierwszego wejrzenia. Znajomość przerodziła się w wielkie uczucie, które spowodowało, że młoda para 10 lipca 1971 roku stanęła na ślubnym kobiercu.

Młode małżeństwo często zmieniało miejsce zamieszkania, a związane to było z pracą męża. Ciekawe było to, że każde z trójki dzieci urodziło się w innej miejscowości. I tak najstarsza córka Inessa przyszła na świat w Kurmielanach. Renata urodziła się w Anowilu, a najmłodszy z rodzeństwa – Rusłan – ujrzał światło dzienne w Dobromyślach. Od 42 lat Naruńcowie mieszkają w Bujwidzach, gdzie zakotwiczyli się na dobre i, jak twierdzą, na stałe. Pan Marian zżył się z tą miejscowością i okolicami, gdzie przez wiele lat pełnił funkcje przewodniczącego kołchozu. Przejął go pogrążonego w długach, a za lata oddanej pracy wywindował na czołowe pozycje w rejonie wileńskim. Jak twierdzi, nie jest to wyłącznie jego zasługa, a ludzi, o pracowitości i dobroci których wyraża się w samych superlatywach. Po zmianie władzy i likwidacji kołchozów pan Marian został przewodniczącym gminy i wykazał się jako dobry i inicjatywny gospodarz, dbający o interesy i dobrobyt mieszkańców.

– Mąż nie był domatorem. Praca i obowiązki społeczne (długoletni prezes kół ZPL i AWPL-ZChR) dla niego zawsze były i są na pierwszym miejscu. Wszystkie obowiązki prowadzenia domu i przyzagrodowego gospodarstwa spadały na mnie – zwierzała się pani Anusia. Dodała jednak, że za szerokimi plecami i silną dłonią małżonka miała poniekąd ułatwione zadanie, a ponadto zawsze miała oparcie w dzieciach.

– Dzieci to nasze największe bogactwo. Jesteśmy z nich dumni, gdyż nigdy nie przynieśli nam ani wstydu, ani kłopotów. Każde z nich wybrało własną drogę i wszystko osiągnęło własnym sumptem bez pomocy postronnej – z dumą i radością w głosie mówiła rodzicielka. Opowiadała, że w trudnych chwilach z pomocą przychodziła najstarsza córka Inessa, która pomagała i w wychowaniu młodszego rodzeństwa, a nawet wspierała materialnie. – Krawcowa z zamiłowania dotychczas obszywa całą naszą rodzinę – z uznaniem i wdzięcznością mówiła pani Anusia.

Pan Marian przejął pałeczkę i wychwalał z kolei średnią córkę Renatę, która osiągnęła sukces w USA, trafiając do finałowej piątki najlepszych wychowawczyń przedszkola w kraju. W nagrodę otrzymała czek w wysokości 10 tys. dolarów, co było znaczącym wsparciem dla rodziny.

Z kolei Rusłan, który obecnie pełni funkcję kierownika Wydziału Rolnego w administracji samorządu rejonu wileńskiego, jest osobą pryncypialną. Umie postawić na swoim i nie da sobie w palce dmuchać. Magister Akademii Rolniczej w Lublinie jest cenionym i szanowanym pracownikiem.

– W ogóle ze mną i Rusłanem wyszła ciekawa historia z naszymi imionami. Na chrzcie otrzymałem imię Anna, ale w gminie zapisano jako Anusia. Syna ochrzciliśmy jako Jarosława, a w urzędzie zapisano jako Rusłan i tak już zostało – z lekka dostrzegalnym rozbawieniem historię z imionami relacjonowała rozmówczyni.

Pani Anusia ma dryg do sztuki. Jej dzieła z papieru wykonane techniką origami wzbudzają zachwyt i podziw. Oryginalne wazy, lampy, misy i rozmaite zwierzątka sklejone z tysięcy kawałeczków papieru świadczą o wyjątkowej fantazji, wyrafinowanym poczuciu piękna oraz guście. Zmysł artystyczny prawdopodobnie po niej przejęli dzieci, z których każde miało zdolności do rysunku. Innym hobby pani Anusi są układanki puzzle. Oba zamiłowania wymagają ogromnej cierpliwości. Zresztą zapytana o to, jaka jest recepta na zgodne przeżycie 50 lat, bez dłuższego zastanowienia odpowiada, że przede wszystkim cierpliwość, ale też umiejętność wysłuchania jeden drugiego oraz potrafienie przebaczenia…

Rocznice ślubu w rodzinie Naruńców są odznaczane każdego roku i to w sposób niezwykle oryginalny i dotąd niespotykany. Otóż nieprzyjęte jest u nich huczne biesiadowanie przy suto zastawionym stole. Rodzina w tym dniu zbiera czereśnie i porzeczki, przebiera je, a następnie stawiane są kompoty na zimę. Domownicy żartobliwie określają te obchody jako czereśniowe rocznice. Są też wykopywane pierwsze ziemniaczki „na próbę”. Jak przyznał Rusłan, w tym dniu smakują wprost wybornie…

Zygmunt Żdanowicz

Na zdjęciu: z okazji 50. rocznicy gospodyni upiekła okazyjny tort
Fot.
z archiwum rodzinnego

<<<Wstecz