Tradycyjne czerwcowe spotkanie absolwentów wileńskiej „Piątki”

Wspomnienia sprzed lat – wzruszające i prawdziwe

Stało się piękną tradycją, że doroczne spotkania absolwentów dawnej Wileńskiej Szkoły Średniej im. Joachima Lelewela – polskiego gimnazjum nr 5 – zawsze rozpoczyna się od zrobienia wspólnego zdjęcia przy starym gmachu tej szkoły na wileńskich Piaskach. Niestety, każdego roku bezlitosny czas z grona byłych uczniów legendarnej polskiej placówki oświatowej kogoś zabiera i tak bardzo go brakuje na pamiątkowej fotografii… Ale zawsze obok dawnych przyjaciół ze szkolnej ławy pojawia się ktoś im bliski – córka, syn, bratanek, siostrzenica, wnuczka… Ktoś, kto przechowuje pamięć o swym zmarłym ojcu czy matce, babci lub wujku, docenia ich wkład w wielkie dzieło rozwoju bezinteresownej i szczerej polskości rodzimego miasta i kraju oraz rozumie potrzebę takich spotkań.

Pamięć jest skarbnicą i strażnikiem wszystkich rzeczy… Podążając tropem ochrony pamięci Krystyna Adamowicz, dziennikarka, organizatorka spotkań na Antokolu i prezeska Towarzystwa Absolwentów „Zawsze wierni Piątce”, zaprosiła na niedzielne popołudnie członków rodzin oraz przyjaciół uczniów pierwszej powojennej polskiej szkoły, którzy odeszli do wieczności w ciągu ostatnich lat. To przede wszystkim im było poświęcone to spotkanie.

Pamięci tych, którzy odeszli

– Ostatnio otrzymałam od historyka z Gdańska Iwony Sakowicz-Telingi opracowanie naukowe dotyczące życia i działalności naukowej profesora historii Uniwersytetu Gdańskiego, wilnianina Pawła Puciaty. W okresie międzywojennym był uczniem Gimnazjum im. Joachima Lelewela oraz Gimnazjum im. Króla Zygmunta Augusta, a następnie studentem i wykładowcą na Uniwersytecie Stefana Batorego. Natomiast po wojnie, w latach 1944-1946, aż do wyjazdu do Polski, wykładał historię w Gimnazjum nr 5 na Antokolu. Pointa polega na tym, że pani Iwona jest córką absolwentki tej samej „Piątki” Krystyny Rzewuskiej-Sakowicz, dzielnej wilnianki, która przeżyła nie jeden rok w łagrze syberyjskim i więzieniu, rozkochanej w naszym mieście i naszej szkole. W książce „Zawsze wierni Piątce” pani Krystyna opowiada o profesorach z Wilna, którzy wykładali na uniwersytetach Gdańska i Torunia. To bardzo ważne, że dzieci naszych absolwentów są w ten sposób powiązani z Wilnem, z koleżankami i kolegami ze szkolnej ławy swych rodziców. Uważam więc, że młode pokolenia wilnian, dzieci, wnukowie, krewni powinni zgłębiać historię ludzi, związanych z naszą legendarną szkołą. I bardzo się cieszę, że na to spotkanie przybyło wielu absolwentów z młodszych roczników – w rozmowie z „Tygodnikiem” przybliżyła temat niedzielnego spotkania Adamowicz, autorka dwutomowego wydania o polskiej szkole na Antokolu „Zawsze wierni „Piątce”.

– Nasi koledzy zostawili po sobie dobrą pamięć i skrawek dziejów tej szkoły, dlatego dzielenie się wspomnieniami o nich jest jak gdyby kontynuacją naszych wspólnych spraw, kontynuacją ich dzieła. Złóżmy hołd pamięci naszym kolegom, którzy odeszli w tym roku, pomiędzy spotkaniem dzisiejszym, a ubiegłorocznym. A są to: Wojtek Zinkiewicz, Ludmiła Wojtkiewicz-Skrobot, Zbigniew Stecewicz, Irena Woronko-Berger, Janina Subocz-Lewczuk, Janina Malinowska-Szyłobryt. Niech im nasza święta Ziemia Wileńska będzie lekka i miła – powiedziała inaugurując spotkanie w murach swej dawnej szkoły pani Krystyna.

Sala obecnego litewskiego Gimnazjum na Antokolu, które zadomowiło się w pomieszczeniach Gimnazjum im. Joachima Lelewela, była wypełniona prawie po brzegi. Zgromadzeni – już mocno leciwi uczniowie tej szkoły, ze srebrzącym się włosem, częstokroć wspierający na kijaszku, potrzebowali trochę czasu, żeby pozwolić wyciszyć się emocjom – wszak tak wiele mają sobie do powiedzenia… Pamięć zmarłych kolegów uczczono chwilą ciszy, a potem popłynęły wspomnienia. Rozpoczęto od tych, najstarszych, pokoleń uczniów i nauczycieli, którzy nie tylko zakładali podwaliny tej szkoły, ale byli też ostoją polskiej inteligencji miasta nad Wilią.

Jedną z najstarszych absolwentek legendarnej szkoły z 1948 roku m. in. była Jadwiga Ambrożewicz-Kudirko. Pracowała w redakcji „Czerwonego Sztandaru”, prowadziła Dział Kultury. Koledzy wspominającą jako wspaniałego człowieka, koleżankę i pisarkę, która wydała kilka cennych książek o historii Wilna i miłości książęcej. W tym samym roku szkołę ukończyli także Antoni Pytlewicz i jego żona Halina z domu Szpakowska zaś kilka lat później młodsza siostra pana Antoniego, Krystyna.

Fenomen „Piątki”

Obecna na spotkaniu Jūratė Kiliulienė, córka Krystyny Pytlewicz, podziękowała za zaszczyt przynależności do rodziny „Piątki” i podzieliła się wspomnieniami o mamie oraz wujku i cioci.

– Bywam tutaj już od lat. Poprzednio bywałam na spotkaniach ze swoją mamą Krystyną albo z wujkiem Antonim i jego żoną Haliną, teraz przychodzę sama, jako członek najbliższej rodziny. Poprosiłam bardzo bliskie osoby o przypomnienie mojej mamy. Autorką tych kilku zdań jest Alina Monkiewicz-Wajda, bardzo dobra przyjaciółka mamy, a także mojej rodziny, do nich się dołącza jeszcze kilka osób. Ten krótki list nazywa się „Fenomen „Piątki” czyli magia „Piątki” – zaznaczyła.

„Piątka”, to najmilsze wspomnienia, najtrwalsze bogactwo duchowe, naszego długiego życia. Tu się rodziły przyjaźnie, które przetrwały wszelkie opcje polityczne i kordony graniczne byłego ZSRR. Wspaniali nauczyciele zaszczepili w nas niepowtarzalne wzorce więzi duchowych: czujemy się sobie bliscy, wystarczy ku temu magiczne słowo „Piątka”. Piszę w imieniu piątki dziewczyn z promocji 1953, zamieszkujących w Polsce. Od szeregu lat naszym łącznikiem z wileńską ojczyzną była „Piątka” oraz pozostała w Wilnie szkolna przyjaciółka śp. Krystyna Pytlewiczówna. Odeszła na zawsze 7 lat temu, lecz w naszej pamięci wciąż jest wśród nas. Umiała dawać z siebie więcej niż inni, żyć pro publico bono…”. W tak piękny sposób cześć pamięci Krystyny Pytlewiczówny oddały Alina Monkiewiczówna-Wajda z Bydgoszczy, Halina Łamińska-Nowakowska z Warszawy, Anna Kucharewicz z Gdyni, Marylka Gumowska-Jakończa z Raciborza i Lucja Bohdziewiczówna-Zielińska z Zielonej Góry.

Pani Jūratė niezwykle ciepłe słowa wypowiedziała również o swym zmarłym wujku Antonim Pytlewiczu i jego żonie Halinie.

– Ci, co znają Tolka i Halinę, chyba się zgodzą, że byli wyjątkową parą w szkole. Stali się parą w 8 bądź 9 klasie gimnazjalnej i pobrali dopiero 10 lat później. To kochające się małżeństwo razem przeżyło aż do 2018 roku. Najpierw zmarła Halina, a po 2 miesiącach odszedł Tolek. Razem szli przez życie, razem odeszli. Co do szkoły, to chcę koniecznie powiedzieć, że gdy Tolek pozostał sam, bez Haliny, to ciągle zapraszałam go gdzieś wyjść. Mówiłam, że w Domu Polskim są ciekawe spotkania, ale wreszcie raz mi powiedział: „Mój dom polski, to „Piątka” – snuła wzruszającą opowieść o niezwykłej parze siostrzenica Jūratė.

Jak jedna rodzina

Absolwentem kolejnego rocznika był niezapomniany Jerzy Choroszewski, który razem z kolegą Stanisławem Krzywickim, również absolwentem „Piątki”, powołał Polski Klub Dyskusyjny. Nieprzeciętnie zdolny i utalentowany uczeń wyróżniał się ogromną pasją i dążeniem do zdobywania wiedzy. Ukończył studia ekonomiczne, lecz nie ograniczał się do wąskiego zakresu swego zawodu. Często zabierał głos w różnych tematach na łamach polskojęzycznej prasy na Litwie, włączał się w dyskusje, był niezaprzeczalnym autorytetem w dziedzinie energetyki. Koledzy wspominają go jako prawdziwego intelektualistę, który kształtował opinię publiczną, zawsze pozostawał wiernym swoim przekonaniom. Wiernym swemu pochodzeniu. Na spotkaniu syn Choroszewskiego, Jerzy-junior, przypomniał zgromadzonym o bodajże największym zamiłowaniu swego ojca, historii. Tymczasem koleżanka z klasy, Hanna Strużanowska-Balsienė, napomknęła także o innych zasługach kolegi ze szkolnej ławy, m. in. o tym, że w czasach powojennych brał udział w rozminowywaniu rodzinnego miasta.

– Nasza klasa była bardzo zgrana, zżyta. My o wszystkich wszystko wiedzieliśmy, byliśmy jak jedna rodzina. Wiele przeżyliśmy podczas nauki, lecz dla nas te lata zostaną zawsze najbardziej drogie, ciekawe. Nie patrząc na to, jak trudne to były czasy, im jesteśmy starsi, tym bardziej się nimi ciekawimy i zawsze z radością do nich wracamy. Wspominajmy z radością i dzisiejsze spotkanie – podzieliła się refleksją pani Hanna.

Kochać to za mało…

W roku 1950 szkolne mury opuściła wyjątkowa promocja. Jako pierwszego prowadząca spotkanie wymieniła Zbigniewa Rymarczyka, człowieka, który w historii szkoły najpierw zapisał się jako zdolny uczeń, następnie zaś jako lubiany przez młodzież nauczyciel fizyki, jako wyrozumiały i dobry wychowawca kolejnych szkolnych promocji, oddany pracy pedagogicznej zastępca dyrektora placówki. Podczas niedzielnego spotkania Rymarczyka, również jako wspaniałego ojca, wspomniała Jelena Orłowa.

– Jestem przybraną córką, ale nigdy nie czułam różnicy w stosunku ojca do mnie i młodszego brata. Dla taty byliśmy jednakowi. Moich przybranych rodziców poznałam, gdy miałam 5 lat. Wydaje mi się, że rodzin, w których stosunki są gruntowane nie tylko na miłości, ale przede wszystkim na wzajemnym szacunku, jest bardzo mało. Bo kochać to mało, trzeba szanować. Nigdy nie widziałam, żeby się rodzice kłócili. Bardzo siebie szanowali i nas, dzieci, szanowali. Im było ciekawie spędzać czas z nami, a nam było ciekawie z nimi. Z tatą wszystko było ciekawe, np. zbieranie rajskich jabłuszek, siedząc mu na karku, albo piłowanie drewna na opał, czy tańczenie w deszczu. Nadzwyczaj ciekawym zajęciem było rozpisywanie rozkładów lekcji, gdy rozkładał na podłodze arkusz papieru pokreślony na kwadraty i przesuwał po nim papierki z nazwiskami nauczycieli… – snuła wzruszającą opowieść pani Jelena, która podobnie jak jej młodszy brat poszła w ślady ojca i ukończyła studia fizyki. Wspomnienia o ukochanym wychowawcy i nauczycielu kontynuowała Janina Biersiekierska-Jankowska.

Wyjątkowa promocja – 1950

W poczet wyjątkowej promocji wpisały się również nazwiska Jana Pakalnisa, archiwisty „Piątki”, który zgromadził cenne zbiory rozmaitych materiałów dotyczących swej szkoły. Całe to bogactwo zostało przekazane Muzeum Szkolnictwa Wileńszczyzny, które na spotkaniu reprezentowali Irena i Marian Dźwinelowie. Kolejno we wspomnieniach przebrzmiały nazwiska Zdzisława Tuliszewskiego, adwokata wileńskiego, wiliowca, Władysława Korkucia, założyciela wielu zespołów artystycznych, Stanisława Jakutisa, dziennikarza i redaktora naczelnego „Czerwonego Sztandaru” – naonczas jedynego dziennika polskiego na wschód od Polski. Nie pominięto również Olgierda Korzenieckiego, znanego oftalmologa wileńskiego, jak również aktora Jerzego Zajączkowskiego, który wyjechał do Pietrozawodska.

Dziewczęcą część promocji rocznika 1950 osobiście reprezentowała pułkownik Stanisława Kociełowicz z domu Kowalewska, która nie opuszcza żadnego spotkania szkolnych kolegów i ze Szczecina, gdzie rzucił ją los, do ukochanego Wilna przyjeżdża choćby nawet na jeden dzień. Pani Staszka to postać naprawdę wyjątkowa. Historia jej życia – harcerska młodość, szkoła, miłość od pierwszego wejrzenia i ślub z ukochanym Wiktorem w Ławaryszkach, a potem zsyłka do dalekiej Syberii – to opowieść godna opasłego tomu. Czytelnicy „Tygodnika” w swoim czasie mieli okazję poznać los niezrównanej „Iskierki” z artykułów Adamowicz. Podczas tegorocznego spotkania pani pułkownik przypomniała o niektórych epizodach z życia, wspomniała też o koleżankach z klasy, które już nigdy nie stawią się w umówionym czasie i miejscu przy dzwonnicy na placu Katedralnym, gdzie od lat się spotykały.

Niestety, odeszły już Bronisława Kowalczykówna, Maria Samoszukówna-Magalińska, a tej wiosny ziemski padół opuściła także Janina Malinowska-Szyłobryt. Jej wnuczka Julia Silko ze łzami wspominała, że babcia była pełna nadziei, że również w tym roku przyjdzie na czerwcowe spotkanie.

– Podziwiam was, że się zbieracie każdego roku. Szkoda, że dzisiejsza młodzież tego nie czyni. Przed śmiercią obiecaliśmy babci, że razem z bratem będziemy przyjeżdżali na spotkania dopóty będzie żywa ostatnia osoba z jej klasy – zaznaczyła wnuczka pani Janiny.

Niedawno do domu Pana odszedł także Wojciech Zinkiewicz. Wzruszające słowa o mężu przytoczyła żona Irena. Państwo Zinkiewiczowie, podobnie jak Pytlewiczowie, byli szkolnym małżeństwem, którzy w zgodzie i miłości przeżyli 66 pięknych lat.

Pamięci o kolegach nie zatarł czas i raz po raz padało czyjeś nazwisko: Lusia Mickiewiczówna-Noreikienė, Marian Wojtkiewicz, Krystyna Żyngielówna i Stanisław Krzywiccy, Franciszek Kowalewski, Jadwiga Zykówna-Pietkiewicz, Halina (Kostecka) i Piotr Szulscy, Jan Sperski, Tadeusz Ciesielczuk, rodzina Stecewiczów, Maria Hryszkiewiczówna-Niedźwiedzka, Leopold Popławski, Łucja Mołczanowicz, siostry Helena i Jadwiga Przygodzkie, Krystyna Rusakówna…

Przywołano również pamięć o niektórych nauczycielach tej szkoły, a wśród nich o wspaniałej nauczycielce matematyki Annie Szpilewskiej. Pani Szpilewska, matka pięciorga dzieci, swego przedmiotu potrafiła nauczyć nawet tych uczniów, którzy matematyki nie rozumieli. Obecny na spotkaniu Władysław Szpilewski, syn zasłużonej matematyczki, z czułością wspominał o mamie, beztroskich szkolnych latach w murach tej szkoły.

Zachować i przekazać

Dziennikarka Renata Dunajewska z domu Skrobot, również absolwentka „Piątki”, w liście skierowanym do obecnych na spotkaniu kolegów, podzieliła się wspomnieniami nie tylko o niedawno zmarłej cioci Ludmile Wojtkiewicz-Skrobot, ale przypomniała też innych członków rodziny, dla których ta wszechnica wiedzy wydała solidną przepustkę w życie.

„Moja praktycznie cała rodzina uczyła się w tej szkole. Najpierw była szkoła, potem zespół „Wilia”. Ogólnie w zespole i szkole było po 11 osób z mojej rodziny. I tym się szczycimy. Zawsze będziemy pamiętać o swoich korzeniach. Pielęgnujemy tradycje w rodzinie i przekazujemy je młodszym pokoleniom. Chcemy zachować to, co otrzymaliśmy, o co dbali nasi rodzice i krewni w tak trudnych czasach” – napisała Dunajewska.

Niedawno odeszły do wieczności Janina Subocz-Lewczuk i Irena Woronko-Berger. Dwie cudowne, oddane szkolnictwu dziewczyny – jak powiedziała o swych koleżankach ze szkoły i „Wilii”, której źródła wzięły początek właśnie w „Piątce”, Adamowicz. „Renia była zauroczona tymi spotkaniami, zawsze na nie przyjeżdżała, podobnie jak zawsze przyjeżdżała na koncerty „Wilii” – dodała pani Krystyna, przedstawiając zgromadzonym siostrzenicę Ireny Woronko, Annę Morozową.

– Faktycznie to ciocia zapoznała nas z Wilnem. Jej życie wileńskie było też naszym życiem. Gdy przyjeżdżała do Wilna, to zawsze miała dwa ogonki – mnie i moją siostrę. Pochodzę z rodziny mieszanej, ale dzięki cioci Reni pozostałam w gronie polskim. Od 20 lat śpiewam w „Wilii”, od ponad 30 pracuję w polskiej szkole – podkreśliła pani Anna.

Adamowicz poinformowała zgromadzonych, że Janina Gieczewska, absolwentka z 1946 roku, wyszła z inicjatywą, aby byli uczniowie szkoły oraz ich rodziny objęli opieką groby swych dawnych nauczycieli. Propozycja znalazła zrozumienie i teraz każdy ma za zadanie pomyśleć, jak ten szlachetny cel zrealizować.

Dwóch godzin było za mało, żeby powiedzieć wszystko, co się chciało powiedzieć, przypomnieć o wielu ważnych wydarzeniach z życia szkoły. Ale przecież będą i kolejne spotkania. A więc – do zobaczenia w ostatnią niedzielę czerwca 2022 roku. Oby tylko Bóg pozwolił!

Irena Mikulewicz

Na zdjęciu: tradycyjne wspólne zdjęcia przy starym gmachu szkoły
Fot.
Marian Dźwinel

<<<Wstecz