Mieszkańcy sześciu wsi od ponad roku walczą o możliwość oddychania czystym powietrzem

Śmierdzący problem

Prawie 80 mieszkańców, znajdujących się w okolicach Niemenczyna wsi – Kukawka, Kabiszki, Białe Pole, Karwieliszki, Gowsztany i Puczkałówka – od ponad roku bez powodzenia walczą o możliwość oddychania świeżym, nieskażonym powietrzem. Zwracali się do wszelkich możliwych instytucji i urzędów, ale, jak na razie, bez skutku. W poczuciu bezsilności zwrócili się do posłanki Rity Tamašunienė, by pomogła ona rozwiązać problem śmierdzącego powietrza, które – z niemal regularną częstotliwością – serwuje mieszkańcom, znajdująca się w pobliżu oczyszczalnia ścieków.

Właścicielką feralnej oczyszczalni, znajdującej się we wsi Gowsztany jest spółka „Vilniaus vandenys”. To właśnie ta stara, zbudowana jeszcze w czasach sowieckich placówka, której zadaniem jest przeróbka, usuwanie zanieczyszczeń i unieszkodliwianie osadów ściekowych jest źródłem zanieczyszczonego powietrza. Jak twierdzą mieszkańcy wymienionych wiosek, smród, zmieniający ich spokojne życie w koszmar, najczęściej atakował wieczorami, prawie każdego dnia po godzinie 20.00. Dni wolne i święta nie stanowiły wyjątku. Interesujące jest to, że pracownicy oczyszczalni kończą pracę o 19.00, a po tym, jak cierpliwość skazanych na oddychanie skażonym powietrzem się wyczerpała i zasypali oni skargami spółkę-właścicielkę zapachy nie znikły, ale były jakby kontrolowane i dozowane.

– Po każdej skardze przez jakiś okres czasu smród nie był odczuwalny, ale było to zjawisko tymczasowe i krótkotrwałe. Po krótkim wytchnieniu problem śmierdzącego powietrza powracał od nowa i wszystko wracało do „normy” – z sarkazmem i nieskrywanym rozgoryczeniem mówiła Aleksandra Černiauskienė, mieszkanka wsi Majowa, która częściej jest nazywana też Kukawką. Według niej, najbardziej narażonych na „terapię smrodową” mieszkańców zabolało to, że w niektórych instytucjach i urzędach potraktowano ich w sposób lekceważący, a czasami wręcz kpiący i szyderczy.

– Określano nas głupkami i mówiono wprost, „zdecydowaliście budować domy tam, gdzie śmierdzi, to dlaczego teraz narzekacie” – opowiadał Ričardas Klevinskas, mieszkaniec wsi Puczkałówka.

– Gdy o niemożliwym do zniesienia smrodzie zaalarmowałem kierownictwo oddziału spółki „Vilniaus vandenys” w Niemenczynie, to zbyto moją skargę kąśliwą uwagą, że rzekomo to spółka „Cesta” podlewa swe pola i łąki gnojówką, a to rzecz normalna i nie ma powodu do podnoszenia wrzawy – relacjonowała z kolei Černiauskienė. – Wyrosłam w Kabiszkach, nie jestem miastową panią i wiem, kiedy są użyźniane pola i jak długo utrzymuje się na nich zapach, a ponadto mało prawdopodobne, by nawożenie było prowadzone w czasie świąt Bożego Narodzenia – z kąśliwą ironią skomentowała odpowiedź niemenczyńskiego oddziału rozmówczyni. Dodała, że z zapałem kronikarza rejestrowała każdy przypadek odorowego ataku, zapisując dokładnie czas i dzień. – Zauważyłam pewną prawidłowość, że najbardziej intensywnie smród dokuczał w poniedziałki, środy, piątki, soboty, niedziele, a we wtorki i czwartki jakby mniej – kontynuowała.

Marius Švaikauskas, dyrektor spółki „Vilniaus vandenys”, przyznał, że problem istnieje, ale winę za dany status quo od razu zwalił na nieokreślonej maści „nielegała”. Według dyrektora, rzekomo Mister X podłączył się do rur ściekowych od strony Kabiszek, ale wykryć go (w przeciągu roku!!!) na razie nie udało się. Zaapelował do mieszkańców, by ci wcielili się w rolę Sherlocka Holmesa i w ten sposób pomogli sobie oraz spółce. Emocjonalny apel nie spotkał się ze zrozumieniem adresatów apelu, a raczej wywołał konsternację i jeszcze większe rozgoryczenie.

– Jeżeli spółka, posiadając odpowiedni sprzęt i wykwalifikowanych pracowników, nie potrafiła wykryć sprawcy zanieczyszczenia w przeciągu roku, to w jaki sposób moglibyśmy to zrobić sami? – pytali retorycznie. W jaki sposób i na jakiej podstawie prawnej moglibyśmy kogoś sprawdzać? Pytali też dyrektora, dlaczego spółka nie zainicjowała wcześniej spotkania z mieszkańcami, a jego inicjatorem wystąpiła posłanka?

Nie kryli też, że mają własne podejrzenia na temat tego, kto może stać za problemem smrodu i wskazują palcem w stronę spółki „Cesta”. Zajmuje się ona hodowlą trzody chlewnej i drobiu, skupem bydła, przetwórstwem mięsa. Ta jednak kategorycznie odrzuca podejrzenia twierdząc, że nie ma ku temu technicznych i nawet teoretycznych możliwości. Według kierownictwa spółki, ma ona własną biologiczną oczyszczalnię o wysokiej wydajności, która w pełni zaspokaja potrzeby.

Podczas spotkania mieszkańców z posłanką Tamašunienė, kolejny raz przedstawili oni „śmierdzący problem”, zwracając uwagę, że stanowi on realne zagrożenie zarówno dla naturalnego środowiska, jak też zdrowia mieszkańców i ich dzieci. Posłanka jako jeden ze sposobów wyjścia z zaistniałej sytuacji w celu operatywniejszego wykrycia ewentualnego winowajcy zaproponowała, by wypróbować sprawdzoną na praktyce metodę rotacji pracowników, czyli tymczasowej wymiany miejscowych specjalistów na sprowadzonych z innego miejsca.

– Podobną praktykę zastosowaliśmy w Olicie i przyniosło to pożądane efekty – stwierdziła posłanka. Dodała, że spółka „Vilnaius vandenys” powinna być żywotnie zainteresowana w wykryciu sprawcy zanieczyszczenia, gdyż Ministerstwo Ochrony Środowiska otrzymało pismo z Komisji Europejskiej, w którym nadawca wyraża zaniepokojenie, że ścieki trafiają do Wilii. – Spółka, która na słowach deklaruje, że wspiera ekologię nie może narażać na szwank swą reputację – zauważyła. – Ponadto w wypadku potwierdzenia informacji Litwie groziłyby horrendalne kary.

Na to, że do rzeki trafiają zanieczyszczone ścieki niejednokrotnie wskazywali mieszkańcy. Nerijus Černiauskas był świadkiem tego, że w miejscu spuszczania ścieków woda w rzece często jest spieniona i zabarwiona. „Wraz z całą rodziną unikamy kąpieli w rzece i ze względów zdrowotnych nawet ryb nie łowimy” – stwierdził pan Nerijus.

Waleria Stakauskaitė, starosta wiejskiej gminy niemenczyńskiej, przyznała, że problem istnieje i jest znany.

– Do starostwa z oficjalną prośbą zwróciła się dotychczas jedna osoba. Wystosowaliśmy odpowiednie listy i skargę do spółki „Vilniaus vandenys” oraz Departamentu Ochrony Środowiska, a te z kolei odesłały je do Narodowego Centrum Zdrowia Publicznego, czyli rozpoczęła się swoista gra w ping-ponga – relacjonowała Stakauskaitė. Niejako potwierdziła to Giedrė Aleksienė, kierowniczka Wydziału Chorób Zakaźnych Narodowego Centrum Zdrowia Publicznego, która poinformowała, że w celu ustalenia, czy smród jest pochodną konkretnej działalności gospodarczej należałoby określić jakiego rodzaju jest ten nieprzyjemny zapach. Ustalić to mogłaby Komisja Kontroli nad Zapachami, ale ponieważ w jej skład wchodzi wiele osób z różnych instytucji w warunkach pandemii jest to na razie niemożliwe. Słowem, cierp duszo, a będziesz zbawiona…

Tymczasem sprawa smrodu, który stał się nieznośnym problemem dla mieszkańców sześciu wsi nabrała medialnego rozgłosu. Pojawiło się sporo artykułów na dany temat w prasie, problemowi zatrutego powietrza w okolicach Niemenczyna poświęcono kilka audycji radiowych i telewizyjnych. Reagując na rezonansową sprawę Simonas Gentvilas, minister ochrony środowiska, zapewnił, że sprawa zostanie definitywnie załatwiona. Wierzy w to również posłanka Tamašunienė, która po dwóch miesiącach od spotkania z mieszkańcami spodziewa się definitywnego rozwiązania nabrzmiałej kwestii. Zapewnienia osób z najwyższych półek dodały nieco otuchy poszkodowanym, ale spodziewają się, że za słowami pójdą konkretne czyny. Zwracają przy tym uwagę, że większość z nich pobudowało domy na ziemi, którą odziedziczyli po swych rodzicach oraz dziadkach.

– Nie spadliśmy z nieba, jak próbowali to przedstawić niektórzy, a mieszkamy na swoim i chcemy mieć normalne, ludzkie warunki – podkreśliła Černiauskienė.

Spółka „Vilniaus vandenys” zaanonsowała podjęcie szeregu działań w celu wyeliminowania smrodu. Rozważane są m.in. warianty podłączenia do oczyszczalni m. Wilna oraz rekonstrukcji przestarzałej fizycznie i moralnie gowsztańskiej oczyszczalni. Oględnie jednak zastrzega, że oba warianty wymagają wielkich wydatków finansowych rzędu 5-6 mln euro. Ze sprawozdania finansowego spółki wynika, że jej dochody w roku ubiegłym stanowiły 32,27 mln euro i były o 4,05 mln większe niż w roku 2019. Inwestycja w oczyszczalnię na pewno rozwiązałaby problem ze smrodem, a ponadto byłaby swoistym zadośćuczynieniem wobec mieszkańców. Tym bardziej, że w tym regionie spółka nie ma dobrej reputacji, bo mieszkańcy Kabiszek i innych wiosek od lat narzekają na złą jakość wody pitnej, a poprawy w tej kwestii jak nie było widać, tak nie widać. Szerokim echem w kraju odbiła się też tragedia pod Niemenczynem, gdy w lipcu ubiegłego roku w czasie czyszczenia odwiertu zginęło trzech pracowników „Vilniaus vandenys”.

Zygmunt Żdanowicz

Na zdjęciach: zbudowana 40 lat temu oczyszczalnia nie spełnia wymogów sanitarnych i najpewniej jest źródłem smrodu;
doprowadzeni do skrajności mieszkańcy zwrócili się z prośbą o interwencję do posłanki Rity Tamašunienė
Fot.
autor i archiwum

<<<Wstecz