Dzień Matki w wielodzietnej rodzinie z Mikaszun

Hojne dary losu

Maj jest tym wyjątkowym miesiącem roku, w którym przeplatają się najpiękniejsze święta hołdujące szacunek Matkom, Rodzinie. Będąc Polakami mamy szczęście Dzień Matki obchodzić nawet dwukrotnie – raz w pierwszą niedzielę miesiąca, drugi – 26 maja, razem z rodakami zamieszkałymi w kraju nad Wisłą. Dla szczęśliwej, troskliwej i kochającej matki świętem jest właściwie każdy Boży dzień, kiedy widzi jak jej dzieci się śmieją, dorastają, rozwijają swoje zdolności. A jeżeli, tak jak nasza bohaterka Jolanta Abramczyk ma ich czworo, to i radość macierzyństwa jest poczwórna…

Przytulny dom Jolanty i Witalija Abramczyków w podwileńskich Mikaszunach jest pełen miłości, ciepła, dziecięcego gwaru i śmiechu. Wychowuje się w nim czwórka wspaniałych dzieci: trzech chłopaków i dziewczynka.

Życiowy bonus

W tym roku państwo Abramczykowie będą obchodzili 16. rocznicę zawarcia związku małżeńskiego, a znają się, jak podkreśla gospodyni domu, już pół życia – ponad 20 lat. Najstarszy syn Dominik 3 maja ukończył 14 lat, Patryk ma 10 lat, Szymon 6, zaś najmłodsza latorośl – Amelia – liczy dopiero 2 latka i 5 miesięcy.

– To nasz prezencik – z promiennym uśmiechem na twarzy podkreśla Jolanta Abramczyk, przygarniając do siebie córeczkę, zajętą oglądaniem rodzinnych zdjęć.

Takie niemałe grono dzieci – to nie tylko wyzwanie i poświęcenie, a też spełnienie marzenia młodej kobiety.

– Ja w ogóle byłam jedynaczką i jakoś mi było smutno. Zawsze wyobrażałam sobie, że będę miała dużą rodzinę: trzech synów. Tak to sobie kiedyś układałam i faktycznie tak się stało. A dziewczynkę otrzymałam jako bonus! W naszym domu jest wesoło, radośnie i chociaż nie brakuje nam sporadycznych kłopotów, podoba mi się takie życie – cieszy się pani Jolanta. Naturalnie, jak przyznaje, codzienność dostarcza trudności i niepotrzebnych napięć, lecz w chwilach załamania i stresu ucieka się do ulubionego zajęcia – robienia na drutach. W wyniku takiej terapii mama ma zdrowe nerwy, a latorośle ładne i ciepłe czapki, rękawiczki i skarpety… W przekonaniu pani Abramczyk, dużym plusem jest to, że mieszkają na wsi. Własna przestrzeń wokół domu sprawia, że wymuszona kwarantanna tak nie dokucza. Dzieci są zdrowe, bo mają gdzie pobiegać, pograć w piłkę nożną. A rodzina Abramczyków to potężna drużyna piłkarska!

Być naj, naj, naj…

Przebywająca obecnie na urlopie macierzyńskim pani Jolanta jest pracownicą Wydziału Opieki Społecznej administracji samorządu rejonu wileńskiego. Kobieta na razie nie wyobraża sobie tej chwili, gdy będzie musiała wybrać się z domowych pieleszy i powrócić do obowiązków służbowych. Na razie czas przeznaczony na wychowanie dziecka upływa jej na przyjemnych macierzyńskich troskach i sprawach rodzinnych, których wcale nie ubywa. Gotowanie, pranie, sprzątanie to, jak powiada, niekończący się proces. Ale mama czworga dzieci na wszystko stara się patrzeć pozytywnie, z uśmiechem i nie dąży to tego, aby za wszelką cenę być idealną gospodynią domu czy wzorową mamą. „Kiedy nie stawiasz sobie za cel być naj, naj i za wszystkim nadążyć, to jest lżej” – stwierdza. Jednak dla swych dzieci i tak jest najlepsza i najukochańsza.

– Moja mama jest wesoła, dobra i pracowita. Życzę mamie zdrowia, powodzenia na cały Dzień Mamy i całe życie – mówi Dominik. – …i wytrwałości – dorzuca do życzeń syna szczęśliwa i roześmiana mama. Patryk podziela opinię starszego brata i udokładnia, że mama jest też bardzo przyjacielska i że w ogóle fajnie mieć taką dużą rodzinę.

W rodzinie Abramczyków panuje harmonia, ład, a wsparcie i wzajemna pomoc nie są tu jedynie czczymi frazesami.

– We wszystkim bardzo mi pomaga mąż, który jest rodzinny, gospodarny i zaradny. Witalij mnie wyręcza w wielu codziennych rutynowych czynnościach, sprząta, gotuje, lubi coś przyrządzać na grillu czy w kazanie, co jest aktualne zwłaszcza w letnim sezonie. Lżej jest wychowywać dzieci, gdy ma się oparcie w mężu. Zawsze też mogę liczyć na pomoc mojej mamy – z uznaniem podkreśla pani Jolanta. Wychowanie chłopców to wydawałoby się zadanie bardzo niełatwe, ale nasza bohaterka i na to ma swoje sposoby. Dwaj starsi mają obowiązki: odkurzanie, mycie podłóg, wycieranie kurzu, opieka nad zwierzątkami. Dominik ma za zadanie doglądać świnkę morską Tofika, Patryk zajmuje się kotką Karmelką. – Z chłopakami jest jak w wojsku – rzeczowo, stanowczo i konkretnie – precyzuje mama. Z Amelką jest inaczej. Mała księżniczka jest ulubienicą braci i z tego przywileju korzysta.

Nie tylko chlebem…

Chłopcy chodzą do polskiego Gimnazjum w Pogirach: Dominik akurat kończy klasę 7, Patryk – 4, zaś Szymon uczęszcza do zerówki, w przedszkolu. Dobrze sobie radzą w nauce, zwłaszcza w zakresie przedmiotów ścisłych. Rodzice dbają o to, żeby dzieci były nie tylko nakarmione, ubrane, dobrze wychowane, ale i miały możliwość rozwijania wrodzonych talentów oraz zainteresowań.

– Dominik jest bardziej spokojny, odpowiedzialny. Potrafi spędzać czas w jednym miejscu, skupiać się nad jakimś zadaniem, a jego ulubioną dziedziną jest programowanie komputerowe, robotyka. Uwielbia konstruować. Patryk jest całkiem inny. Trudno mu usiedzieć na miejscu, co zwłaszcza daje o sobie znać podczas zdalnych lekcji. Patryk, to nasz piłkarz. Od wczesnego dzieciństwa przyjaźni się z piłką. Piłka, jak żartujemy, jest mu przyklejona do nóg – opowiada mama. Idolem Partyka jest Lionel Messi, piłkarz argentyński. Kto wie, może w przyszłości dorówna, a może nawet prześcignie go w rekordach na futbolowym polu? W każdym bądź razie rodzice konsekwentnie pomagają swym dzieciom realizować swoje marzenia, 3 razy w tygodniu dowożąc je na treningi, zapewniając dodatkowe zajęcia z języka angielskiego czy robotyki.

Szymon natomiast jest wcieleniem talentów dwóch starszych braci: lubi i konstruować, i grać w piłkę. Chętnie pomaga mamie w ogródku i intensywnie interesuje się światem dinozaurów. „Szymon bardzo ubolewa, że dinozaury wymarły…” – z czułością stwierdza mama.

A tymczasem Amelka sprytnie przebierając paluszkami włącza kanał muzyczny w telewizji i zaczyna tańczyć. Tańczenie, śpiewanie i oglądanie bajek to, jak na razie, największa pasja najmłodszej członkini rodziny Abramczyków.

Pozytywny przykład

W otoczeniu pani Jolanty nie było tradycji wielodzietności, toteż każde kolejne dziecko Abramczyków było przez niektóre osoby witane z pewną dezaprobatą.

– Ale my zawsze czekaliśmy na dzieci z radością. Myśleliśmy, że u nas się rodzą tylko chłopcy, aż przyszła na świat Amelka. Mąż bardzo chciał, żeby urodziła się dziewczynka i tak się stało – z radością mówi szczęśliwa mama. Dzisiaj rodzina Abramczyków jest pozytywnym wzorem do naśladowania dla innych znajomych rodzin, które coraz śmielej decydują się na liczniejsze grono dziatwy.

Dzieci nie ograniczają i nie zawężają możliwości, żeby pracować, uczyć się, zwiedzać, podróżować… Wręcz przeciwnie motywują, żeby żyć pełnią życia, poznawać jego barwy i uczyć ich swe latorośle. Piękna rodzina z Mikaszun ma czas na dom, ma czas na zwiedzanie okolic bliższych i dalszych, wyjazdy nad morze, do Polski. Ma czas na coniedzielną modlitwę w kościele parafialnym w Rudnikach.

– Wiara w Boga jest ogromnym wsparciem dla nas. Bez niej nie dałoby się tego wszystkiego unieść – stwierdza mama czworga dzieci i rysuje im w myślach piękną i szczęśliwą przyszłość. Chciałaby, aby spełniały swoje marzenia i cele, świadomie wybrały życiową drogę…

Irena Mikulewicz

Na zdjęciu: duża rodzina – to spełnienie marzeń szczęśliwej mamy
Fot.
autorka, z rodzinnego archiwum Abramczyków

<<<Wstecz