Kolejny eksponat przekazany Muzeum Etnograficznemu Wileńszczyzny

Dzieło znanego w okolicy stolarza

Zbiory Muzeum Etnograficznego Wileńszczyzny w Niemenczynie popełni drewniana niecka do kąpieli niemowląt. W końcu tego tygodnia muzealnej placówce przekaże ją Janina Jabłońska ze wsi Rudowsie, należącej do wiejskiej gminy niemenczyńskiej. Algimant Baniewicz, dyrektor MEW, poinformował, że to już trzecia osoba, która w tym roku zabytkowy eksponat nieodpłatnie przekazała muzeum.

Ofiarodawczyni jest osobą niezwykle aktywną i zaangażowaną. Pomimo tego, że już ma za sobą siedem krzyżyków, to nie pozwala sobie na zbytni luz. Chętnie uczestniczy w życiu społeczności lokalnej np. biorąc udział w wirtualnym jarmarku kaziukowym, zorganizowanym przez Wielofunkcyjny Ośrodek w Rudowsiach. W trakcie przedsięwzięcia przeprowadziła poglądową lekcję, wprowadzając zainteresowanych w arkana sztuki robienia tradycyjnej palmy wielkanocnej. Przygodę z palmami mistrzyni ludowa rozpoczęła przed 30 laty.

– Sztuki wicia palm nauczyłam się sama. Po prostu postanowiłam, że muszę się tego nauczyć i swego dopięłam – powiedziała pani Janina. Swe palmy sprzedawała później na jarmarkach kaziukowych w Wilnie, Niemenczynie i Kownie. Od samorządów – w tym Kowna – otrzymała dyplomy uznania za wierność tradycji i jej promowanie.

Jak przyznała, dryg do rękodzielnictwa miała od dzieciństwa. W młodości zajmowała się szydełkowaniem, haftowaniem, dzierganiem na drutach. Z dumą pokazuje serwetę, którą wyhaftowała przed pół wiekiem. Mimo upływu lat wyhaftowane piękne, kolorowe kwiaty, łodygi i liście zachowały swe barwy.

– Niegdyś produkowano naprawdę jakościowe nicie, które były mocne, nie traciły kolorów, a przy praniu nie puszczały farby. Teraz takich ze świecą nie znajdziesz – ze znawstwem i odrobiną żalu stwierdziła rozmówczyni. Dodała też, że zawsze z szacunkiem odnosiła się do ludzi, którzy potrafili coś zrobić własnymi rękami, a takim majstrem, prawdziwą złotą rączką był ojciec – Kazimierz Piórko. Był znanym w okolicy stolarzem i kowalem. – Był na tyle świetnym fachowcem, że otrzymał zamówienie na wykonanie bocznego ołtarza do kościoła w Sużanach. Szkoda, ale nie zachował się – z rozgoryczeniem skonstatowała.

– Nieckę, którą postanowiłam przekazać do muzeum również wykonał mój tata – kontynuowała po chwili i zaczęła snuć opowieść o historii niegdyś powszechnego, a w obecnych czasach zabytkowego przedmiotu. Z jej słów wynikało, że dwaj bracia ojca, a i on sam, mieszkali w ojcowskim domu w leżących nieopodal Rudowsi Waskańcach. Wszyscy żyli zgodnie, a kiedy u brata urodził się syn, a było to dokładnie w roku 1927, ojciec wydłubał niewielką nieckę, którą używano do kąpieli noworodka. A ponieważ wszyscy bracia byli pracowici nie tylko w dzień, ale i w nocy, rodziły się kolejne dzieci i wykonana przez ojca niecka przez wiele lat była używana wyłącznie do kąpieli nowo narodzonych. – Sama również byłam myta w tej niecce, jak też moje starsze siostry i brat – z rozbawieniem wspominała pani Janina, wyliczając osoby, które doznawały rozkoszy kąpieli w wydrążonym drewnianym kawałku drewna. Przyznała, że w rodzinie dotychczas toczy się spór – niecka wykonana została z klonu, czy też z topoli.

Wraz z postępem cywilizacji drewnianą nieckę, przechowywaną w rodzinie niczym relikwię, zamieniono na cynkowane wanienki.

– Niezadowolona z tego powodu była moja mama, która twierdziła, że te nowe metalowe wanienki są zimne, twarde i nieprzyjemne w dotyku, co innego nasza drewniana – wspominała rozmówczyni. Przyznała, że ostatnio były prowadzone rozmowy, aby nieckę zwyczajnie popiłować na drewno, bo stała się nieużyteczna, ale ostatecznie zdecydowano przekazać ją do muzeum. – Niech następne pokolenia dowiedzą się, w jakich warunkach dorastali ich przodkowie, jakimi przedmiotami użytku codziennego posługiwali się, aby bardziej mogły docenić warunki, w jakich obecnie żyją – z przekonaniem mówiła pani Jabłońska.

Sama łatwego życia nie miała. Z powodu tego, że ojciec nie chciał wstąpić do kołchozu, rodzina przeniosła się do Daniłowa. Pani Janina, mimo tego, że była zdolną i pojętną uczennicą, nie miała możliwości kontynuowania nauki i jeszcze w okresie dojrzewania podjęła pracę. Do swych obowiązków zawsze odnosiła się bardzo odpowiedzialnie. Z czasem zdobyła zawód zootechnika, a po zamążpójściu wróciła do rodzinnych stron i pracowała jako kierowniczka fermy w miejscowym sowchozie. Stanowcza, pracowita, kompetentna i odpowiedzialna cieszyła się szacunkiem zarówno wśród podwładnych, jak i przełożonych. Z tymi ostatnimi, co prawda, różnie bywało, ale pani Janina od zawsze miała poczucie wrodzonej godności i nigdy nie dopuszczała do sytuacji upokarzającej ją jako kobietę i człowieka. Słowem, postawić się potrafiła…

Mimo swych 73 lat pani Janina nie składa broni: sama sieje różne kwiaty i roślinki, które później suszy i wykorzystuje do wicia palm (za sezon potrafi ich uwić do kilku tysięcy); sama ścina w lesie leszczynowe witki, które później „porządkuje” tzn. zaostrza i nakraja patyki o jednakowej długości mąż Czesław; sama prowadzi pokaźnych rozmiarów samochód, a ma też prawo jazdy na motocykl. Gdy pracowała w sowchozie, to nieraz siadała za kierownicą traktora albo ciężarówki. Obecnie wraz z mężem cieszą się z czterech wnuków i wnuczki oraz tego, że zarówno syn (podobnie jak dziadek jest cenionym stolarzem), jak i córka znaleźli swoje miejsce w życiu i dobrze sobie radzą. Za niespełna trzy lata wraz z mężem będą obchodzili złote gody. Jak i przed 50 laty złożą przysięgę w kościele w Niemenczynie…

Algimant Baniewicz poinformował, że nieckę pracownicy muzeum zabiorą w końcu tygodnia. Stwierdził, że w zbiorach MEW jest kilka niecek, ale są one większe i miały inne przeznaczenie. Używane były m. in. do mięsa, do mieszania zakwasu do chleba, do wyrabiania ciasta, zbierania mąki podczas mielenia w żarnach, pojenia bydła itd. Cieszył się, że ludzie sami zgłaszają się do muzeum z zamiarem nieodpłatnego przekazania starych przedmiotów, które są odzwierciedleniem kultury bytowej przodków. „Od początku roku trzy osoby przekazały eksponaty do muzeum, a to znaczy, że ludzie są zainteresowani tym, aby zachować przeszłość i nasza placówka może im w tym pomóc” – z zadowoleniem stwierdził dyrektor MEW.

Zygmunt Żdanowicz

Na zdjęciach: pani Janina demonstruje serwetę, którą wyhaftowała przed 50 laty, a obok karton z własnoręcznie wykonanymi palmami wielkanocnymi;
ta niecka używana była wyłącznie do kąpieli nowo narodzonych
Fot.
autor

<<<Wstecz