Rodzina zastępcza – radości i troski płynące z wychowywania dziecka

Kamila napełniła nasz dom radością

Moja rodzina to przede wszystkim tata, mama, brat, ale mam też najwspanialszą babcię, dwie stryjeczne siostry i stryjecznego brata. Mam najlepszych rodziców chrzestnych i troskliwą prababcię. Myślę, że moi rodzice są najgorsi… No dobra, dobra, żartuję! Dla mnie rodzice są właśnie tymi osobami, które zawsze mnie wesprą. Tak, zdarzają się złości, zdarzają i dobre, i smutne chwile. Lecz dla mnie w życiu bardzo się powiodło, ponieważ mam dwie mamy. Bardzo je kocham. Jedna mama jest bardzo daleko, daleko stąd i patrzy na mnie z góry. Myślę, że jest dumna ze mnie. A druga troszczy się o mnie i znosi mój charakter. Jestem wdzięczna każdemu członkowi mojej rodziny…

Takie słowa napisała kiedyś w szkolnej prezentacji na temat rodziny Kamila Bogdanowicz, uczennica 8 klasy Gimnazjum im. św. Rafała Kalinowskiego w Niemieżu.

W wieku 7 lat Kamila została osierocona przez matkę i przez cały rok pozostawała pod troskliwą opieką pracowników Centrum Kryzysu Rodziny i Dziecka w Kowalczukach.

O wszystkim przesądził przypadek…

Właściwie przypadek sprawił, że dziecko znalazło nową kochającą rodzinę, bezpieczny i przytulny dom.

– Zastanawialiśmy się z mężem nad tym, żeby zaadoptować lub zaopiekować się dzieckiem. I chociaż nie było to dla nas aż takie pilne, już powoli gromadziliśmy potrzebne na to dokumenty. Z zawodu jestem fryzjerką, pewnego razu, w niedzielę, z koleżankami wybrałyśmy się do kowalczuckiego centrum opieki, żeby po prostu zrobić coś dobrego dla przebywających tam dzieci. Wszystkie dzieci skromne, ciche, proszą o to, żeby im jedynie lekko skorygować i podstrzyc końcówki włosów, a jedna mała pięknisia usadawia się w fotelu i oznajmia: „Mnie proszę zakręcić włosy i zrobić uczesanie!”… Wymieniłyśmy z koleżankami spojrzenia i powiedziałyśmy sobie: „Nie daj, Boże komuś się taki dzieciak trafi!” – śmieje się Ingrida Szalin, która wraz z mężem Siergiejem przygarnęli sierotę do swej rodziny. Siedząc w fotelu dziewczynka odważnie i rezolutnie opowiedziała o swym życiu, o zmarłej matce. I tak się właśnie zaczęło…

Państwo Szalinowie niepostrzeżenie coraz częściej zaczęli dziewczynkę zapraszać do kina, w gościnę do swego domu. Raz dziewczynka sama zapytała wprost, czy w następną niedzielę znowu ją zaproszą. Naturalnie, że zaprosili. Chcieli, aby Kamila jak najwięcej doświadczyła dobroci i serdeczności, chociaż, tak samo jak i ona, byli świadomi tego, że gdy upłynie termin pobytu w domu tymczasowej opieki, zajmie się nią mieszkająca w Niemenczynie ciocia. Ale ciocia się nie śpieszyła.

– Zbliżały się ferie zimowe, więc postanowiliśmy zaprosić Kamilę na tydzień do naszego domu. Okazało się jednak, że mąż wypełnił potrzebny dokument wskazując, że dziecko będzie u nas gościło aż dwa tygodnie. Kamila sama mu to zasugerowała. Trochę się zdenerwowałam, bo przecież muszę też chodzić do pracy… Niemniej jednak fajnie się nam razem spędzało czas. Kamila powoli się do nas przyzwyczajała, a my do niej – opowiada przybrana mama.

Wkrótce rodzina z Niemieża doczekała się telefonu z instytucji Ochrony Praw Dziecka. Czas przeznaczony na pobyt w ośrodku opiekuńczym minął, ośmioletniego dziecka nikt nie zabierał. Ponieważ Szalinowie często zapraszali Kamilę w gościnę, to właśnie im zaproponowano podjąć się długoterminowej opieki lub zaadoptować dziewczynkę.

– W piątek wieziemy ją do domu dziecka w Niemenczynie – komunikat w słuchawce odebrałam jak wyrok, więc natychmiast telefonicznie naradziłam się z mężem i decyzja zapadła. Mąż powiedział krótko: „Jedziemy i zabieramy!”. W tym samym dniu pojechaliśmy i wypełniliśmy odpowiednie dokumenty na długoterminową opiekę nad dzieckiem do 18 lat. Porozmawialiśmy z Kamilą i wyjaśniliśmy, że takie rozwiązanie będzie najbardziej właściwe. A nasze przywiązanie, miłość i chęć niesienia pomocy dla niej wcale nie zależy od formy udokumentowania – sięga do wydarzeń sprzed kilku lat Ingrida Szalin.

Piękniejsza strona życia

Obecnie Kamila ma 15 lat. Jest miłą i układną nastolatką, aczkolwiek, jak powiada pani Ingrida, na początku nie wszystko szło tak gładko. Problemów z zaadoptowaniem się opuszczonej przez najbliższych i zaniedbanej dziewczynki, w rzeczywistości było niemało. Kamila wielu potraw nie chciała jeść, bo zwyczajnie nie wiedziała, jak smakują. Będąc w kowalczuckim ośrodku już się oswoiła ze smakami, których poprzednio nie znała, ale nadal, na przykład, nie mogła się przekonać do jedzenia zup.

– Małymi kroczkami uczyliśmy ją nowych smaków, nowych doświadczeń kulinarnych. Żeby bardziej zainteresować jakimś daniem zabieraliśmy Kamilę do kawiarni. Nieraz opowiadała nam, że gdy jej mama chorowała, w domu częstokroć nie było co jeść. Trudno więc się dziwić, że niektóre smaki to dziecko dopiero poznawało – podkreśla Ingrida Szalin. Jak zaznacza, z charakterem też bywało różnie. Dziewczynka zwłaszcza stanowczy opór stawiała obowiązkowi odrabiania lekcji, uczenia się, na jedno ostrzejsze słowo rodziców potrafiła odpowiedzieć dziesięcioma, niezbyt miłymi słowami. Ale stopniowo kolce na nastroszonym jeżyku stawały się coraz bardziej miękkie. Przestała się bać ciemności, zaczęła panować nad emocjami, a jeśli czasem i zdarzy się jakaś konfliktowa sytuacja – już umie powiedzieć słowo „przepraszam”.

– Gdy gościła u nas sporadycznie, kwestia nauki nie uwydatniała się tak wyraziście, ale gdy zamieszkała na stale, zabawa rozpoczęła się na dobre. Kamila wpadała w histerię, wykłócała się, mówiła, że odrabia lekcje, a tymczasem wcale nawet nie miała takiego zamiaru. Ja bardzo to przeżywałam, lecz nie chcąc pokazać swojego zniecierpliwienia wychodziłam z pokoju, a potem wracałam opanowana i znowu drążyłam swoje. Przekonywałam ją, że chce tego, czy nie – nauka i tak będzie na pierwszym miejscu. Na pierwsze zebranie rodzicielskie do szkoły, gdy Kamila ukończyła 4 klasę, wyprawiłam moją mamę. Myślałam, że wróci z bordową ze wstydu twarzą, ale wróciła uśmiechnięta i zadowolona. Powiedziała, że nauczycielka pochwaliła Kamilę, bo uczyniła ogromny postęp w nauce – z dumą stwierdza Ingrida Szalin. Dzisiaj Kamila kończy 8 klasę i uczy się bardzo dobrze, a jej średnia ocena oscyluje w granicach 10-tki. Dziewczynka pokochała i matematykę, i język angielski, których uczy się także dodatkowo. Największym jej marzeniem są studia na wydziale architektury. Ażeby osiągnąć swój cel, musi się uczyć naprawdę dużo.

– Od piątej klasy uczęszczam na lekcje tańca sportowego, ale kwarantanna na razie wstrzymała dalsze zajęcia. Bardzo lubię rysować, uczęszczam też na kursy z architektury, bo bardzo mi zależy na tym, aby moje marzenia się spełniły. Chcę być architektką! – podkreśla stanowczo Kamila.

Rodzina – opoka i nadzieja

Ingrida i Siergiej Szalinowie, których dziewczynka nazywa mamą i tatą, uczą ją być sprawiedliwą i szczerą oraz tego, by nie rzucać obietnic bez pokrycia. Rodzice pomagają Kamili spełniać marzenia, zapewniają wygodne i dostatnie życie, lecz nie starają się osłaniać przed prawdą życia, ani nie usuwają z pamięci przeszłości. Rodzona matka dziewczynki, Alona Bogdanowicz, zmarła mając 37 lat. Szalinowie postawili pomnik po zmarłej i razem z Kamilą często odwiedzają i pielęgnują jej grób na cmentarzu w Bezdanach. Dziewczynka miała ogromne pragnienie odszukać swego biologicznego ojca, którego widziała tylko raz w życiu. Znalazła go za pomocą sieci społecznościowych. Niestety, nie okazał zainteresowania córką.

Rodzina Kamili Bogdanowicz, jak sama dziewczynka stwierdziła, to mama i tata, brat (syn Siergieja z pierwszego małżeństwa) i liczne rodzeństwo stryjeczne, babcia i prababcia.

– Gdy kiedyś rozważaliśmy z mężem możliwość zaadoptowania czy zaopiekowania się dzieckiem, to zawsze myśleliśmy, że to będzie niemowlę. Ale stało się inaczej. Jedno planujesz, a inne ci Bóg daje. Wychowując dziecko, ciągle się sami uczymy, doskonalimy, staramy się być lepsi. Kamila motywuje mnie do tego, aby zawsze być w dobrej formie, chodzić na spacery. „Musisz być ładną, młodą mamą” – mówi i ja się staram – z radosnym uśmiechem przyznaje pani Ingrida.

Dzieci z różnych przyczyn pozbawionych rodzicielskiego ciepła i troski jest coraz więcej. Więc czy warto rodzinom narażać się na stres, przechodzić trudną drogę, aby w końcu zdobyć serce dziecka, dać mu nadzieję i pomóc zapewnić lepszą, bardziej jasną przyszłość?..

– Nie trzeba się bać. Na pewno warto dać dziecku ciepły, przytulny dom, okazać dobroć serca. Ale w zasadzie to nie my dziecku dajemy, tylko ono nas obdarowuje, tworzy atmosferę domu. Wraz z pojawieniem się w naszym życiu Kamili nie mamy czasu na wytchnienie czy nudę. Ona napełniła nasz dom radością. I chociaż tak, jak i w każdej rodzinie, zdarzają się raz radosne, raz smutniejsze chwile, nasze życie jest pełniejsze, bardziej szczęśliwe. Trzeba pomagać innym, żeby dać sobie szansę na spełnianie dobrych uczynków. A życie się za to odwdzięczy. Chciałabym podziękować Leokadii Pawtel, dyrektorce Centrum Kryzysu Rodziny i Dziecka w Kowalczukach, i cioci Kamili, że to właśnie dla nas w udziale przypadła opieka nad tym dzieckiem – rozważa Ingrida Szalin. Aby móc zaopiekować się dzieckiem, Ingrida spełniła wszystkie warunki, m. in. zaliczyła kurs szkoleń dla opiekunów i rodzin zastępczych, które organizuje kowalczuckie centrum.

– Jaka będzie przyszłość Kamili? – zastanawia się matka. Jej córka pomyślnie ukończy szkołę, zdobędzie prawo jazdy, a potem czekają ją wymarzone studia i wielki świat… Kamila na pewno nie zapomni o swych rodzicach, do których jak zapewnia, czuje ogromny szacunek i miłość.

Irena Mikulewicz

Na zdjęciach: Kamila z mamą i tatą;
mama Alona teraz opiekuje się córka z nieba
Fot.
archiwum rodzinne

<<<Wstecz