CNN – standard manipulacji

W USA rozkręca się potężny skandal po tym, jak na jaw wyszła rozmowa jednego z dyrektorów stacji CNN Charliego Chestera, w której „gadatliwy” dyrektor opowiada w szczegółach, jak jedna z najpotężniejszych amerykańskich stacji telewizyjnych kłamała i manipulowała, by tylko pogrążyć w wyborach prezydenckich Donalda Trumpa.

Szczera rozmowa została nagrana ukrytą kamerą, a „gadatliwy” dyrektor tak się rozgadał na randkach z rzekomą pielęgniarką (w rzeczywistości była aktywistką organizacji, dążącej do transparentności procesów wyborczych „Projekt Veritas”), że zdradził wiele mechanizmów manipulacji i kreowania nieistniejącej rzeczywistości przez CNN w celach pozbawienia władzy znienawidzonego prezydenta. Treść nagranych rozmów jest porażająca. Szokuje ujawnioną skalą propagandy, indoktrynacji i zwykłych kłamstw, jakich dopuszczała się liberalno-lewicowa stacja, by tylko pogrążyć nieliberalnego Trumpa. „Zobacz, co osiągnęliśmy. Wyrzuciliśmy Trumpa. Mogę to powiedzieć na 100 procent. A ja poszedłem do CNN, bo chciałem wziąć w tym udział”, przechwalał się na nagraniach przed „pielęgniarką” dyrektor Chester.

Dalej w szczegółach podaje techniki kłamstw i manipulacji. Dla przykładu prezydent Trump podaje komuś rękę. Stacja CNN bierze ten kadr na drobiazgową kwerendę, z której musi wyjść, że prezydentowi drżą ręce. A więc ma problemy neurologiczne, które mogą mu przeszkodzić w dalszym sprawowaniu urzędu. Temat kampanijny został w ten sposób wykreowany. Dalej stacja zaprasza usłużnych „ekspertów” z branży medycznej, by uwiarygodnić problem, nagłośnić go i nakręcić, choć – jak w nagraniu przyznaje sam „gadatliwy” – „w temacie nie mieliśmy absolutnie nic”. Oczywiście w tym samym czasie CNN Joe Bidena kreowała jako czerstwego seniora, tryskającego wręcz zdrowiem, co też było face newsem. Po wyborach bowiem szybko wyszło na jaw, że 78-letni prezydent ma problemy z koncentracją, pamięcią (co może być oznaką rozwijającej się demencji) i w zasadzie jest zdolny do realizacji tylko jednego celu w ciągu dnia. Z dalszych zwierzeń „pielęgniarce” wynikają jeszcze bardziej kompromitujące CNN fakty. Mianowicie, że w stacji istnieje coś takiego, jak czerwony telefon, który dzwonił z „góry” wtedy, kiedy trzeba było dodatkowo podkręcić emocje Amerykanów. A że na emocje ludzi zawsze działa śmierć, więc czerwony telefon odzywał się często, gdy z powodu pandemii Covid-19 umierało zbyt mało Amerykanów. Cytuję „gadatliwego”: To była poważna kwestia, jak wyliczamy, ile osób umiera każdego dnia. (…) Zróbmy to wyżej. Dlaczego nie jest wysoka? – zdradzał „najwyższe standardy uczciwości” dziennikarskiej lewicowo-liberalnej stacji jeden z jej szefów. Nie muszę chyba tłumaczyć, jak obrzydliwą była to praktyka, której założeniem było wykorzystywanie strachu przed pandemią (manipulując liczbami zgonów), by tylko uzyskać pożądany efekt. Aha, dodam tylko, że „górą”, z której zezwolenia odzywał się czerwony telefon, był sam szef stacji Jeff Zucker.

Gdy prawda wyszła na jaw, liberalno-lewicowy establishment medialny uderzył w nią tzw. „kulturą wykluczania” czyli cancel culture. Polega ona na tym, że odważny, który zdecyduje się ujawnić kompromitujący liberalno-lewicową opcję fakt, jest wyciszany, kasowany. I to najdosłowniej. Gdy na Twitterze szef organizacji „Projekt Veritas” ujawnił skandaliczną praktykę CNN, właściciel Twittera natychmiast skasował jego konto. Zastosował cancel culture, innymi słowy, wobec ujawniającego prawdę, bo prawda – jak widać – nie zawsze mieści się w wysokich standardach internetowego giganta.

Tymczasem zaoceaniczne praktyki mediów liberalnej demokracji gorliwie są stosowane również na naszym europejskim, polskim, litewskim podwórku. Dla przykładu w Polsce emanacją wręcz ceenenonowskich standardów manipulacji i kreowania nieistniejącej rzeczywistości jest stacja TVN, kontrolowana zresztą aktualnie przez amerykański koncern medialny Discovery. Można rzec śmiało, że polska córka bliźniaczka CNN niczym nie odstaje od swej amerykańskiej prekursorki. By o tym przekonać się, wystarczy obejrzeć chociażby gwiazdę TVN Monikę Olejnik i jej sztandarowy program publicystyczny „Kropka nad „i”. Tam standardy obiektywności, rzetelności, bezstronności dziennikarskiej są wręcz na „galaktycznym poziomie”. Gwiazda TVN, gdy już zaprosi do programu polityka nieliberalnego, to stosuje wtedy cały arsenał swych galaktycznych sposobów prowadzenia rozmowy.

Przede wszystkim pytania zawsze zadaje z tezą. Potem sama na nie odpowiada zgodnie z własną „obiektywnością” i „niezaangażowaniem”. Potem swoją odpowiedź utwierdza raz jeszcze przy użyciu jedynie nieco innych słów i argumentów. Potem, gdy w ferworze chaotycznej i pokręconej totalnie dyskusji indagowany dostaje wreszcie szansę coś powiedzieć, „gwiazda” przerywa mu średnio po trzech pięciu sekundach i zmienia temat. Ten najwyższy standard dziennikarstwa nazywa przy tym „wolnymi mediami”. Rutynową formułkę „witamy w wolnych mediach” powtarza zawsze na początku programu, pewnie dlatego, by zdezorientowani telewidzowie TVN nie powzięli innego zgoła zdania na temat tej stacji.

Na Litwie z kolei klasyką gatunku, jeżeli mamy na myśli wolne media w liberalno-lewicowym wydaniu CNN i TVN, jest gazeta „Lietuvos rytas”. Zwłaszcza wybitny na tym polu jest jej warszawski korespondent Eldoradas Butrimas, którego rzeczona wybitność, gdy wysyła korespondencję z Warszawy, przeradza się wręcz w geniusz.

Zacznijmy od tego, że „geniusz” jak już pisze z Polski na Litwę, to nie pisze o byle czym. Pisze tylko same rzeczy ważne albo arcyważne. Najczęściej o permanentnym braku praworządności nad Wisłą w różnych jego formach i wariacjach. Jak ważne są to rzeczy może wiedzieć chyba że tylko Kaźmirz Bartosiewicz z kultowej „Konopielki”, który też umiał pisać tylko rzeczy ważne, „a nie byle co”. „Bo pisanie to nie gadanie”, jak tłumaczył swemu początkującemu dopiero w sztuce pisania synkowi Józkowi, gdy kijem kreślił gryzmoły na śniegu. Potem dopytywany przez Józka: „Co tatko napisali?”, wysylabizował – „Nazywam się Kaźmirz Bartosiewicz” (...), „kobyła nazywa się siwka, krowa – raba, suka – muszka. W lesie są brzozy, w rzece – ryby, słońce wschodzi i zachodzi, zimy są zimne, a lata – gorące”. Czyli same ważne i arcyważne rzeczy.

„Geniusz” Butrimas może „Konopielki” i nie czytał, i nie oglądał, ale mu samo przez się jakoś wychodzi, że pisze tylko rzeczy ważne i na temat, i (oczywiście) na najwyższym poziomie obiektywności, szczególnie gdy spisuje tematy z „Gazety Wyborczej”. Wtedy litewscy czytelnicy dowiadują się, że na przykład wulgarne i agresywne tzw. strajki kobiet, które przetoczyły się przez duże miasta w Polsce w grudniu minionego roku, wcale nie były organizowane przez Martę Lempart, co to bidula podczas zadym tylko przypadkowo pluła policjantom w twarz, bo przypadkowo zabłądziła na manifestacje. Nie, „geniusz” poinformował nas w sążnistej korespondencji z Warszawy, że strajki kobiet w rzeczywistości były konsekwencją tajnego spisku ultrakatolickiej organizacji Ordo Iuris z gospodarzem Kremla Władimirem Władimirowiczem. A ten superzakamuflowany spisek miał jeszcze bardziej zakamuflowany cel, by poróżnić Polskę z władzami w Brukseli, co to są tak czułe na prawa kobiet w wydaniu właśnie lemparciarskim, czyli obleśnym, ordynarnym i bezpruderyjnym.

CNN, TVN, „Gazeta Wyborcza”, „Lietuvos rytas”, czyli media mainstreemowe już nie opisują rzeczywistości, tylko ją kreują. Zmyślają przy tym fakty, relatywizują prawdę, manipulują i kłamią. Wszystko w imię jedynie słusznej ideologii i jedynie słusznego ustroju, zwanego liberalną demokracją. Jest to ustrój jedynie możliwy w ich mniemaniu i tak ważny, jak suka muszka dla Kaźmirza (półanalfabety) z Konopielki.

Mainstreemowe media bronią liberalną demokrację za wszelką cenę, bo same są jej wytworem...

Tadeusz Andrzejewski
radny rejonu wileńskiego

<<<Wstecz