Dwie wystawy o trudnym okresie historycznym w MO muzeum w Wilnie

Należy się im pamięć i szacunek

Dwie powiązane i nawzajem dopełniające się wystawy do 18 lipca br. można obejrzeć w salach wystawienniczych muzeum MO w Wilnie. Nawiązują one do przełomowych wydarzeń do jakich doszło w mieście nad Wilią w ciągu dekady lat 1939-1949. Ekspozycje są swoistą próbą spojrzenia na sztukę i kulturę zarówno poprzez indywidualne doświadczenia i przeżycia znanych twórców, jak i retrospektywę działalności twórczej malarzy różnej narodowości w okrutnej rzeczywistości z okresu wojny, jak i tuż po niej.

Po kilkumiesięcznej wymuszonej przerwie, muzeum powstałe z osobistej inspiracji naukowców Danguolė i Viktorasa Butkusów, w końcu marca wznowiło działalność. Powrót do normalności wypadł naprawdę imponująco, a zainicjował go najbardziej ambitny i dotychczas największy projekt placówki muzealnej. Na ekspozycję pierwszej wystawy „Trudny wiek. Szapocznikow-Wajda-Wróblewski” składa się bowiem 120 dzieł, pochodzących z 5 krajów i 25 międzynarodowych muzeów zarówno państwowych, jak i prywatnych. Na ekspozycję złożyły się dzieła trzech wybitnych polskich twórców: rzeźbiarki Aliny Szapacznikow (1926-1973), reżysera Andrzeja Wajdy (1926-2016) i malarza Andrzeja Wróblewskiego (1927-1957). Mimo, że twórcy urodzili się w różnych miejscach II RP (tylko Wróblewski urodził się w Wilnie), łączy ich wiele – m. in. zbieżność dat urodzenia oraz trudne doświadczenia rzeczywistości wojennej, których musieli doświadczyć na własnej skórze: Ojciec Aliny Szapocznikow zmarł rok przed wojną, gdy miała 12 lat. Najgorsze i najdramatyczniejsze doświadczenia wyniosła jednak z gett w Pabianicach i Łodzi, a następnie obozów koncentracyjnych w Auschwitz-Birkenau, Bergen-Belsen oraz czeskim Teresinie. To cud, że przeżyła holokaust. Wróblewski podczas II wojny światowej brał udział w tajnych kompletach, a jako 14-letni chłopak był świadkiem śmierci ojca, który podczas rewizji przeprowadzonej przez hitlerowców zmarł na atak serca. Ojciec Wajdy był zawodowym wojskowym i padł ofiarą sowieckiej zbrodni katyńskiej.

Wymienione wydarzenia nie mogły nie wpłynąć na twórczość artystów, na wybór tematyki dzieł. Próby rozliczenia się z bolesną przeszłością powracały niczym bumerang. A traumatycznych wspomnień nigdy nie udało się wytrzeć z pamięci. Mimo tego, że działali w różnych dziedzinach sztuki, to połączył ich fenomen pokolenia „zarażonego wojną”.

Miłośnicy historii, kultury i sztuki na Litwie po raz pierwszy mogą z bliska przyjrzeć się interesującemu zestawieniu dzieł trzech artystów podczas jednej wystawy. Należy tylko nadmienić, że o ile filmy Wajdy są od dawna znane na świecie i przyniosły mu międzynarodowe uznanie i rozgłos, to poznawanie i docenianie dorobku Szapacznikow i Wróblewskiego trwa od kilkunastu lat i proces ten nabiera rozpędu.

Druga wystawa „Trudny wiek. Wilno, 1939-1949” może jest zrealizowana z mniejszym rozmachem, ale nie oznacza to, że jest mniej interesująca. Szczególny akcent w niej kładzie się na kwestie wielonarodowości Wilna oraz tragiczne dylematy inteligencji polskiej, która w dramatycznych okolicznościach zmuszona była do opuszczenia „ukochanego miasta”. Jak przyznała kuratorka wystawy Giedrė Jankevičiūtė, „ekspozycja owszem ma znamiona wystawy politycznej, ale wątki polityczne nie są w sposób jaskrawy eksponowane”. Zauważyła, że w tym okresie władza zmieniała się sześciokrotnie: Żydzi w czasie wojny zostali wymordowani, a Polacy wypędzeni. Na ich miejsce przyszli Rosjanie, Litwini i Białorusini. Na wystawie prezentowane są prace przedstawicieli różnych narodowości: Polaków, Żydów, Litwinów, Rosjan, którzy żyli i tworzyli w ówczesnym Wilnie. Różne były ich doznania i przeżycia, ale łączyło ich jedno – miłość i przywiązanie do miasta, którego mieszkańcy zostali niezwykle surowo i niesprawiedliwie potraktowani przez los. Niezwykle wymowne pod tym względem są obrazy Żydówki Róży Suckewer, Ludomira Ślendzińskiego, Jerzego Hoppena, Andrzeja Wróblewskiego itd. Hoppen, jak przypomniała Jankevičiūtė, współpracował z Komórką Legalizującą Sztabu Okręgu Wileńskiego Armii Krajowej. Swe zdolności grafika wykorzystywał do sporządzania fałszywych dokumentów, chroniących oficerów i podoficerów przed uwięzieniem. Z podrobionych przez komórkę „papierów” korzystali m. in. ppłk Aleksander Krzyżanowski („Wilk”), Stanisław Kiałka („Bolesław”), ks. Michał Sopoćko i setki innych.

Kuratorka wystawy bez ogródek mówiła też o trudnych wyborach artystów, którzy zdecydowali się pozostać w Wilnie. Przytoczyła przykład Janiny Paszkowskiej-Węckowicz, która, aby móc podjąć studia w Wileńskiej Akademii Sztuk Pięknych zmuszona została do zmiany nazwiska i stać się Lili Janiną Paškauskaitė. Mimo wielu perypetii i przejść życiowych zdołała obronić dyplom i zostać jedną z najbardziej znanych graficzek na Litwie.

Obie wystawy są niezwykle poznawcze i zasługują na uwagę. Zwraca uwagę przede wszystkim to, że jest to projekt tolerancyjny, pozbawiony nacjonalizmów i historycznych uprzedzeń. Jego przesłaniem, jak to obrazowo ujęła Jankevičiūtė, jest pokazanie zwiedzającym, że „Wilno nie należało i nie należy tylko do nas [Litwinów – przyp. redakcji], ale budowali go, upiększali, rozsławiali i kochali przedstawiciele różnych narodowości, którym też należy się pamięć i szacunek”.

Zygmunt Żdanowicz

Fot. archiwum

<<<Wstecz