Ostatnia wieczerza sektora hotelarsko-gastronomicznego

We wtorek, 16 marca, minął równo rok od czasu, gdy właściciele hoteli i restauracji zostali pozostawieni na pastwę losu, nie otrzymując od rządu prawie żadnej pomocy. Przedstawiciele tego „zapomnianego” sektora gospodarki postanowili uczcić rocznicę na swój sposób.

Na wileńskim placu im. Vincasa Kudirki zorganizowali ostatnią branżową wieczerzę, będącą jednocześnie protestem i rozpaczliwym wołaniem do rządu. Jej wystrój doskonale oddawał nastroje, jakie panują w branży: stoły i łóżka były przykryte czarnymi serwetami i prześcieradłami, a dodatkowymi akcesoriami były wieńce pogrzebowe. Jak twierdzili organizatorzy akcji protestacyjnej, rząd dotychczas pozostawał głuchy na apele przedsiębiorców z branży hotelarsko-gastronomicznej i obecnie sektor dogorywa, czyli jest w stanie przedśmiertelnego rzężenia. A tyle było obietnic o docelowym skierowywaniu środków dla każdego podmiotu, który poniósł straty w wyniku pandemii. Obiecanki cacanki, a jak doszło do dzieła rząd Ingridy Šimonytė stulił uszy po sobie i udaje głuchego. Odczuwalnego wsparcia rządowego, pomijając możliwość otrzymania ulgowych kredytów i przesunięcia terminu uiszczenia podatków, jak nie było, tak nie ma.

W wymienionym sektorze pracuje 44 tys. pracowników. Większość z nich prawdopodobnie w krótkim czasie zapuka do drzwi Służby Zatrudnienia i rząd będzie zobowiązany do wypłacenia im zasiłków, co będzie kosztowało kilkakrotnie drożej niż udzielenie wsparcia i zachowanie dotychczasowych miejsc pracy. Czy ktoś z ekipy rządowej nad tym się zastanawiał? Litwa mogłaby posłużyć się przykładem sąsiedniej Polski, gdzie rząd na branżę hotelarsko-gastronomiczną w ramach Tarcz Antykryzysowych przeznaczył 850 mln euro, dzięki czemu zachowano 170 tys. miejsc pracy. Natomiast ogólna pomoc państwa dla przedsiębiorców i pracowników dotkniętych COVID-19 wyniosła prawie 45 mld euro.

Z. Ż.

<<<Wstecz