Lekkoatletyczne HME – 10 medali Polaków w Toruniu

Bez euforii, ale są nowe twarze

Dziesięć medali zdobyli polscy lekkoatleci w halowych mistrzostwach Europy, które w niedzielę zakończyły się w Toruniu. Jedyny złoty wywalczył sensacyjnie w biegu na 800 m Patryk Dobek. W klasyfikacji medalowej biało-czerwoni zajęli dziewiąte miejsce.

Przy pustych trybunach odbyła się w Polsce pierwsza międzynarodowa impreza lekkoatletyczna w dobie pandemii. Obowiązkowe testy na koronawirusa, a później ich pozytywne wyniki wyeliminowały kilku zawodników ze startu. W tym m.in. Ewę Swobodę, faworytkę rywalizacji na 60 m. Musiała się też wycofać męska sztafeta 4x400 m.

Powyżej oczekiwań

Mimo wszystko te mistrzostwa były udane dla Polaków. Dziesięć medali to dorobek powyżej oczekiwań. Największą sensację – w biegu na 800 m – sprawił Dobek (1.46,81), który dotychczas biegał tylko... 400 m ppł. Dużą niespodzianką jest też srebro Mateusza Borkowskiego (1.46,90) oraz dopiero czwarte miejsce „profesora” tej konkurencji Adama Kszczota (1.47,23). Brązowy medal zdobył Brytyjczyk Jamie Webb (1.46,95). Jeszcze przed mistrzostwami Europy Dobek mówił, że to tylko przerywnik, a latem wraca do rywalizacji na 400 m ppł. Teraz nie jest już tego taki pewien. Tym bardziej, że jego trenerem jest obecnie Zbigniew Król, czyli jeszcze niedawny szkoleniowiec Kszczota. W ostatnich sześciu HME biało-czerwoni triumfowali na tym dystansie pięć razy. W 2011, 2013 i 2017 zwyciężał Kszczot, w 2015 Marcin Lewandowski.

Nagroda za wytrwałość

Podwójny sukces zaliczyły też panie na tym dystansie. Joanna Jóźwik została czasem 2.04,00 srebrną, a Angelika Cichocka – 2.04,15 – brązową medalistką. Najszybsza była 19-letnia Brytyjka Keely Hodgkinson – 2.03,88. Obie Polki łączy wiele. Jeszcze cztery lata temu były na szczycie, potem wszystko się posypało. Kontuzja goniła kontuzję. Dziewczyny szukały rozwiązań. Zmieniły trenerów, powoli wracały do rywalizacji. To była długa, mozolna droga. Medale HME w Toruniu są nagrodą za wytrwałość. Choć, jak obie twierdzą, to tylko przystanek do czegoś większego na igrzyskach w Tokio.

Wymarzony medal

Niewielu wierzyło w medal Pawła Wiesiołka w siedmioboju. Zawodnik Warszawianki poprawił wynikiem 6133 pkt. rekord życiowy i zajął trzecie miejsce. To drugi rezultat w historii krajowej lekkoatletyki. Dwudniową rywalizację wygrał rekordzista świata Francuz Kevin Mayer – 6392 pkt. Srebro wywalczył Hiszpan Jorge Urena – 6158 pkt. To dopiero drugi medal w historii startów Polaków w siedmioboju w halowych mistrzostwach Europy. W 1998 złoto wywalczył Sebastian Chmara, miał wówczas 6415 punktów, co jest też rekordem Polski. Po pierwszym dniu rywalizacji Wiesiołek zajmował piąte miejsce. W kolejnych konkurencjach osiągał wyniki: 60 m – 6,95, w dal – 7,31, kula – 15,27, wzwyż – 2,01, 60 m ppł – 8,27, tyczka – 5,20 i na 1000 m – 2.43,13.

– Bardzo, bardzo długo czekałem na ten wymarzony medal. Jestem bardzo szczęśliwy – skomentował Wiesiołek.

Podwójna radość

„Po swoje” skoczył o tyczce Piotr Lisek. Miejsce na podium dało mu przeskoczenie 5,80 m. To jego czwarty krążek tej imprezy w karierze. Wygrał rekordzista świata Szwed Armand Duplantis – 6,05, a srebro wywalczył Francuz Valentin Lavillenie – 5,80. Lisek miał bardzo trudny sezon. Gdy zaczynały się zawody, on leczył kontuzję. „Dlatego podwójnie się cieszę. Ten miesiąc przerwy wyprowadził mnie z równowagi, ale udało się wrócić na przyzwoity poziom” – ocenił. Siódme miejsce w finale zajął mistrz Europy z 2016 roku Robert Sobera – 5,50. W eliminacjach odpadł Paweł Wojciechowski.

Pech i szczęście

O pechu i szczęściu może mówić polska sztafeta 4x400 m. Na rozgrzewce kontuzji nabawiła się liderka „Aniołków Matusińskiego” Justyna Święty-Ersetic, która dzień wcześniej zdobyła indywidualnie srebro. W składzie zastąpiła ją zatem Aleksandra Gaworska. Ponadto pobiegły: Natalia Kaczmarek, Małgorzata Hołub-Kowalik i 17-letnia Kornelia Lesiewicz.

– Ta cała sytuacja kosztowała nas wszystkich bardzo dużo nerwów, ale powiedziałyśmy sobie z dziewczynami, że w tej sytuacji musimy pobiec na 150 procent – skomentowała najbardziej doświadczona Hołub-Kowalik. I biało-czerwone były trzecie na mecie. Za Holenderkami i Brytyjkami.

Zadowolona debiutantka

Fenomenalnie zaprezentowała się 19-letnia Pia Skrzyszowska. Debiutująca w tak dużej imprezie zawodniczka w biegu na 60 m ppł zajęła piąte miejsce. Wygrała broniąca tytułu Holenderka Nadine Visser – 7,77.

– Finał to było moje marzenie. W półfinale zrobiłam wynik kosmos. Ja nie mam 20 lat, a jestem piąta w Europie. To naprawdę dobry występ – powiedziała tuż po zejściu z bieżni. Skrzyszowska w półfinale uzyskała wynik 7,88. Od 41 lat nikt w Polsce nie biegał na tym dystansie tak szybko. W historii krajowej lekkoatletyki tylko dwie wybitne zawodniczki miały lepsze rezultaty od niej. Były nimi Zofia Bielczyk – 7,77 i Grażyna Rabsztyn – 7,84.

Wcześniej Polacy zdobyli trzy srebrne książki – w biegu na 1500 m Marcin Lewandowski, na 400 m Święty-Ersetic oraz w pchnięciu kulą Michał Haratyk. W sumie dziesięciokrotnie stawali na podium.

Zabawa w ciuciubabkę

– Nie ma tragedii i nie ma też euforii. Na plus jest na pewno występ specjalistów od 800 m, którzy zdobyli aż cztery krążki – ocenił prezes PZLA Henryk Olszewski. Dodał, że priorytetem i tak są przygotowania do igrzysk olimpijskich.

Zdaniem prezesa PZLA, źle się stało, że polscy sportowcy nie zostali jeszcze zaszczepieni. „Całe szczęście, że mistrzostwa się skończyły. Gdyby potrwały jeszcze trzy dni, to pewnie nie byłoby z kim startować. Uważam, że jest popełniony błąd ws. szczepień. Do Polski przyjechały na HME reprezentacje, które swoich najlepszych zawodników mają już szczepionych. Tu jest błąd. Albo szykujemy się do imprezy i chcemy mieć wyniki, albo zostawiamy to i bawimy się w ciuciubabkę” – mówił bardzo stanowczo prezes.

Z. Ż

Fot. PAP

<<<Wstecz