Konflikt wartości

Ciekawym choć i odosobnionym głosem w Niemczech okazał się być wywiad profesora historii Uniwersytetu Ravensburg-Veingarten Bertholda Löfflera dla Suedkurier, w którym niemiecki uczony broni prawa wschodnich Europejczyków do zachowania swoich wartości przed ekspansją zachodnich Europejczyków, co to chcieliby im narzucić własne poglądy.

Zachodni Europejczycy odczuwają, zdaniem prof. Löfflera, moralną wyższość w stosunku do swych sąsiadów ze wschodu, dlatego że uważają ich za kulturowo zacofanych. Mają przeto przekonanie, że to oni jednostronnie mogą narzucać całej Europie wspólne wartości. Oczywiście chodzi o takie wartości, które zdefiniują ci, co „odczuwają moralną wyższość”.

Jakie są to wartości? Ano z pewnością nie takie, na które się umawiali Europejczycy ze wschodu kontynentu, gdy do Unii Europejskiej przystępowali, ani też takie, na których fundamentach tą Unię zakładali jej ojcowie – Konrad Adenauer, Robert Schuman i Alcide de Gasperi.

Przypomnijmy dla jasności raz jeszcze, że wschodni Europejczycy odwołują się do europejskich wartości opartych na chrześcijaństwie, na ponad tysiącletniej spuściźnie historycznej i kulturowej Europy, na idei państw narodowych, zrzeszonych we wspólnym projekcie gospodarczo-politycznym. Europejczycy z zachodu tymczasem dalecy są dzisiaj od takich koncepcji. Po tym, gdy sami się zdechrystianizowali i pogrążyli się po uszy w ideologiach neomarksistowskich takich jak gender, feminizm, LGBT, podobne „wartości” chcieliby narzucić swym sąsiadom ze wschodu.

Problem jednak polega na tym, że ci tego w większości nie chcą. Jak trafnie zauważa prof. Löffler „oni nie po to wstąpili do UE, aby zamienić moskiewską dominację na brukselską kuratelę”. I taka ich postawa jest dla niemieckiego naukowca w zupełności zrozumiała, gdyż państwa postradzieckie dopiero z ogromnym wysiłkiem zerwali z siebie pęta sowieckiej pajęczyny i nie życzą sobie żadnej innej.

Niestety, jak uważa niemiecki profesor, „konflikt wartości” na linii Wschód-Zachód Europy jest nierozwiązywalny, bo „wartości nie da się wyperswadować”. One są czymś absolutnym. A to oznacza, że nie jest możliwy kompromis między dwoma wyobrażeniami Europy. Warto przy tym podkreślić, że sam Löffler uważa, iż to takie kraje jak Polska, Słowacja, Węgry, Czechy, Litwa, Łotwa, Estonia, Bułgaria, Rumunia, Słowenia i Chorwacją są „reprezentantami prawdziwego ducha Europy”. Zdechrystianizowane i w dużej mierze już dekadenckie kraje Zachodniej Europy nie mają wiele wspólnego z tym, czym Europa była od zawsze i na czym budowała swoją potęgę.

Ten głos rozsądku niemieckiego profesora warty jest do odnotowania już za jego odwagę i niepodporządkowanie się politycznej poprawności, powszechnie przecież już obowiązującej na zachodnich uniwersytetach. Zostanie oczywiście potraktowany tam jako „głos wołającego na pustyni”, o ile śmiałka nie spotkają za jego poglądy szykany ze strony „odczuwających moralną wyższość”.

Tamci, choć sami musieliby zapłakać nad własnym upadkiem, to nie ulega wątpliwości, że nie tylko że tego nie uczynią, ale nie ustaną też w próbach narzucenia swych „wartości” tym, których uważają za „kulturowo zacofanych”. Użyją przy tym wszelkich sposobów, by tylko „ucywilizować” swych adwersarzy na własną neopogańską modłę. Może to być przekupstwo, zastraszanie, szantaż i ogólna presja pod płaszczykiem opatrznie rozumianych praw człowieka i praworządności.

Takie metody są już stosowane od dłuższego czasu wobec Polski i Węgier, a nasiliły się ostatnio zwłaszcza przy okazji negocjacji nad nową perspektywą budżetową UE oraz środkami przewidzianymi przez KE dla pokonania kryzysu wywołanego przez koronawirus. Jarosław Kaczyński, lider obozu rządzącego w Polsce, nie ma wątpliwości, że dziś w Brukseli mamy do czynienia z próbą odebrania Polsce suwerenności, „nawet w sferze kultury”, do czego, nawiasem mówiąc, nie posunęli się kiedyś komuniści. Dlatego Kaczyński zapowiada twardą walkę na tym polu i nieuleganie żadnym szantażom.

„Dziś instytucje Unii Europejskiej, jej przeróżni urzędnicy, jacyś politycy, których Polacy nigdy nigdzie nie wybierali, żądają od nas, byśmy zweryfikowali całą naszą kulturę, odrzucili wszystko, co dla nas arcyważne, bo im się tak podoba. Przecież żadnego innego uzasadnienia nie ma. Nie ma śladu uzasadnienia traktatowego, jest to sprzeczne z naszą deklaracją o suwerenności kulturowej podjętej przez Sejm przed wejściem do UE. Na takie działania nie będzie zgody. Będziemy bronić naszej tożsamości, naszej wolności, suwerenności za wszelką cenę. Nie damy się terroryzować pieniędzmi. Nasza odpowiedź na te działania będzie jasna – nie” – podkreślał wicepremier w wywiadzie dla „GPC”.

Stawka gry jest ogromna, dlatego polski rząd nie zawaha się w razie dalszych szantaży użyć prawa weta przy ostatecznym głosowaniu nad budżetem. „Non possumus”, słowa kardynała tysiąclecia Stefana Wyszyńskiego, których swego czasu użył w stosunku do komunistycznych uzurpatorów, dziś do Brukseli śle lider obozu rządzącego w Polsce. Dodaje przy tym, że to Polska stoi w tym sporze światopoglądowym po dobrej stronie historii, a nie odwrotnie, co ostatnio próbowała suponować w temacie ideologii LGBT ambasador USA w Warszawie Żorżeta Mosbacher.

Na początku XXI wieku definicja wartości dzieli Europejczyków jak nigdy dotąd. Po jednej stronie chrześcijanie domagają się szacunku i ochrony praw do rzeczy fundamentalnych jak prawa do życia, do rodziny zdefiniowanej jako związek kobiety i mężczyzny (która to definicja obowiązuje ludzkość od tysiącleci), do prawdziwej wolności opartej na kryterium prawdy. Po drugiej stronie taka postawa jest określana dziś jako skrajna, ultrakatolicka (szczególnie przez przedstawicieli tzw. seksualnej lewicy). Pola do kompromisu więc, jak słusznie zauważył prof. Löffler, brak.

Każdy z nas będzie musiał więc sam samookreślić się, jak zrobił to np. ostatnio „Europejczyk” na dwie gęby, europoseł (PL) Radosław Sikorski, który na twitterze oznajmił, że wolałby zjeść kolację z niemiecką lesbijką Terry Reintke niż Beatą Mazurek.

– Wschodni Europejczycy nie są ani trochę gorszymi Europejczykami, i wcale nie jest tak, że oni nie chcą Unii. Oni chcą Unii lepszej – mówi prof. Löffler.

W pełni identyfikuję się z tymi słowami niemieckiego historyka.

Tadeusz Andrzejewski
radny rejonu wileńskiego

<<<Wstecz