Karanie poprzez zagłodzenie

Niemiecka polityczka, wiceprzewodnicząca Parlamentu Europejskiego Katarina Barley wystąpiła z (nie)nowatorskim pomysłem „zagłodzenia” (aushungern) Węgier i Polski. Nie dosłownego, oczywiście, tylko finansowego, by w ten sposób ukarać „reżimy” Orbana i Kaczyńskiego za łamanie praworządności.

Pomysłem swym wicespiker PE podzieliła się ze słuchaczami Deutschefunk (radia niemieckiego), licząc pewnie, że nikt spoza Niemiec jej skandalicznej wypowiedzi nie usłyszy. Przeliczyła się jednak, bo wypowiedź została usłyszana. Ba, bardzo szybko obróciła się w międzynarodowy skandal. Węgierski rzecznik rządu Zoltan Kovacs zapytał wprost panią Barley: „Którą część swojego niemieckiego know-how chciałaby ona wykorzystać, jeżeli chodzi o głód? Ten, który pochodzi ze Stalingradu, Leningradu, czy Warszawy?”! W Polsce, którą wypowiedź aktywistki niemieckiej lewicy objęła w sposób pośredni, politycy przypomnieli jej, że Niemcy już raz próbowali „zagłodzić” Polaków i to wcale nie tak dawno, a i w sposób jak najbardziej dosłowny.

Gdy Barley połapała się, że jej wypowiedź jest skrajnie wręcz pozbawiona taktu wobec sąsiadów Niemiec, a może być potraktowana na dodatek jako ksenofobiczna czy wręcz faszystowska (w historycznym sensie znaczenie słowa „aushungern” w ustach niemieckiego polityka zawsze będzie miało jednoznaczne konotacje), to ugryzła się w język. Nie przeprosiła jednak, tylko z furią ruszyła do ataku, uznając pewnie to za najlepszą formę obrony. Mówiła więc, że chodziło jej o praworządność i głodzenie nie narodów, tylko rządów tych narodów, jakby miała za durniów wszystkich, którzy uważają, że pieniądze unijne są przydzielane nie politykom tylko na konkretne potrzeby obywateli poszczególnych krajów.

Tymczasem część obserwatorów uważa, że Frau Barley powiedziała głośno to, co wielu z unijnych polityków uważa za słuszne, tylko z powodu politycznej poprawności boi się wyartykułować otwarcie. A być może prawdą jest też to, że u wiceprzewodniczącej PE podczas wywiadu w Hajmacie zadziałał po prostu odruch znany z powiedzonka: „co u trzeźwego na myśli, to u pijanego na języku”. Ot tak za dużo się rozluźniła pani polityczka i niechcący się jej wymknęło...

W całej historii trzeba też niewątpliwie docenić usłużność niemieckich mediów. Niemieckie Funk, jak tylko skandal z Barley zaczął się rozkręcać, zaraz całą winę wzięło na siebie. Ze skruchą uderzyło się w pierś przyznając, że pisząc w tytule swej internetowej publikacji o „zagłodzeniu Węgier i Polski”, popełniło nadinterpretację. Bo rozmówczyni radia chodziło w rzeczywistości o zagłodzenie tylko Węgier. Za co też Funk przeprosiło swych słuchaczy.

Oryginalne jest to, przyznajmy proszę państwa, tłumaczenie niemieckiego publicznego nadawcy radiowego. Zdaniem radia bowiem, Węgrów „głodzić” można i w takiej wypowiedzi nie ma nic zdrożnego. Ot, taka tradycyjna niemiecka buta.

Tymczasem Piotr Cywiński, wieloletni korespondent polskich mediów w Bonn, uważa, że niemieckie radio niepotrzebnie w ogóle przepraszało swych słuchaczy za błąd, bo żadnego błędu w rzeczywistości nie było. Po przesłuchaniu całego kontekstu wypowiedzi Barley, co zrobił polski dziennikarz, wynika bowiem, że unijne pieniądze nie powinny zasilać „reżimów i Orbana, i Kaczyńskiego”. A więc niemiecka polityczka „głodzić” chce bynajmniej nie tylko Węgrów...

Cywiński, komentując tę skandaliczną wypowiedź, przypomniał jednocześnie o podobnym skandalu sprzed lat tyle że z udziałem włoskiego polityka – ministra ds. turystyki Stefano Stefani, który w przypływie szczerości powiedział publicznie, co sądzi o bucie i ponoć „wysokiej” kulturze niemieckich turystów.

Cytuję: Jednostronnie uformowani blondyni z hipernacjonalistyczną dumą, indoktrynowani od niepamiętnych czasów, by w każdych okolicznościach uważać się za najlepszych w klasie, którzy nigdy nie przepuszczą okazji do zarozumiałego zachowania, upajający się wyimaginowanymi pewnikami, hałaśliwie oblegający nasze plaże, z typowymi dla nich konkursami na bekanie po uczcie z frytek i piwa…

Wypowiedź Włocha wywołała prawdziwą burzę w Niemczech. Ówczesny kanclerz tego kraju Gerhard Schröder w geście sprzeciwu zapowiedział nawet, że odwołuje swe wakacje we Włoszech, które planował razem ze swą piątą żoną. Zaraz. Dobrze liczę? Nie, wtedy to była jeszcze czwarta tylko, dziś ma piątą. Ale to tylko Kleinigkeit. Fakt, że dla włoskiego ministra jego wypowiedź skończyła się smutno. Jego dymisję niemiecki „Der Spiegel” skwitował triumfalnie: „Ciao Stefani!”.

Dziś „Ciao” albo raczej „Tschsüs” Kristine, powinna usłyszeć wiceprzewodnicząca PE, ale tak się nie stanie. Jestem tego bardziej niż pewien. Wystarczy na dowód mej tezy przeczytać chociażby twitterowy wpis najbardziej lewicowej z lewicowych europosłanek Sylwii Spurek (PL): Niezależnie od słów, jakich użyła @katarinabarley, warto zwrócić uwagę na to, czego broni. Praworządność i ochrona praw podstawowych to jej priorytety. Jest przyjaciółką demokracji Polski, a nie interesów rządu PiS. Jest europejską patriotką.

Czyli „aushungern”, słowo z jednoznacznie faszystowską konotacją, jest akceptowalne dla brzydzącej się ponoć nawet najmniejszymi pozorami faszyzmu polskiej aktywistki od obrony „gwałconych krów”.

Ważne, że „głodzić” będziemy w imię praworządności, oczywiście tak rozumianej, jak życzą tego sobie panie Barley i Spurek. Jak ta „praworządność” wygląda w rzeczywistości zobrazował ostatnio europoseł Patryk Jaki (PL), komentując raport Komisji Europejskiej w tej sprawie. Naocznie udowodnił unijnym klerkom, autorom raportu, że ci muszą mieć chyba jakieś wyrwy w rozumie, skoro potrafią w jednym dokumencie zarzucić Polsce łamanie praworządności za to, że ta sędziów do Krajowej Rady Sądownictwa (KRS) wybiera 3/5 głosami posłów na Sejm (jest to upolitycznienie sądownictwa, zdaniem KE), zaś Hiszpanię pochwalić za to, że ta do swego KRS sędziów wybiera... również 3/5 głosami parlamentarzystów. W tym, hiszpańskim przypadku, jest to dowód na stabilność prawa. Europoseł Jaki pyta zatem unijnych komisarzy, czy jest – być może – w związku z tym jakiś tajny Traktat, o którym nikt nie wie, skoro praworządność w różnych krajach Unii jest oceniana w tak karykaturalny sposób.

Barley wyłącznie z racji na jej lewicową opcję polityczną włos z głowy nie spadnie, nawet jeżeli by mówiła codziennie żenujące i obraźliwe rzeczy. Łatka faszystów w slangu unijnych polityków i klerków może bowiem być czepiana wyłącznie do wrogów postępu z obozu wyznającego tradycyjne wartości. „Postępowcy” nawet jeżeli chcieliby „głodzić” sąsiadów i nawet jeżeli pochodzą z nacji mającej doświadczenie na tym polu, mogą spać spokojnie.

Keine Sorge, alles in Ordnung, Frau Barley...

Tadeusz Andrzejewski
radny rejonu wileńskiego

<<<Wstecz