Rozum w odstawce

W piątek, 25 września, mieliśmy kolejne posiedzenie Rady Samorządu Rejonu Wileńskiego, które bez wątpienia przeszłoby do historii jak wiele innych zaraz po jego zakończeniu, gdyby nie fakt, że było to ostatnie posiedzenie przed zaplanowanymi na 11 października wyborami parlamentarnymi oraz to, że wśród kilkudziesięciu rozpatrywanych pytań znalazło się jedno, na którym opozycji udało się zrobić politykę.

Ciśnienie przedwyborcze okazało się być tak wysokie wśród radnych opozycji, że nie dali oni rady oparć się pokusie, by w sposób daleki od przyzwoitości szukać poklasku wśród grupy wyborców, nowoosiedleńców z miejscowości Bukiszki, którzy przyszli na Radę protestować przeciwko planom samorządu zakwaterowania w ich osiedlu rodzin wspieranych socjalnie.

Zanim skomentujemy ten gorszący spektakl opozycji podczas posiedzenia Rady, warto przypomnieć, że kolejka rodzin wspieranych socjalnie do własnego „M” w rejonie wileńskim liczy kilkaset pozycji. Problem więc istnieje i jest on nabrzmiały. Rodziny wspierane socjalnie same go nie rozwiążą, bo nie stać ich nie tylko na kupno własnego lokum, ale też na zaciągnięcie w banku kredytu na ten cel. Mogą więc w tym temacie liczyć tylko na pomoc państwa.

Opozycja w „naszej” Radzie w przeszłości wielokrotnie dawała pozory, że problem lokali socjalnych ją interesuje, a nawet jest przedmiotem jej troski. Dla przykładu zachęcała ona władze samorządu, by na wzór miasta Wilna wybudować kilka bloków wielomieszkaniowych, które by zaspokoiły popyt na mieszkania socjalne.

Tymczasem, gdy pojawiła się realna okazja, by skalę problemu w naszym rejonie radykalnie obniżyć, ta sama opozycja pokazała, że w nosie ma – delikatnie mówiąc – rodziny wspierane socjalnie i ich lokalowe trudności. Po prostu z kalkulacji przedwyborczych opozycji wyszło, że bardziej im się opłaca stanąć nie po stronie rodzin wspieranych socjalnie, tylko po stronie jednej ze wspólnot osiedla Bukiszki, która, będąc tolerancyjna inaczej, głośno oznajmiła na Radzie, że nie życzy sobie mieć w sąsiedztwie zbyt wielu osób ze wsparciem socjalnym. Dlaczego? O tym nieco później.

Na razie kilka zdań o istocie sprawy. Otóż Turto Bankas, który zarządza mieniem państwowym podlegającym sprzedaży, wystąpił do samorządu rejonu wileńskiego z propozycją przekazania mu nieodpłatnie budynku, który ongiś służył jako bursa dla pracowników i studentów szkoły rolniczej w Bukiszkach. Ponieważ gmach nadaje się do remontu i dostosowania go do potrzeb lokalowych rodzin wspieranych socjalnie, władze samorządu chętnie skorzystały z okazji. Przygotowały dokumentację przejęcia budynku na własny bilans ze szczytnym zamiarem urządzenia tam mieszkań socjalnych. Przy realizacji projektu, warto podkreślić, nikomu w samorządzie nie wydało się, że jest to uczynek niechlubny, a cały interes niepiękny. Wręcz przeciwnie sądzono, że robi się dobrą rzecz. Wydawało się też, że również radni niezależnie od barw partyjnych po przegłosowaniu sprawy musieliby tylko razem usiąść i otworzyć szampana, by uczcić wykonanie swego obowiązku wobec rodzin, których nie stać na kupno mieszkań na wolnym rynku.

Tak się jednak nie stało. Rzeczywistość bowiem okazała się kardynalnie inna. Gdy bowiem tolerancyjna inaczej wspólnota z Bukiszek oburzyła się projektem, który, jak zarzucała rządzącym w rejonie, nie był z nią konsultowany, oburzenie chętnie podchwycili radni opozycji ze szczególnym zacięciem na jej konserwatywno-liberalnej flance. Argumenty, jako się rzekło już, padały nader osobliwe. Przedstawiciele wspólnoty zrównali bowiem rodziny wspierane socjalnie z rodzinami asocjalnymi i w fałszywej trosce o ich dobrostan twierdzili, że nie będą w stanie ich zintegrować ani przyuczyć do normalnego życia. Bo będzie ich aż tak dużo, a dzieci ich będą musiały chodzić do tej samej szkoły, co dzieci rodzin ze wspólnoty, co – wiadomo – spowoduje kolizję socjalną i wiele innych, czytaj, brzydkich problemów.

Jakich? Tego można by się tylko domyślić, czytając dyskusję wewnętrzną na facebooku członków wspólnoty, gdzie osoby korzystające ze wsparcia socjalnego są nazywane „złodziejami”, „byłymi więźniami” czy „narkomanami”. Skojarzenie rzeczywiście na miarę wspólnoty, która aspiruje do miana nowoczesnej, kulturalnej i na poziomie. Opozycja węsząc interes polityczny w połajance tylko podbijała na Radzie bębenek niezgody, upolityczniając całą sprawę karygodnie.

Dość powiedzieć, że na posiedzenie Rady pofatygował się nawet kandydat na posła z okręgu, gdzie znajdują się akurat Bukiszki, liberał Mindaugas Skaraitis. Gdy już przyszedł, to orzekł arbitralnie, że jeżeli projekt nie zostanie powstrzymany, to on zadba, by Bukiszki zostały odłączone z rejonu wileńskiego i dołączone do „wolnego” miasta Wilna.

Chciałoby się jednak rzec w tym miejscu, że pan liberał niepotrzebnie takie wolty obiecuje przed wyborami, bo – jak już pisaliśmy powyżej – „wolne” miasto Wilno problem mieszkań socjalnych rozwiązuje dokładnie tak samo jak rejon w Bukiszkach, czyli budując bloki i osadzając tam rodziny wspierane socjalnie. I nikt z tego nie robi rabanu.

Jest więc face newsem pana liberała, mającego chętkę na stołek posła, twierdzenie, że samorząd rejonu wileńskiego postępuje niecywilizowanie, osiedlając rodziny z niższymi zarobkami w jednym miejscu i nie pytając na domiar zdania osób z pobliża, którzy są lepiej usytuowani. Innym face newsem jest twierdzenie, że samorząd narusza procedury, nie konsultując takich decyzji z mieszkańcami.

Samorząd nie konsultuje, bo nie musi. Konsultacje społeczne w tym konkretnym przypadku nie są przewidziane przez prawo. Po prostu. Ponadto dodam od siebie, że rodziny wspierane socjalnie mają prawo osiedlać się na Litwie, gdzie same chcą i niczyjego pozwolenia w tej sprawie pytać nie muszą. Dobrze, żeby tolerancyjna inaczej wspólnota z Bukiszek to zrozumiała. Jak też pojęła, że rodziny wspierane socjalnie to nie to samo co rodziny asocjalne. W większości więc nie potrzebują ani resocjalizacji, ani integracji z kimkolwiek, bo nie są niczym gorsze od innych rodzin mieszkających w Bukiszkach. I tyle tylko chciałem wyjaśnić przedstawicielom wspólnoty, którzy wrzeszczeli na Radzie, nie potrafiąc zachować się w miejscu publicznym jak ludzie kulturalni. Radnym opozycji nic wyjaśniać nie będę, bo chyba sami powinni rozumieć, co to jest dyskryminacja ze względu na status społeczny.

Powiem jedynie, że kampania wyborcza nie jest wystarczającym powodem, by pozwolić na odstawkę rozumu.

Tadeusz Andrzejewski
radny rejonu wileńskiego

<<<Wstecz