Rocznica zamachu na WTC: musimy się przyzwyczaić?

19 lat temu samoloty pasażerskie porwane przez terrorystów z Al-Kaidy uderzyły w wieże World Trade Center oraz w Pentagon. Dramatyczne wydarzenia ze Stanów Zjednoczonych zmieniły bieg historii, przypominają tragedię sprzed dwóch dekad światowe media.

We wrześniu 2001 roku 19 terrorystów Al-Kaidy kupiło bilety na 4 loty krajowe amerykańskich linii lotniczych. Po przejęciu kontroli nad samolotami, skierowali dwa z nich na bliźniacze wieże World Trade Center w Nowym Jorku, trzeci obrał za cel Pentagon, niszcząc część kompleksu. Ostatni z samolotów rozbił się na polach Pensylwanii. Przypuszcza się, że miał on uderzyć w Biały Dom lub Kapitol. Tak się jednak nie stało, gdyż pasażerowie, którzy dowiedzieli się o losie innych samolotów, zaatakowali porywaczy i doprowadzili do tego, że samolot rozbił się właśnie w Pensylwanii. We wszystkich czterech katastrofach zginęły 2973 osoby, w tym sześciu Polaków, nie licząc 19 porywaczy i 26 osób nadal oficjalnie uznawanych za zaginione. Straty poniosły także służby miejskie, głównie straż pożarna i policja. W trakcie akcji ratunkowej zginęło ponad 300 funkcjonariuszy. Tak przypomina o wydarzeniu tygodnik „Wprost”.

Wspominając najbardziej krwawy zamach terrorystyczny, wymierzony w najpotężniejsze państwo świata, warto zadać pytanie: co świat uczynił, by poskromić islamistyczny terror? Czy zrobił wystarczająco wiele, by nie dopuścić w przyszłości do tak makabrycznych zamachów?

Zaraz po zamachu Amerykanie wraz z sojusznikami poszli na wojnę z Saddamem Husajnem, by ukarać prawdziwych bądź domniemanych sponsorów terrorystów z Al-Kaidy. Wojna w Iraku, mówiąc oględnie, sukcesem się nie zakończyła. Al-Kaida został przyduszona tylko, a jej szef, znienawidzony przez świat Bin Laden został zgładzony przez marines dopiero 10 lat później.

Akcja była spektakularna, w pełni profesjonalna. Amerykanie wyśledzili kryjówkę terrorysty nr 1 na świecie w Pakistanie i bandytę dopadli znienacka. Wszystko nagrali. Cały świat więc mógł post factum oglądać egzekucję, jak gdyby był to film akcji z udziałem Jamesa Bonda na dodatek z najnowszymi efektami specjalnymi. Prezydent Barac Obama (który film oglądał w swej rezydencji na żywo) mógł przyjmować gratulacje od sojuszników, a Amerykanie za ten sukces obdarzyli go drugą kadencją w Białym Domu.

Czy jednak, uwalniając świat od Bin Ladena, prezydent Obama uwolnił go też od islamskiego terroryzmu? No... przepraszam za to retoryczne pytanie. Jest oczywistą oczywistością, że nie uwolnił.

Na miejsce Al-Kaidy, jak wszyscy pięknie pamiętamy, przyszło Państwo Islamskie. Jeszcze bardziej okrutne i totalne w swej krwiożerczości, tudzież niszczeniu wszystkiego, co mu się akurat kojarzyło z niewiernymi, poczynając od ludzi (przede wszystkim chrześcijan) i kończąc na zabytkach oraz dziełach sztuki z kolebki światowej cywilizacji. Tylko ogromnym wysiłkiem wielu państw świata na czele z Amerykanami barbarzyńców udało się poskromić, a ich państwo zetrzeć z mapy świata. Fanatyczni zwolennicy Daesh jednak zostali na całym globie i z sukcesami, niestety, realizują jego krwawe przesłania w miejscach swego pobytu. Sieją strach i zgrozę poprzez coraz to bardziej wyrafinowane w swym bestialstwie akty terrorystyczne.

Jak się nie udaje podłożyć bomby w miejscu publicznym, to terroryści używają tirów, by rozpędzonym pojazdem deptać przerażonych, oszołomionych i nic nie rozumiejących zwykłych ludzi. Tak było np. na promenadzie w Nicei, czy na jarmarku bożonarodzeniowym w Berlinie. W paryskim Bataclanie terrorystom z bronią automatyczną udało się wdarć się do klubu i strzelać jak do kaczek do jego bywalców, w Brukseli z kolei udało im się eksplodować bombę na tamtejszym lotnisku, a w Londynie zrobić to samo, tyle że w metrze. Dźganie nożem przypadkowych przechodniów na ulicy, czy napaści tamże na tle seksualnym przez islamskich emigrantów (sylwestrowa noc w Kolonii pokazała tylko skalę zjawiska) stały się może nie codziennością w Europie, lecz czymś, co nie budzi już szoku i zdziwienia. Tak jak nie dziwi już widok antyterrorystów w czarnych kominiarkach i długą bronią w wielu europejskich stolicach i większych miastach.

Istnienia stref no go, gdzie białym lepiej się nie zapuszczać szczególnie, gdy trochę się ściemni, w wielu państwach europejskich na czele z Francją i Szwecją też już nikt nie zaneguje, na tyle to zjawisko stało się oczywiste. Choć jeszcze dekadę wcześniej, gdy w polskim Sejmie lider Zjednoczonej Prawicy Jarosław Kaczyński powiedział o tym w kontekście właśnie Szwecji, to ambasada tego kraju zareagowała na tę wypowiedź lakonicznym stwierdzeniem, że to nieprawda.

Otóż po latach stało się jasne, że nieprawdą było to, co wtedy szwedzka ambasada nazywała nieprawdą. Dziś szwedzkie ministerstwo spraw wewnętrznych potwierdza to pośrednio, zapowiadając pilne wzmocnienie policji, która jest bezradna wobec emigranckich band, grasujących po ulicach miast tego skandynawskiego kraju. Czasami wydaje się, że sytuacja na żywo z ulic wielu zachodnioeuropejskich metropolii mogłaby być wręcz użyta do scen jakiegoś thrillera, opowiadającego o upadłych miastach. Strzelania, wybuchy bomb, podpalenia samochodów, plądrowanie sklepów, napady na przechodniów – wszystkie te scenki byłyby za darmo.

Gdy kilka lat temu usłyszałem na konferencji specjalistów od terroryzmu w Brukseli z udziałem władz europejskich miast, w których doszło do najbardziej spektakularnych zamachów terrorystycznych, że jedynym ratunkiem przed narastającą plagą islamskiego terroryzmu jest zwiększanie czujności obywateli, zmiana dotychczasowych przyzwyczajeń zachowań Europejczyków, zmiana wystroju miejsc publicznych w europejskich miastach, gdzie zamiast zwykłych ławeczek mają się pojawić ławki żelbetonowe, a zamiast zwykłych donic na kwiaty potężne śpiżowe gary, to zrozumiałem stopień bezradności Europy wobec zjawiska. Zwłaszcza, że sami organizatorzy konferencji tej bezradności nie próbowali nawet ukrywać mówiąc, że musimy do tego (tzn. zamachów terrorystycznych) po prostu się przyzwyczaić. Taki jest współczesny świat. Globalizacja. Wiecie, rozumiecie...

Była wtedy piękna pogoda. W biurze panowała cisza. Nagle rozległ się przerażający huk i wszystko się strasznie zatrzęsło. W momencie uderzenia przez mgnienie oka widziałam w oknie całą masę unoszących się w powietrzu kartek papieru. Dziękuję Bogu, że oszczędził mi upiornego widoku spadających w dół rąk czy nóg. Niektórzy ludzie to widzieli – makabryczne wspomnienia z 11 września przywołuje Polka Leokadia Głogowska, która zamach przeżyła. Rządzące od dekad lewicowo-liberalne elity w Europie i na świecie mówią nam, że musimy się do tego przyzwyczaić...

Tadeusz Andrzejewski
radny rejonu wileńskiego

<<<Wstecz