Kiermasz Rzemiosła Tradycyjnego w Mejszagole

W twórczości ludowej zamknięty jest czas

Człowiek różne ma potrzeby: trzeba światła, trzeba chleba, trzeba żyta, trzeba owsa… Jak się obejść bez rzemiosła? – retoryczne pytanie poetki Władysławy Orszewskiej-Kursevičienė uniosło się wraz z mejszagolskim wiatrem i doleciało do wszystkich zakątków Wileńszczyzny, gdzie pamięć o dziedzictwie przodków wplatana jest w kłosy współczesnej sztuki ludowej. Rzemieślnicy, stawili się na zew w Dworze Houwaltów, by pokazać, że dawne rzemiosła mają się całkiem dobrze…

Już po raz czwarty Centrum Rzemiosła Tradycyjnego w Mejszagole zorganizowało kiermasz wyrobów rzemieślniczych – od wypieku chleba, przez kowalstwo, po wyroby z drewna. Projekt finansowany ze środków Kancelarii Prezesa Rady Ministrów RP w ramach zadania publicznego dotyczącego pomocy Polonii i Polakom za granicą, cieszy się dużym zainteresowaniem mieszkańców miasteczka i okolicznych miejscowości.

Jolanta Łapińska, kierownik Centrum uważa, że kiermasze są nie tylko formą prezentowania dziedzictwa kultury, choć niewątpliwie znacząco wpływają na świadomość innych ludzi.

– Celem kiermaszu jest przede wszystkim prowadzenie zajęć edukacyjnych. Na co dzień nie mamy możliwości, by samodzielnie wypleść wianek ze słomy czy wykuć z żelaza podkowę na szczęście. Tu rzemieślnicy są do dyspozycji wszystkich zainteresowanych, demonstrują i uczą. Dzięki temu udaje się połączyć przyjemne z pożytecznym, a kto wie może zaszczepić pasję wśród przyszłych adeptów rzemieślnictwa – konkluduje Łapińska.

Kontynuować tradycję

Kiermasz zazwyczaj odbywał się w czerwcu podczas święta miasteczka, tym razem było inaczej. Zapach jesieni mieszał się z zapachem świeżego, pieczonego w specjalnym piecu chleba. Wiatr od czasu do czasu targał włosy, w które wplecione były ozdoby ze skóry lub ze słomy. Nie wpłynęło to bynajmniej na atmosferę – każdy starał się wykorzystać moment i po dość długiej izolacji wyjść znowu do ludzi, porozmawiać, spędzić czas, a przy okazji nauczyć się czegoś nowego.

Minister spraw wewnętrznych Rita Tamašunienė pochyliła się nad twórcami ludowymi i ich pracą nad ocaleniem pamięci.

– Dziękuję za to, że kontynuujecie tradycję, i że z taką miłością wykonujecie swą pracę. Pokazujecie to, co jest w każdym z nas, jest nam bliskie. Niejednokrotnie widzieliśmy u naszych babć drewniane łyżki, gliniane garnki, smakowaliśmy świeży chleb – dziś możemy do tego powrócić nie tylko we wspomnieniach. Doceńmy bogactwo naszego regionu ocalone dzięki pracy twórców ludowych połączonej z pasją – mówiła minister Tamašunienė, która, jako mejszagolanka, zawsze obecna jest na wszystkich przedsięwzięciach i tym razem odwiedziła każde stoisko, przyglądała się zajęciom edukacyjnym, nie kryła podziwu dla dzieci, które zmierzyły się z kowalstwem. Okazało się, że krzepa nie wystarczy, aby zrobić żelazne dzieło sztuki, trzeba wykazać się dużą cierpliwością.

Tak, zresztą jak w każdej z dziedzin prezentowanych na kiermaszu. Anna Gryszkiewicz, której domeną są wileńskie pierniki z uśmiechem przyznaje, że rzemiosło to zadanie dla spokojnych i cierpliwych osób. Często to precyzja i staranność decydują o jakości wyrobu.

– Do wszystkiego trzeba podchodzić z sercem – opowiada z uśmiechem Anna trzymając jednocześnie w dłoni okazałe serca piernikowe z napisem „Kocham cię” – wtedy praca jest przyjemna i nie nuży. Często bierzemy udział w takich kiermaszach, bo to wspaniałe miejsce i czas na pokazanie światu naszego lokalnego folkloru. Nie możemy się zamykać w swoich pracowniach, bo nikt się wtedy nie dowie jakie bogactwo posiadamy. Cieszy nas gdy w zajęciach edukacyjnych biorą udział dzieci, widzimy w ich oczach ten błysk zainteresowania i rośnie w nas nadzieja, że będzie komu przekazać wiedzę i zamiłowanie do kultury ludowej – stwierdza Anna, na co dzień nauczycielka wileńskiej szkoły.

 

To wspaniała przygoda móc cofnąć się w czasie i przywołać wspomnienia sprowokowane zapachem, smakiem, uderzeniem kowalskiego młota, zasłyszaną piosenką – to wszystko przecież nas ukształtowało, określiło jako mieszkańca tej ziemi. Nieczęsto możemy się nad tym zastanowić, dlatego taki dzień jest kluczem do naszego istnienia. Szeroko otwiera drzwi do przeszłości, by wzbogacić nas o poczucie własnej wartości. Kultura ludowa jest tym skarbem, który wyodrębnia nas jako naród, stanowi o nas jako sile o mocnych fundamentach. Starosta Andrzej Adomajtis jest dumny z mieszkańców Mejszagoły, którzy troszczą się o rozwój miasteczka.

– Mamy się czym pochwalić. Mejszagoła jest pięknym miasteczkiem o imponującej historii i bogatej teraźniejszości. Realizujemy ciekawe projekty. Dziś stoimy na wyremontowanym placu im. Lecha Kaczyńskiego, wkrótce oddamy do użytku boisko sportowe. To wszystko jest możliwe dzięki wsparciu osób, które reprezentują nas na wszystkich szczeblach władzy – od samorządowej do państwowej. To nasi sąsiedzi, mieszkańcy, którzy mimo stanowisk nie zapominają o nas, czujemy ich życzliwą obecność w naszej codzienności – mówił starosta Mejszagoły, przypominając, by podczas zbliżających się wyborów spełnić swój obywatelski obowiązek i wybrać ludzi, którzy są sprawdzeni i godni zaufania.

Odkrywać wartość

Ponieważ kultura ludowa skupia w sobie nie tylko manualne wytwory, ale też poezję, piosenkę na inauguracji kiermaszu zaśpiewał zespół ludowy „Czerwone Maki” z Jawniun. Mimo imponującego wieku zespół wciąż się odmładza (tworzą go w większości młode osoby) i prezentuje lokalny folklor oparty na poetyckiej twórczości Władysławy Orszewskiej-Kursevičienė. Stąd niepowtarzalne utwory np. „Walc znad Mussy”, opiewające piękno ojczystej ziemi. Tym razem zespół postanowił docenić pracę rzemieślników i zaśpiewał piosenkę do słów poetki „Byli sobie rzemieślnicy”. Zebrani podchwycili melodię i tak narodził się hymn rzemieślników – swoisty hołd dla ich znaczącej pracy.

Margarita Czekolis, znana z wyrobów z gliny i słomy, przypomniała, że dzisiejsze czasy nie bardzo sprzyjają rękodziełu. Żyjemy szybko, zastępujemy gliniane dzbanki plastikowymi butelkami – bo tak szybko i wygodnie.

– Nadchodzą jednak takie dni, święta, kiedy przykrywamy stół obrusem haftowanym przez prababcię, zawieszamy na choince słomianą ozdobę, suszymy zioła w koszu wyplecionym przez dziadka, napełniamy gliniany dzban kwasem chlebowym. I robi się nam wszystkim ciepło i przytulnie. I to nas łączy, nasze pokolenia. Te dawne rzemiosła to korzenie, które określają naszą tożsamość. Musimy je podlewać naszą pamięcią, a wtedy drzewa wypuszczą nowe gałązki. Dbajmy o to – prosiła twórczyni ludowa apelując o korzystanie z doświadczenia i umiejętności rzemieślników, by łańcuch pokoleniowy nie został przerwany.

Wśród zaproszonych gości była Lilia Andruszkiewicz, kierownik Wydziału Kultury, Sportu i Turystyki administracji samorządu rejonu wileńskiego, Algimant Baniewicz, dyrektor Muzeum Etnograficzne Wileńszczyzny, przedstawiciele środowisk społecznych miasteczka i goście z sąsiednich miejscowości. Każdy wykorzystał czas na zmierzenie się z własnymi zdolnościami. Warto zaznaczyć rolę seniorów: Piotra Żygisa oraz Jerzego Jasinowicza, którzy akordeonem i bębnami – jak za dawnych czasów – przywołali wspomnienia potańcówek i z werwą przygrywali znane ludowe melodie.

Ciepło i rodzinnie było tego jesiennego dnia w Mejszagole. Zasługa to oczywiście gospodarzy, ale też i reminiscencji przywołanych przez rzemieślników, bo przecież kraj lat dziecinnych, on zawsze zostanie święty i czysty…

Monika Urbanowicz

Na zdjęciach: „Czerwone Maki” wyśpiewał hymn na cześć rzemieślników;
Margarita Czekolis przy swoich cudeńkach;
Povilas Malinauskas – rzeźbiarz i kowal z Szyrwint;
Anna Gryszkiewicz – królowa pierników wileńskich
Fot.
Marian Dźwinel i Janina Wołejszo

<<<Wstecz