Aleksandra Pimoga-Łobazina przekroczyła matuzalemowy wiek

Wojna ją zahartowała

Dla sędziwej mieszkanki Czarnego Boru Aleksandry Siergiejewny Pimoga-Łobazinej 4 czerwca był dniem niezwykle ważnym i wyjątkowym. W tym dniu zegar życia wybił jej 100 lat. Z tej okazji do domu jubilatki zawitali przedstawiciele samorządu rejonu wileńskiego: wicemer Teresa Dziemieszko, kierowniczka Wydziału Opieki Społecznej Irena Ingielewicz, starosta gminy czarnoborskiej Tadeusz Aszkielaniec, st. organizator pracy socjalnej starostwa Irena Tretinkevičienė. Złożyli najserdeczniejsze życzenia, wręczyli kwiaty i prezenty. Jubilatka była wyraźnie zadowolona, że się o niej pamięta i chętnie dzieliła się wspomnieniami ze swego życia.

Urodziła się 4 czerwca 1920 roku na Białorusi, we wsi Martiuchowo, obwód witebski. Mając 10 lat rozpoczęła naukę w lokalnej 7-letniej szkole. Następnie wstąpiła do szkoły medycznej w Orszy. Po jej ukończeniu, mając w kieszeni dyplom pielęgniarki, rozpoczęła pracę w jednym ze szpitali w obwodzie suraskim. W 1940 r., gdy już trwała wojna fińska, była powołana do wojska na front, ale z powodu odmrożenia nóg skierowano ją do szpitala wojskowego w Witebsku, gdzie leczono rannych podczas walk w Finlandii. W marcu 1941 r. została powołana na ćwiczenia wojskowe do Uły. Tam złożyła przysięgę wojskową i mianowana została na stopień starszego sierżanta służby medycznej. Gdy 22 czerwca Niemcy napadli na Związek Radziecki, została wysłana na front. Wraz ze swoją jednostką wycofywała się w kierunku Moskwy. Tak jak setki sanitariuszek pełniła swą samarytańską posługę wśród żołnierzy: opatrywała i wyciągała z pola bitwy rannych. Jak wspominała, ciężko było w październiku 1941 r., gdy wojska sowieckie zostały okrążone. Rannych przeprawiano na tratwach przez rzekę Ugra... Wraz z 3 Frontem Białoruskim przeszła swój szlak wojenny, zakończony w kwietniu 1945 roku w Prusach Wschodnich, w m. Insterburg, obecnie Czerniachowsk. Tam doczekała zakończenia wojny. Została odznaczona licznymi medalami i orderami. Najbardziej ceni, jak mówiła, medale „Za oboronu Moskwy” i „Za bojewyje zasługi”.

Jeszcze w 1944 r. poznała kapitana Aleksieja Łobazina, w którym się zakochała. W 1953 r. młodzi pobrali się. Z ich związku zrodziło się dwoje dzieci – syn Walerij i córka Tatiana. Pani Aleksandra była osobą wierzącą i po kryjomu przed mężem ochrzciła dzieci w cerkwi prawosławnej. Państwo Łobazinowie zamieszkali na Litwie, początkowo w Kownie, potem w Taurogach, Porudominie, a w 1960 r. osiedlili się w Czarnym Borze. Tu pracowała jako pielęgniarka w szkole specjalnej dla młodzieży z problemami wychowawczymi. Mąż zmarł w 1999 r.

Pani Aleksandra, pomimo przeżyć okropności wojny, była i nadal pozostaje osobą o pogodnym usposobieniu, pełną optymizmu, niezwykle życzliwą wobec ludzi; wprost emanuje dobrocią. Ma wrażliwą duszę. Jak wspominają sąsiedzi, zawsze okazywała pomoc, gdy ktoś jej potrzebował. Niejednemu mieszkańcowi Czarnego Boru robiła zastrzyki. Jest osobą gościnną. Gdy ją odwiedzają sąsiedzi lub znajomi, chętnie dzieli się wspomnieniami. Lubi też żartować.

Wcale nie wygląda na swój matuzalemowy wiek. Zdrowie też jej dopisuje. Mówi, że wojna ją zahartowała. Dziękuje Bogu za przeżyte lata. Córka Tatiana Szamarina otacza ją troskliwą opieką.

W ub. weekend Aleksandrze Łobazinej wyjątkowego jubileuszu gratulowali sąsiedzi, bliscy, krewni. Przy okazji wypada życzyć dobrego zdrowia i jak najdłuższych jeszcze lat życia.

Obecnie w rejonie wileńskim mieszka 5 stulatków.

Jan Lewicki

Na zdjęciu: Aleksandra Łobazina jest ciągle osobą pogodną i pełną optymizmu
Fot.
autor

<<<Wstecz