Antifa: antyfaszyści a nawet terroryści

Prezydent USA Donald Trump zapowiedział, że Stany Zjednoczone wpiszą Antifę, skrajnie lewicową bojówkę, na listę organizacji terrorystycznych. „Uczyni to pracę policji łatwiejszą”, uzasadniał swą decyzję Trump w kontekście ostatnich wydarzeń w Minneapolisie.

Przypomnijmy, że Stany Zjednoczone „płoną” od ponad tygodnia właśnie z powodu zajść w Minneapolisie. Tam, podczas akcji zatrzymania przez policję, został uduszony Afroamerykanin George Floyd. Gdy nagranie interwencji policji trafiło do mediów, w mieście wszczęto masowe protesty, które niebawem rozlały się na całe USA, a potem też odbiły się głośnym i dewastacyjnym echem w wielu krajach Europy Zachodniej.

Akcje miały być pokojowe i skierowane przeciwko brutalności i rasizmowi, które to zjawiska rzekomo nijak nie dają się wykorzenić wśród amerykańskich stróżów porządku. Pokojowość protestów trwała jednak bardzo krótko. Wystarczyło, że do protestujących dołączyli anarchiści i różnego rodzaju przedstawiciele skrajnej lewicy, w tym osławieni bojówkarze z Antify, a przekształciły się one w regularne starcia z policją, uliczne bijatyki, masowe niszczenie i plądrowanie witryn, sklepów, urzędów publicznych, samochodów i wszystkiego, co tylko bandytom z lewicowym zacięciem trafiło pod rękę. Wandalizm i bandytyzm rozplenił się do takiego stopnia, że zdesperowani właściciele niektórych ekskluzywnych sklepów musieli wynająć prywatnych ochraniarzy z psami, by chronić swój dobytek. Wynajęli, oczywiście, wyłącznie czarnoskórych licząc, że – być może – oni potrafią przemówić do rozsądku swym pobratymcom.

W międzyczasie przemówił zaś były prezydent Barack Obama, pierwszy czarnoskóry na najwyższym urzędzie w USA. Gdy już przemówił, to nazwał protesty „symbolem amerykańskiej rewolucji”. Przypomniał też, że „kraj ten (USA) powstał na protestach”. Podjudził protestujących, że „każde poszerzenie wolności”, „każdy postęp”, „poszerzenie naszych ideałów” zostało osiągnięte właśnie w takiego typu akcjach. I tylko na końcu rozjuszoną tłuszczę, demolującą amerykańskie miasta, nazwał marginesem, który też rytualnie potępił.

Inny postępowy przywódca, premier sąsiedniej Kanady Justin Trudeau, gdy chciał skomentować „amerykańską rewolucję”, to na początek nie mógł tego zrobić. Aż na 20 sekund bowiem odjęło mu organ mowy, tak bardzo był wzburzony. Gdy jednak mowę odzyskał, potępił (słusznie) rasizm nie tylko w USA, ale i we własnym kraju, uznając go za systemowy. Obiecał też dalszą z nim walkę. Nie obiecał jednak ani słowem walki z lewicowym ekstremizmem, którego wyznawcy problem rasizmu instrumentalnie wykorzystują do walki z władzami o poglądach konserwatywnych.

To rozzuchwala bojówkarzy spod czerwono-czarnej flagi antyfaszystów. Niemal bezkarnie niszczą nie tylko majątek burżujów, ale i wszystko, co należy do szczególnie znienawidzonego przez nich Kościoła Katolickiego. Tak było chociażby przed rokiem w Chile, gdzie w biały dzień na oczach zszokowanych wiernych Antifa dewastowała i profanowała katolickie świątynie, tak stało się i tym razem w Ameryce. Na nowojorskim Manhatanie bojówkarze tej organizacji podpalili katedrę św. Patryka, a na jej fasadzie wymalowali wulgarne, obelżywe hasła. Wszystko oczywiście w imię „postępu” i „amerykańskiej rewolucji”, którą tak zachwalał Barack Obama.

Warto jednak podkreślić, że nie wszyscy czarnoskórzy Amerykanie popierają rewolucję, która w swym ślepym zacietrzewieniu niszczy wszystko dla samego niszczenia. Tak stało się np. z pomnikiem Tadeusza Kościuszki w Waszyngtonie, który został zdemolowany przez rozbestwiony tłum, nie zadający sobie pytania, co i po co niszczy. Przypuszczam jednak, że czarnoskórzy wandale, nawet gdyby mieli świadomość, że bezczeszczą swego bohatera narodowego, który z wyprzedzeniem czasu walczył przeciwko niewolnictwu i rasizmowi, to i tak tę wiedzę ukryliby głęboko z tyłu głowy, gdyż mieli właśnie wielką potrzebę zniszczyć coś, co im się akurat skojarzyło z władzą i państwem. Ale jak wspomniałem, nie wszyscy są tacy. Coraz więcej Afroamerykanów odcina się od swych demolujących pobratymców, a nawet ma odwagę mówić, że do tragicznej śmierci Floyda została dopisana fałszywa historia. Ofiarę okrzyknięto bohaterem, mimo że takim za życia nie był. Pochowano go w złotej trumnie z najwyższymi godnościami, a jeden z uniwersytetów amerykańskich zapowiedział nawet, że ufunduje specjalne stypendium im. Floyda, choć on sam, dopiero próbował zerwać ze swą kryminalną przeszłością. Po pięciokrotnym pobycie w więzieniu za napady, grabieże, handel narkotykami, Floyd chciał zacząć nowe życie. Wyjechał do Minneapolis, gdzie, niestety, udusił go przestępca w mundurze, za co został już oskarżony o morderstwo trzeciego stopnia.

W Warszawie ideowi sprzymierzeńcy amerykańskiej skrajnej lewicy też nie zasypiali gruszek w popiele. Solidaryzując się z wandalami z Waszyngtonu, zniszczyli pomnik Kościuszki w polskiej stolicy, który zresztą jest wierną kopią amerykańskiego. Różnica chyba jest tylko ta, że polscy lewacy byli bardziej świadomi swego uczynku, bo przecież nawet skrajna lewica nad Wisłą coś jednak o Kościuszce słyszała i wie. Skrajność jednak ma to do siebie, że odbiera rozum. Aby o tym się przekonać, wystarczy poczytać chociażby organ polskiej skrajnej lewicy „Krytyki Politycznej”. Komentując wydarzenia w Minneapolisie „K.P.” tłumaczyła swym czytelnikom, że kradzieże tam „nie są pustym wandalizmem, ale ważnym symbolem tych protestów”. A jakby ktoś z sympatyków pisma nie zrozumiał przesłania, że kapitalistów można grabić i demolować, to gazeta im dalej bardziej szczegółowo wyjaśnia. „Kapitalizm i własność to zinstytucjonalizowana rasistowska kradzież dokonana przez białego człowieka”. Teraz już chyba dla każdego jest jasne, że hasło „grab nagrablennoje”, jak kiedyś eufemistycznie zachęcali swój proletariacki elektorat do obrabiania „pomieszczikow i fabrikantow” leninowscy komuniści, powraca w nieco zmodyfikowanej formie.

Na koniec powróćmy jeszcze do samej Antify. Organizacja ta powstała w Niemczech, by walczyć z odradzającym się neofaszyzmem. W założeniu więc miała być antyfaszystowską brygadą. W rzeczywistości jednak bardzo szybko przekształciła się w bojówkę skrajnej lewicy, która na dodatek rozpleniła się po całym świecie. Dziś trudno już sobie nawet wyobrazić, by takie wydarzenia jak np. szczyt G7, czy – dajmy na to – forum w Davos albo nawet Marsz Niepodległości w Warszawie mogły się obyć bez zadym i bandyckich ekscesów Antify. Przy tym eksperci zwracają uwagę, że działania tych bojówek są bardzo dobrze zorganizowane, skoordynowane i opłacone przez mocodawców. W USA np., gdy Donald Trupm został wybrany na prezydenta, Antifa wszczęła pogromy i podpalania na ulicach, bo uznała, że wybrano nie tego gospodarza Białego Domu, który powinien być wybrany. Wtedy mówiło się, że działania lewackich bojówkarzy opłacał „filantrop” Georg Soros, co to swe miliardy w wyborach zainwestował w lewicującą przeciwniczkę Trumpa – Hilary Clinton.

Uznanie przez obecną administrację USA Antify za organizację terrorystyczną, skomplikuje jej finansowanie, gdyż różnej maści „filantropi” mogą się narazić w ten sposób na zarzut finansowania terroryzmu. Antifa jednak nie zniknie. Nie łudźmy się. Skrajna lewica, wpływowa na świecie, potrzebuje bowiem bardzo swego zbrojnego, karzącego burżujów, skrzydła...

Tadeusz Andrzejewski
radny rejonu wileńskiego

<<<Wstecz