Dawniej w zaścianku Piotropol guberni wileńskiej

Majątek Wiszniew (dziś w granicach Białorusi), wraz z obszernym murowanym dworem i gankiem wspartym na czterech wysokich kolumnach, stanowił własność Jana Aleksandra i Ireny z Sulistrowskich Karłowiczów, rodziców kompozytora Mieczysława Karłowicza (1876-1909). Oficjalistą tego majątku był Piotr Gumowski (zm. 1918), od 1870 r. żonaty z Amelią z Filipowiczów. Filipowiczowie to rodzina skoligacona z Adamem Mickiewiczem po kądzieli.

Chociaż Piotr Gumowski (oficjalista „pracowity, skrzętny i odpowiedzialny”), zajmujący w Wiszniewie porządną oficynę, na warunki życia u szlachcica Karłowicza nie narzekał, ale z czasem odszedł na swoje. Gospodarzył na 150 ha ziemi wraz z lasem koło Kobylnik (do 1919 r. był to powiat święciański, gubernia wileńska) i pobudował duży drewniany dwór. Zasadził przy nim sad, postawił pasiekę. Włości nazwano Piotropolem.

Piotr Gumowski, nieślubny syn chłopki, początkowo nazywany Guto, stał się nie tylko właścicielem własnego majątku, ale i zaściankowym szlachcicem. Nie byłoby jednak to możliwe, gdyby nie wsparcie finansowe i pomoc ze strony szlachcica Michała Śmigielskiego. On to bowiem był ojcem Piotra Gumowskiego, urodzonego z pozamałżeńskiego łoża. Poczuwający się do odpowiedzialności Śmigielski nie tylko wysłał Piotra na naukę do Wilna, pomógł przy dzierżawie pierwszych folwarków ucząc jak zarabiać na chleb, ale i kupił swemu pierworodnemu, choć i nieślubnemu synowi od zubożałego szlachcica szlachectwo oraz nazwisko Gumowski, jak też i majątek, dając mu od imienia syna nazwę Piotropol. To nie był wcale przypadek, że Gumowski został oficjalistą majątku Wiszniew. Był on przecież własnością rodziny Sulistrowskich, a na Karłowiczów przeszedł drogą ożenku Mieczysława Karłowicza z wiszniewską dziedziczką Ireną Sulistrowską (matką przyszłego kompozytora). Śmigielscy i Sulistrowscy byli ze sobą spokrewnieni.

Od czasów średniowiecza aż do całkowitego zniesienia pańszczyzny, kiedy chłopstwo było sprzedawane i kupowane stanowiąc własność nabywcy, istniało oraz było egzekwowane tak zwane „prawo pierwszej nocy”. Oznaczało ono, że każdy dziedzic miał prawo spędzić pierwszą noc z panną młodą (chłopką pańszczyźnianą) wychodzącą za mąż. A nawet uważano to za wielki zaszczyt. Michał Śmigielski, właściciel Żar, „skorzystał z tego prawa z urodziwą poddanką ze wsi Maciasy niedaleko swojego majątku (ok. 1850 r.)” będąc jeszcze kawalerem.

Nie było w tym oczywiście nic szczególnego (taki panował wówczas zwyczaj) i przeważnie panowie o tym incydencie po prostu zapominali nie interesując się bękartem i czy w ogóle dziewczyna zaszła w ciążę lub urodziła. Jednak w przypadku dziedzica dóbr Żary historia przyjęła nieco inny obrót, szczęśliwy dla dziecka. Do końca nie wiadomo czy był po prostu dobrym człowiekiem, czy też noc spędzona z piękną wiejską dziewczyną wywarła na nim wrażenie. Fakt, że po przypadkowym spotkaniu nie odwrócił się on od swego dziecka. Odwołajmy się do pamiętnika jednego ze Śmigielskich:

Jadąc przez tę wieś zauważył chłopca bardzo do siebie podobnego. Zapytał się czyim jest synem. Okazało się, że był dzieckiem kobiety, z którą Michał spędził noc w jej noc poślubną. Sprawdził dla pewności datę jego urodzenia. Chłopak urodził się dokładnie 9 miesięcy od owej nocy. Michał nie mógł go uznać oficjalnie, ale nie chciał dopuścić aby jego krew poniewierała się jako chłop pańszczyźniany.

Chociaż w poł. XIX w. już uwłaszczano w Rosji chłopów pańszczyźnianych (tereny dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego były pod zaborem rosyjskim), to Śmigielski jako właściciel miał decydujące prawo rozporządzać losem chłopca. No i trzeba przyznać, że nieślubny syn (Piotr Gumowski) nigdy nie zawiódł oczekiwań ojca. Tajemnica jego pochodzenia była skrywana. Z tego powodu do rodzinnej wsi nigdy nie wrócił. W Piotropolu wiódł życie pańskie, ale nie zrezygnował też z pielęgnowania wiejskich obyczajów. Rok 1882 można by przyjąć za rok narodzin Piotropola Gumowskich. W tym właśnie roku Karłowiczowie sprzedali swój dwór, a Gumowski z rodziną musiał opuścić oficynę.

Po przeniesieniu się do Piotropola, choć w okolicy byli bardziej majętni, wykształceni i obyci towarzysko gospodarze, „nikt nie miał tak powszechnego szacunku i autorytetu”, jakim cieszył się Gumowski. Jego życie było wypełnione troską o rodzinę i znojną pracą. Zarządzał przecież nie tylko własnym majątkiem, ale i brał w dzierżawę inne, jak np. Góra, Kołodno, Oleszki. Razem z żoną troszczył się o potomstwo i jego odpowiednie wychowanie.

Pomimo zatrudniania w domu służącej, rodzice, kierując się mądrą miłością do dzieci, wychowywali je surowo i w poszanowaniu do ziemi i pracy na niej. Od małego każdy był przydzielony do konkretnych obowiązków. Pierwsze nauki pobierano w domu. Nauczycieli przywożono z miasta. Nauczyciel miał nad dziećmi władzę taką samą, jak ich rodzice. Dzieci, za nieuczenie się lub wybryki, były karane biciem linijką po dłoniach lub klęczeniem w kącie na suszonym grochu z podkasanymi spodniami przed kolana. Nauczyciel jadał razem z rodziną i zasiadał do stołu jako trzeci, tuż po gospodarzach. Dopiero potem dzieci. Miały one obowiązek po każdym posiłku na znak podzięki i szacunku całować w rękę nie tylko swoich rodziców, ale i nauczyciela. Władysław, Piotr, Leon, Jan, Stanisława, Bronisław i Marian (siódmy Paweł zmarł jako dziecko) nie robili tego chętnie.

Stanisława – jedyna córka Gumowskich, uczyła się przy braciach, ale więcej przy mamie, bo przyszła żona i matka musiała umieć szyć i haftować, ale też zajmować się ogrodem i prowadzić gospodarstwo domowe. A ponieważ Gumowscy nie należeli do biednych, pobierała naukę śpiewu i gry na fortepianie u miejscowej nauczycielki. W razie choroby leczyli się w domu, korzystając z doświadczenia przekazywanego przez mamy, babcie i prababcie. W trudniejszych przypadkach szukali pomocy w Wilnie u krewnego, doktora Mariana Kozłowskiego, który prowadził praktykę lekarską i mieszkał z rodziną na Pohulance. Dr Kozłowski był synem ciotecznego brata Amelii – Eustachego Kozłowskiego, uczestnika Powstania Styczniowego (1863). Piotr Konrad Gumowski dzierżawił i zarządzał jego wiejskim folwarkiem – Oleszki, dokąd doktor przyjeżdżał na wypoczynek latem.

Po przejściu kursu edukacji wstępnej synowie Piotra i Amelii Gumowskich byli z Piotropola odwożeni do Wilna w celu dalszego kształcenia się. Mieszkali u zaprzyjaźnionej z ich matką pani Bukowskiej, która prowadziła stancję dla uczniów. U niej też się stołowali i chwalili wszystko, nie znosząc tylko codziennego deseru w postaci gotowanego ryżu z cukrem i rodzynkami. U nich w domu w sezonie zawsze były świeże jagody i śmietanka, a w zimie kompoty owocowe.

Ponieważ nauka w owych czasach była płatna, a rolę uprawiać też ktoś musiał, studia wyższe ukończyli tylko dwaj z sześciu żyjących braci: Jan i Bronisław. Jan Gumowski (1877-1958) zamieszkał z rodziną w Wilnie, w międzywojniu był dyrektorem Wileńskiej Szkoły Technicznej na Holenderni, mającej wówczas nie status technikum – jak to było po wojnie w czasach sowieckich, lecz politechniki, czyli uczelni wyższej. W roku 1946 repatriując się do Polski, częściowo przeniósł swoją szkołę do Gdańska angażując starą wileńską kadrę. Funkcjonuje przy ul. Okopowej do dziś pod nazwą Zakłady Kształcenia Ustawicznego. Zmuszony z rodziną opuścić Wilno, głęboko to przeżywał. Nigdy o przeszłości, która bolała, z nikim nie rozmawiał. Był strach przed Niemcami, ale jeszcze bardziej przed Sowietami, którzy wywieźli w bydlęcym wagonie jego brata Władysława z rodziną.

O miedzę z Gumowskimi z Piotropola mieszkali Śmigielscy (dzieci i wnukowie Michała Śmigielskiego). Stosunki były poprawne, aczkolwiek wielkiej zażyłości nie było. Wiedziano przecież, kto jest kim, a każdy bronił swojej racji stanu. Piotropol, podobnie jak kilka innych włości Śmigielskich, powstał się na fragmentach dawnych dóbr hr. Starzeńskiego – Komarowszczyzna. Hrabia parcelował je na mniejsze kawałki w celu spłaty zaległych długów bankowych.

W kresowym Piotropolu najhuczniej obchodzono imieniny gospodarza, 29 czerwca, w dniu śś. Piotra i Pawła. Obchodzenie imienin było dawniej związane z kultem świętych i błogosławionych, bo w naszej religii upamiętniało patrona Chrztu św. Na imieniny nie zapraszano. Na znak szacunku zjeżdżali się tego dnia krewni, przyjaciele, sąsiedzi i dalsi znajomi. Niektórym (dalej mieszkającym) oferowano nocleg. Po sutym obiedzie gospodarz oprowadzał gości po gospodarstwie. Taka była tradycja. Rozprawiano o siewach, zbiorach, wielkości urodzajów, trzodzie i nowinkach przemysłowych przez gospodarza stosowanych. Podziwiano nowoczesne urządzenie stajni i konie, jako że gospodarz uchodził w okolicy za ich znawcę. Obchodzono sad i pasiekę. Wypytywano o ryby w okolicznych jeziorach i o terminy planowanych polowań na dziki i zające (szaraki i bielaki) oraz ptaki, takie jak dzikie kaczki, głuszce i cietrzewie.

Imieninowe menu, zgodnie z tradycją, było bez zmian. Podstawowe danie stanowiła pieczona baranina podawana w sosie i świeże kartofelki z pierwszego wykopu oraz sałata. Na deser – poziomki leśne z domową śmietaną. Gościom przygrywała do tańca córka gospodarzy. Kto nie tańczył, słuchał śpiewu popularnych w podwileńskich dworkach piosenek, jak: „Trzech dziś u mnie chłopców było”, „Staś mi pierścionek przywiózł z Jarmarku” i in. Mówiło się, że talent muzyczny odziedziczyła po ojcu, który chętnie czytał i deklamował (Mickiewicz, Syrokomla), ale też nucił sam, układając wiersze, rymowanki i piosenki, jak ta pod tytułem „Moje bogactwo”:

Mała chatka przy dolinie.
Kędy strumyk płynie
Kawał niwy nie leniwy
Łączka na potrzeby swoje
To bogactwo moje (…)

Cdn.

Liliana Narkowicz

Na zdjęciach: Piotr i Amelia Gumowscy; pałac Sulistrowskich/Karłowiczów w Wiszniewie
Fot.
archiwum rodzinnego

<<<Wstecz