Historyk nawoływał do dialogu i pojednania

Stawka na współpracę

Prof. dr Alfredas Bumblauskas podczas spotkania z mieszkańcami Niemenczyna apelował do walki z zakorzenionymi stereotypami i mitami, które mają negatywny wpływ na stosunki litewsko-polskie i bardziej nowoczesnego spojrzenia na historię Polski i Litwy. „Namawiam szukać w historii naszych narodów to, co łączy, a nie tego, co dzieli” – autorytatywnie stwierdził znany historyk.

Spotkanie, którego inicjatorem i organizatorem był operator systemu dystrybucji prądu elektrycznego „Litgrid”, odbyło się w niewielkiej sali starostwa miasta nad Wilią. Powodem do niego posłużyła planowana budowa nowej linii przesyłowej wysokiego napięcia (330 kV) Vilnius-Neris. Będzie ona przebiegała przez terytoria dziewięciu gmin rejonu wileńskiego, a jej budowa rozpocznie się w latach 2022-2025. Początek swój weźmie od stacji transformatorowej, znajdującej się właśnie pod Niemenczynem.

Polacy pola nie oddali

Historyk nie poruszał kwestii korzyści, jakie przyniesie budowa nowej linii, a skoncentrował się na zagadnieniach historycznych, a mianowicie skomplikowanych stosunkach polsko-litewskich na przekroju wieków. Nie analizował konkretnie jakiegoś okresu, a zapraszał zgromadzonych do dialogu, bowiem „najgorszy dialog jest lepszy od monologu”.

Profesor poruszył wiele spornych kwestii, zaczynając od bitwy pod Grunwaldem i kończąc na aktualnych perypetiach związanych z pisownią literki „w”. Według Bumblauskasa, wiktoria pod Grunwaldem była wielkim sukcesem połączonych sił – Polaków, Litwinów, Rusinów, Czechów (husyci).

– Nie można opierać się jedynie na przekazie Jana Długosza, w którym Litwinów przedstawiono jako półdzikusów, ubranych w skóry i uzbrojonych w dzidy – ironicznie zauważył historyk. Stwierdził jednak, że „dopóki Litwini manewrowali w krzakach, Polacy nie oddali pola boju, a to było najważniejsze według kanonów średniowiecznych bojów, chociaż Krzyżacy aż pięciokrotnie rozbijali szyki polskich chorągwi. Ci jednak raz za razem skrzykiwali się i bój zaczynał się od nowa”. Zdaniem historyka, powrót wojsk litewskich zdecydował o ostatecznym zwycięstwie, ale najważniejsze, że było gdzie wracać, a to już zasługa polskiego rycerstwa, które pola nie oddało…

Zdrajca i bohater

Poruszył też kwestię traktowania przez Litwinów roli Jagiełły i Witolda. Polacy ich uważali za rodzonych braci, chociaż w rzeczy samej, byli stryjecznymi. Otóż na Litwie Jagiełło był – i dla większości nadal pozostaje – zdrajcą, a Witold – bohaterem.

– Chciałbym podkreślić bardzo ważną rzecz, że Witold był wasalem Jagiełły i musiał wykonywać jego rozkazy. Ponadto, gdyby nie Jagiełło prawdopodobnie nie mielibyśmy tak hołubionej dzisiaj Połągi – stwierdził profesor. Tłumaczył, że Witold zrzekł się miejsca urodzin swej matki Birutė, bowiem jej pogańskie pochodzenie psuło mu wszystkie karty. Nie chciał też wojować z Niemcami, gdyż ich potężne zamki odbijały ku temu chęć. Nieprzypadkowo też, po zwycięstwie pod Grunwaldem Malbork pozostał faktycznie nietknięty.

– Zakon krzyżacki miał do swej dyspozycji 260 zamków, Litwa – 16, z bliska niedorównujących powierzchnią i zdolnością obronną krzyżackim – skonstatował Bumblauskas.

Pierwowzór Unii Europejskiej

Odniósł się on też do Unii Krewskiej (1385 r.) i Unii Lubelskiej (1569 r.), po zawarciu których Litwa rzekomo utraciła swą suwerenność. Historycy polscy okres istnienia Rzeczypospolitej Obojga Narodów określają mianem złotego wieku, litewscy – jako dziejową klęskę i przegraną. Prof. Bumblauskas uważa, że takie podejście jego kolegów jest zbyt uproszczone i płytkie.

– Daliśmy światu wiele fenomenalnych rzeczy. Byliśmy spichrzem Europy i najważniejszymi dostarczycielami zboża. Zasłynęliśmy również z tolerancji religijnej, demokracji szlacheckiej oraz Konstytucji 3 Maja, która była pierwszą w Europie i drugą na świecie – z uznaniem wyliczał historyk. Dodał, że niektórzy uważają ją za ostateczne pogrzebanie litewskiej państwowości, a przemilczają fakt, że 20 października tegoż roku została ona skorygowana, i w nowej redakcji dobitnie, czarno na białym, stwierdzało się, że Polska z Litwą są równorzędnymi partnerami. Bumblauskas zauważył, że papież Jan Paweł II w swoim czasie powiedział, że Rzeczpospolita Obojga Narodów stała się pierwowzorem dla Unii Europejskiej.

Od Janowa do Datnowa…

Profesor skomentował też proces spolonizowania elit politycznych Litwy. Jego zdaniem, język polski w tym czasie pełnił rolę kulturową i komunikatywną podobną do tej, jaką w obecnych czasach pełni język angielski. Nic więc w tym dziwnego, że polonizacja miała miejsce i litewskie elity posługiwały się językiem polskim. – Od Janowa do Datnowa wszędzie słychać polska mowa – zacytował dawne porzekadło profesor na dowód swych słów. Przypomniał, że poganie pisać nie umieli, a Witold posługiwał się językiem staroruskim, bo litewskiej piśmienności jako takowej nie było.

Profesor poruszył również drażliwy temat oceny osobowości Józefa Piłsudskiego. Wiadomo, że w Polsce i Litwie opinie na temat marszałka są diametralnie różne, ale historyk podkreślił, że gdyby nie zwycięstwo Piłsudskiego nad bolszewikami nad Wisłą, Litwy w ogóle mogło nie być. Zostałaby ona zsowietyzowana i byłaby jedną z republik ówczesnego ZSRR. Przytoczył też ciekawy fakt, jak to mieszkańcy Wędziagoły, gdzie do dzisiejszego dnia tli się polskość, zwrócili się listownie z prośbą do Piłsudskiego, by ratował ich przed Kownem.

Historia wystawia rachunki

Zwrócił uwagę, że Wilno Litwinom dwa razy przekazywali bolszewicy, ale za pierwszym razem w trakcie wojny polsko-bolszewickiej, sygnatariusz Aktu Niepodległości Mykolas Biržiška zabronił nawet dozorcy sprowadzać z Kowna, który nie znałby języka polskiego. Zupełnie inaczej postępowali Litwini w roku 1939, gdy ponownie z rąk Moskwy przekazano im Wilno. Nie obeszło się bez przemocy, zakłóceń polskich nabożeństw i innych szykan. Stosunek nowej władzy do Polaków jeszcze bardziej pogłębił animozje między niegdyś bratnimi narodami, a czasy okupacji niemieckiej to przeciwstawienie się jeszcze bardziej zaostrzyło i pogłębiło. Następstwem tego były tragedie w Glinciszkach i Dubinkach.

– Konflikty były, ale na szczęście nie doszło do ludobójstwa jak na Wołyniu – stwierdził.

Sarkastycznie zauważył, że Litwini kokietowali i flirtowali zarówno z Niemcami, jak i z bolszewikami, a gdy dostawali baty od jednych i od drugich od razu stawiali siebie w pozę pokrzywdzonych i ofiar totalitarnych reżimów.

– Historia ma do siebie to, że za wszystko trzeba płacić i rachunek zawsze bywa wystawiony – skonkludował profesor. Dodał, że antypolska polityka prowadzona przez różnych polityków w różnych okresach zazwyczaj jest prorosyjska. Jako nieporozumienie i oznakę niedalekowzrocznej upartości podał fakt nieprzyznawania pisowni „w” i innych polskich liter w nazwiskach.

– Na toaletach litera „w” jest używana, a więc WC jest bliższe niektórym naszym politykom niż prawo obywateli do oryginalnej pisowni swego nazwiska – ironicznie skonstatował wykładowca Uniwersytetu Wileńskiego.

Najważniejsza jest prawda

Przyznał szczerze, że za swe wypowiedzi i poglądy jest krytykowany, wręcz oskarżany o zdradę interesów narodowych właśnie najczęściej przez swych rodaków. Zarzucają mu brak patriotyzmu oraz pozbawioną krytycyzmu propolskość.

– Dla mnie najważniejsza jest prawda. A jest ona taka, że bez Polski Litwa nie ma perspektyw. Musimy stawiać na jak najszerszą współpracę na różnych poziomach i w różnych dziedzinach – podsumował Bumblauskas.

W trakcie spotkania z historykiem mieszkańcy Niemenczyna – Polacy i Litwini – zadawali mu wiele pytań, wspominali jego telewizyjne dyskusje z prof. Edvardasem Gudavičiusem, niektórzy wykorzystali okazję i przynieśli książki autorstwa prelegenta, które ten chętnie podpisywał. Wszyscy byli zgodni, że takie spotkania mają sens i warto je organizować w szerszym gronie. Służą bowiem zbliżeniu, zrozumieniu i pojednaniu.

Zygmunt Żdanowicz

Na zdjęciu: historyk chętnie podpisywał książki swego autorstwa
Fot.
Marian Dźwinel

<<<Wstecz