Sentymentalna podróż do kraju lat dziecinnych

Opowieść o miłości i tęsknocie

Wiele jest historii, które do głębi poruszają i chwytają za serce, czasem zaskakują. Historia, którą opowiedziała Teresa Szarko, dawna wilnianka, jest szczególna. To opowieść o tęsknocie do kraju lat dziecinnych, o przemijaniu, o wierności rodzinie, o rozłące i ogromnej woli i sile przetrwania. O miłości, która wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Nigdy nie ustaje…

Teresę Kiewrę z domu Szarko z Bradford (w Anglii) poznałam 1 września podczas inauguracji nowego roku szkolnego. Była uczennica polskiego pionu nauczania szkoły przy ulicy Statybininkų w Wilnie, obecnie Gimnazjum im. Szymona Konarskiego, odwiedziła rodzinne miasto i ukochaną szkołę, aby podarować jej społeczności stary album zdjęciowy sprzed ponad 60 lat.

Nie wrócą te lata

Zdjęcia na pożółkłych kartkach albumu przywołują tak wiele wspomnień, są niemym zapisem czasu, lat, które nie wrócą.

– Ten album otrzymałam w prezencie od koleżanek ze szkolnej ławy – z klasy 8b – na pożegnanie, gdy w marcu 1957 roku wyjeżdżaliśmy z Wilna do Szczecina. Z żalem opuszczaliśmy nasze rodzinne miasto. Na stację kolejową przyszły koleżanki i koledzy z dwóch klas – mojej i młodszej siostry Jadwigi na czele z wychowawcami. Przedtem dyrektor naszej szkoły pan Umbražunas zwołał całą szkołę do auli, a mnie i moją siostrę zaprosił na scenę. W ten sposób podziękował, że byłyśmy wzorowymi uczennicami. Z żalem nas żegnał, bo byłyśmy pierwsze uczennice, które w tych latach opuszczały mury szkoły i w ogóle Wilno – ze wzruszeniem opowiada Teresa Kiewra.

Spełnione marzenie

Pierwszy raz po wyjeździe pani Teresa odwiedziła Wilno w listopadzie 1998 roku, kiedy przywiozła z Anglii pochować na Litwie wujka Wincentego Szarkę, zgodnie z jego ostatnim życzeniem. Wizyta w tak smutnych okolicznościach była krótka, więc nie miała czasu na zwiedzanie. Zawsze jednak marzyła, żeby jeszcze chociaż raz w życiu zobaczyć swoją szkołę, w której w 1948 roku rozpoczęła naukę. W roku 2018 przyjechała tutaj ponownie z koleżanką ze szkolnej ławy Teodorą Olechnowicz. Wtedy zawitała do swej szkoły, uczestniczyła w pierwszowrześniowym apelu i obiecała dyrektorowi Waleremu Jaglińskiemu, że uzupełni archiwum placówki o zdjęcia z lat 50. Dzisiaj jest bardzo zadowolona, że to marzenie w krótkim czasie udało się spełnić.

Przekazany gimnazjum album zawiera zdjęcia koleżanek, kolegów, naturalnie nauczycieli, których nazwiska ciągle pamięta. Teresa Kiewra nadal utrzymuje kontakt z dwiema koleżankami pochodzącymi z Wilna, które zna od 7 roku życia, czyli od klasy 1.

Rodzinne miasto

– Teodora Łabun z domu Olechnowicz obecnie mieszka w Pucku, a Leokadia Kowzanówna-Chochoł zamieszkuje w Gdyni i jest profesorem języka rosyjskiego. Teodora ma w Wilnie krewnych, ja nie mam tutaj już nikogo – stwierdza ze smutkiem, zaznaczając, że przyjechała do Wilna z ogromnym sentymentem, bo to jest jej rodzinne miasto.

– Byłam ciekawa, jak wygląda teraz, bo zostawiłam tu same ruiny. Kiedyś w ogóle było tu inaczej. Jestem mile zaskoczona, że Wilno jest tak pięknie odnowione, a ludzie, których spotykam, głównie Polacy, są tacy uprzejmi. No i nic się nie zmieniło, jeżeli chodzi o języki. Bo jak wyjeżdżałam, to trzy języki tutaj były obecne: polski, litewski i rosyjski i nadal jest tak samo – śmieje się rozmówczyni i cieszy się, że po upływie lat nadal potrafi doskonale porozumieć się po rosyjsku, choć litewski już nieco zapomniała. Na nowo odkrywając dawno temu przedeptane ścieżki pani Teresa udała się także do Trok.

– Pamiętam naszą szkolną wycieczkę do Trok w 1956 roku. Ukończyliśmy 7 klasę i na zakończenie roku szkolnego zwiedzaliśmy zamek, a właściwie jego gruzowiska. W tej chwili jest bardzo ładnie odremontowany, komnaty są bardzo ciekawe. Tak wiele tych wspomnień napływa, że stale od nowa to wszystko przeżywam… – mówi ocierając łzy.

Cudem ocaleni

Gdyby nie wojna Szarkowie, jak i wiele innych podobnych im rodzin na Wileńszczyźnie, nie musieliby opuszczać rodzinnego gniazda. Ale wojenna zawierucha nakreśliła młodej rodzinie inny życiowy plan.

Teresa Szarko urodziła się 9 stycznia 1942 roku, jako trzecie dziecko Jadwigi z domu Kiejżewicz i Lubomira Szarków. Szarkowie już mieli dwóch synów – Tadeusza i Andrzeja. W grudniu 1943 roku Lubomir Szarko został zabrany na roboty przymusowe do Niemiec. Ciężarna Jadwiga została sama z trojgiem dzieci. 12 marca 1944 roku powiła córeczkę Jadwigę. Podczas nalotu dom, w którym mieszkała rodzina, został całkowicie zbombardowany.

– Znaleźliśmy się pod gruzami, ale ktoś nas odkopał. Cudem ocaleliśmy, chociaż reszta mieszkańców domu zginęła. Dzisiaj nie pamiętam, gdzie znajdował się ten dom. Ponoć gdzieś niedaleko centrum. Mama z naszą czwórką przeniosła się na Antokol, a w 1947 roku zamieszkaliśmy przy ulicy Wiwulskiego przy kościele pw. Serca Jezusowego. Pamiętam, że w podwórku stały dwie chatki i jedną z nich ksiądz pozwolił mamie wyremontować. Mimo to warunki życia były w tym domku trudne do zniesienia. Piec był na węgiel. W zimie woda, którą mama przynosiła z podwórka, natychmiast zamarzała. Ściany były całe podziurawione kulami i przez te dziury sypały się trociny. Musiałyśmy z siostrą uczyć się przy lampie naftowej, więc mama wybłagała księdza, żeby wprowadził elektryczność. Miałyśmy jedyną lampeczkę… Ale potem przyszedł inny ksiądz i nam tę elektryczność odłączył, chociaż mama za nią płaciła – rozpamiętuje smutne wydarzenia Teresa Kiewra. Synów Jadwiga Szarko była zmuszona oddać do sierocińca w Czarnym Borze, bo sama nie była w stanie ich wykarmić. Przyjeżdżali do domu tylko na święta.

– Zawsze była ogromna rozpacz i płacz, gdy bracia odjeżdżali, ale nie było innego wyjścia – opowiada dalej. – Obecnego dużego budynku szkoły nie było. Pomieszczenia były za ciasne dla trzech narodowości uczniów, więc placówka pracowała na zmiany. Zimą ze szkoły wracało się już prawie nocą. Miałam odmrożoną twarz. Pamiętam, jak raz mama rozcierała mi ją ręcznikiem – wspomina pani Teresa.

Zaginiony

W roku 1947 Jadwiga Szarko z dziećmi i całą swoją rodziną w ramach repatriacji miała wyjechać do Polski. Miała już odebrane paszporty i dokumenty na wyjazd, lecz pewnego dnia na rynku pod Halą wszystko to, razem z pieniędzmi, ktoś jej wykradł z torebki. Granicę już zamykali, więc nie było czasu na składanie odwołania w sprawie skradzionych dokumentów. I tak zostali.

– Rodzina mamy też zrezygnowała z wyjazdu, bo nie chciała jej samej z czwórką dzieci zostawiać. W 1952 roku, po 10 latach, nagle odnalazł się nasz ojciec. Przysłał list i w kopercie swoje zdjęcie oraz dla mamy pończoszki, tzw. kaprony. Całowaliśmy to zdjęcie, nie wierzyliśmy, że żyje, ponieważ gdy szukaliśmy go przez Czerwony Krzyż, powiadomiono nas, iż zaginął na wojnie. Gdy w szkole pytano o ojca mówiłam, że zginął na wojnie. Nie mieliśmy żadnej wiadomości o nim. A ojciec myślał, że my też nie żyjemy. Dotarła do niego wieść, iż nasz dom został zbombardowany i wszyscy jego mieszkańcy zginęli. I tak kontakty się urwały – o cudownym powrocie do życia opowiada Teresa Kiewra.

Lubomir Szarko po zakończeniu wojny mimo złych doniesień, nadal poszukiwał rodziny. Jak wspomina córka Teresa, ojciec miał wybór, gdzie pojechać. A ponieważ myślał, że w Wilnie już nikt go nie czeka, wybrał Anglię. W Anglii poznał kolegę, którego matka mieszkała w Wilnie na Antokolu. Poprosił, aby mimo wszystko odnalazła kogoś z jego rodziny.

– Kobieta roznosząc mleko po domach pytała o nasze nazwisko i tak trafiła na moją ciocię Lolę Szarko, siostrę ojca. Ona opowiedziała o nas oraz o tym, że mama urodziła jeszcze jedną córkę po wyjeździe ojca do Niemiec – wzrusza się moja bohaterka.

Podejrzane kontakty z… mężem

Po cudownym odnalezieniu żony i dzieci Lubomir Szarko starał się utrzymywać z nimi ścisły kontakt: przysyłał listy, paczki, lecz te ciągle gdzieś się gubiły…

– Mama pracowała w hotelu „Vilnius” (przy ulicy Giedymina) jako główna administratorka, dobrze sobie radziła, znała języki. Nie patrząc na to partia komunistyczna, która śledziła nasze kontakty z ojcem, miała nieodpartą chęć wyrzucenia mamy z pracy. Była odpowiedzialną pracownicą, więc dyrektor hotelu, Litwin, ale uprzejmy i życzliwy człowiek, ją obronił. Dobry Bóg ją chronił. Trudne to były czasy, ja nieraz się zastanawiałam, skąd moja biedna mama miała tyle siły?.. – rozważa Teresa Kiewra.

Gdy rodzina Lubomira Szarki, która wyjechała do Polski z pierwszym transportem repatriantów, zaczęła namawiać Jadwigę, aby wreszcie się odważyła na wyjazd, podjęła decyzję: wyjeżdżają!

Na ziemi odzyskanej

W marcu 1957 Jadwiga Szarko z dziećmi i całą swoją rodziną wyjechała do Szczecina. Teresa kontynuowała naukę w gimnazjum, ale jak wspomina, nie obeszło się bez przykrości ze strony kolegów. Z powodu wileńskiego akcentu wołali na nią Rosjanka…

Teresa od dziecka była chorowita, więc jej marzeniem było zostać lekarzem, aby pomagać ludziom. Przez rok uczyła się w trzyletniej szkole farmaceutycznej, aby potem wstąpić na studia medyczne. W Szczecinie przesiedleńcom z Wilna zbytnio się nie przelewało. Osiedlili się w mieszkaniu poniemieckim, lecz środków do życia brakowało. Mama nie pracowała. Ojciec z Anglii przysyłał paczki, choć większość przysłanych rzeczy Jadwiga Szarko niosła do komisu i sprzedawała, żeby podłatać budżet rodzinny. A ponieważ bracia poszli do wojska – Tadeusz służył w Warszawie, a Andrzej w Stargardzie Szczecińskim – a siostra Jadzia była jeszcze za młoda, aby pracować, Teresa musiała zrezygnować z nauki i podjąć pracę w Miejskiej Radzie Narodowej w Szczecinie na wydziale komunikacji. Troszeczkę zarabiała i tak utrzymywała rodzinę, a po południu chodziła do szkoły, bo chciała zdać maturę. Przełożony w pracy bardzo ją lubił i chciał, żeby dziewczyna się kształciła. Zaproponował stypendium na studia medyczne, ale pewne wydarzenie te plany, jak mówi pani Teresa, obróciło w dym.

Prezent na urodziny mamy

– W lipcu 1960 roku akurat na 40. urodziny mamy w Szczecinie zjawił się ojciec. To była niespodzianka! Spotkaliśmy się po 17 latach rozłąki. Mama była w szoku – wspomina pani Teresa. – Ja chciałam zostać w Szczecinie, aby kontynuować naukę, ale ojciec nalegał, a mama powiedziała, że beze mnie do Anglii nie wyruszy. Ojciec przyjechał do Polski tylko na 10 dni, więc nie zwlekając pojechaliśmy do Warszawy, aby załatwić wizy dla mnie, mamy i młodszej siostry. Młodszy brat był jeszcze w wojsku. Starszy wprawdzie już odsłużył, lecz wtedy mężczyźni przez 5 lat po wojsku nie mieli prawa wyjeżdżać za granicę. Młodszy brat później przyjechał do Anglii i założył tam rodzinę, miał córeczkę. Starszy z braci też się ożenił, a ponieważ jego żona miała niemieckie pochodzenie, wyjechali do Niemiec. Był ojcem dwóch córek.

W Anglii

11 listopada 1960 roku Jadwiga Szarko z córkami przyjechała do Anglii, do małej mieściny Colne, w której po wojennej tułaczce zakotwiczył się jej mąż. Wreszcie byli razem. W roku 1965, połączonym po 17 latach rozłąki Jadwidze i Lubomirowi Szarkom, urodziła się jeszcze jedna córka Alicja.

– Anglia nam się nie podobała. Opuszczając Wilno, a potem Szczecin, które po zrównaniu z Colne, były bardzo dużymi miastami, straciłyśmy wszystkie koleżanki, naturalnie, pozostał kontakt korespondencyjny. Poza tym nie miałam warunków do kontynuowania nauki, nie znałam języka angielskiego, chociaż wtedy dobrze znałam polski, litewski, rosyjski i niemiecki. Pracowałyśmy w fabryce włókienniczej w Colne. Praca była ciężka i wcale mi nie odpowiadała, więc poszłam do prywatnej szkoły fryzjerstwa. Przydał mi się ten zawód, chociaż nie bardzo go lubiłam – przyznaje Teresa Kiewra. Z Colne szybko wyjechała, bo pewnego razu na zabawie w Bradford, gdzie wówczas zamieszkiwało 5 tysięcy Polaków, przybyłych tu z różnych zakątków, poznała Adama Kiewrę. On również do Anglii przyjechał z matką na połączenie rodziny, ponieważ ojciec w czasie wojny walczył w Korpusie gen. Władysława Andersa. Wkrótce Teresa Szarko wyszła za niego za mąż. Na świat przyszło dwóch synów: 7 marca 1964 roku Mirosław, a 19 listopada 1965 roku – Robert. Gdy dzieci dorosły zmieniła zawód i została przewodnikiem turystycznym. W ciągu 20 lat zwiedziła całą Europę. Polakom zamieszkałym w Wielkiej Brytanii po 1948 roku organizowała wycieczki do Warszawy, Krakowa, Gdańska oraz innych najpiękniejszych miejsc Polski, aby poznali Macierz, w której z różnych powodów losowych nie dane im było żyć.

Nostalgia i sentymenty

– Teraz jesteśmy trzy siostry, bo bracia już umarli. Andrzej mając 64 lata zmarł w Anglii i został pochowany w Bradford, Tadeusz zmarł w Niemczech w 2016 roku. Moi rodzice już dawno temu poumierali: ojciec odszedł w 1986, a mama w 1992 roku. Od 1999 roku jestem wdową. Mąż został pochowany w Lwówku Śląskim przy rodzicach, bo tak sobie życzył. Obecnie mieszkam sama, ale mam czworo wnucząt. W 2018 roku zostałam szczęśliwą prababcią, a mój młodszy syn Robert – dziadkiem. Dziękuję Bogu, że doczekałam tej chwili, bo nie każdy ma to szczęście – opowiada ze wzruszeniem dawna wilnianka i cieszy się, że jej latorośle znają język polski i nie wyrzekają się swego pochodzenia. Wprawdzie, jak zaznacza, wnuki po polsku znają już tylko niektóre słowa. Jednak chcieliby zobaczyć miasto, w którym urodziła się babcia.

Pani Teresa z Wilna odjeżdżała z żalem, bo, jak stwierdziła, nie wiadomo, czy jeszcze kiedyś tutaj wróci. Ma chore serce, tętniak na aorcie z każdym rokiem powiększa się, zmniejszając szansę na przeżycie.

– Zresztą, kto wie, co będzie po Brexicie? – zapytuje. – Moim życzeniem było tu przyjechać, więc cieszę się każdym krokiem. Marzyłam, żeby usłyszeć chór w kościele św. Teresy i dzisiaj on tam śpiewał. Byłam w Ogrodzie Bernardyńskim, gdzie przychodzili tańczyć moi rodzice. Odwiedziłam cmentarze, gdzie spoczywają moi krewni. Przed wojną mój dziadek Stanisław Szarko prowadził firmę budowlaną. Co roku odnawiał dzwonnicę katedralną, budował katakumby na Rossie. Rodzina po stronie dziadka była bardzo muzykalna, mieli piękne głosy. Dziadek w kościele śś. Piotra i Pawła grał na skrzypcach, a dzieci śpiewały – przybliża kolejne fakty z rodzinnej sagi Teresa Kiewra z domu Szarko. Po chwili dodaje, że gdy człowiek jest młody, to pragnie żyć nadzieją na lepsze, myśleć o przyszłości. Z wiekiem coraz częściej sięga do przeszłości, bo żyje w nim tęsknota za tym, co bezpowrotnie minęło.

Irena Mikulewicz

Na zdjęciach: marzec 1957 roku, pożegnalne zdjęcie na placu Katedralnym przed wyjazdem do Polski (Teresa Szarko w pierwszym rzędzie pośrodku);
listopad 1960 roku, połączona rodzina po 17 latach;
wrzesień 2019 roku, pani Teresa znowu w Wilnie
Fot.
archiwum Teresy Kiewry (Szarko)

<<<Wstecz