Przedsionek Unii

Jednym z ważniejszych tematów międzynarodowej agendy w naszej części Europy (przynajmniej) w najbliższym czasie będzie uczczenie 10-lecia inicjatywy Unii Europejskiej dotyczącej Partnerstwa Wschodniego.

Partnerstwo Wschodnie (PW) to wymyślony w Warszawie projekt w kooperacji ze Sztokholmem. Wilno – żywotnie zainteresowane inicjatywą – na pierwszym etapie jej wdrażania nie było dopuszczone do projektu, ponieważ w tamtym czasie miało fatalne wręcz relacje z rządem polskim (z powodu nasilenia antypolskich retorsji na Wileńszczyźnie). Dzisiaj to jednak ma znaczenie zaledwie symboliczne i w niczym nie zmienia samej inicjatywy Partnerstwa, której esencją jest wciągnięcie w orbitę wpływów UE krajów położonych na jej wschodnich rubieżach, względnie tych, które po wyzwoleniu się z „przyjaźni” ZSRR chciałyby iść własną drogą ku Europie.

Ukraina, Mołdawia, Gruzja, Armenia, Azerbejdżan oraz Białoruś przystępując do PW przed dekadą miały, rzecz jasna, własne cele i plany, które w osobnych przypadkach się różnią, ale generalnie mają jedno wspólne pragnienie – skorzystać ze współpracy z najbardziej rozwiniętą i bogatą częścią państw naszego kontynentu. Część państw Partnerstwa chce się integrować aż do perspektywy pełnego członkostwa, inne z kolei szukają doraźnych korzyści gospodarczych i politycznych, by w ten sposób też uniknąć całkowitej zależności od Rosji.

10-lecie inicjatywy będzie dobrym momentem, by podsumować dotychczasowe jej osiągnięcia, wyciągnąć wnioski z popełnionych błędów oraz wysnuć perspektywy na przyszłość. W Komitecie Regionów Unii Europejskiej, gdzie reprezentuję Litwę oraz jej region wileński, pochylono się nad tematem, by z okazji mijającej dekady pokazać również wkład władz lokalnych i regionalnych w rozwój celów PW. Efektem tych starań będzie Opinia Komitecie Regionów zatytułowana „Władze lokalne i regionalne kształtujące przyszłe Partnerstwo Wschodnie”.

Jako autor Opinii zwracam w niej uwagę na kilka ważnych aspektów, jakie – moim zdaniem – mogą nadać inicjatywie PW nowej dynamiki na kolejną perspektywę jej działania. Dlatego akcentuję, że oprócz dalszej współpracy gospodarczej i politycznej należy zwrócić szczególną uwagę na aspekt ludzki, doprowadzić do bardziej intensywnej współpracy regionalnej i transgranicznej zwykłych obywateli zarówno z poszczególnych krajów PW, jak też z pogranicza krajów unijnych i krajów Partnerstwa. W tym przypadku granice muszą łączyć, a nie dzielić, goić rany wynikłe ze skomplikowanej historii pomiędzy poszczególnymi narodami, nie zaś je jątrzyć. Skutecznym środkiem, aby to osiągnąć, mogą być tzw. małe projekty zwane P2P (od angielskiego skrótu „people to people”), które pozwalają na zaangażowanie do współpracy sąsiedzkiej wielkich rzesz ludzkich oraz skuteczne administrowanie tymi projektami przez ich beneficjentów (np. szkoły, szpitale, organizacje młodzieżowe czy religijne).

Jeżeli mówimy o aspekcie współpracy, to w swej Opinii podkreślam, iż warto dać zwykłym ludziom szansę na spełnienie ich aspiracji, czyli nie zamykać definitywnie perspektywy pełnego członkostwa dla części krajów PW, gdzie takie aspiracje są widoczne i mogą stać się bodźcem do dalszych reform oraz transformacji gospodarczej w tych krajach, jak też pogłębienia współpracy z UE już na aktualnym etapie.

Ukraina, Gruzja i Mołdawia mają prawo nie być odtrąconymi w swych aspiracjach pełnego członkostwa, bo wykazały się determinacją w europejskich dążeniach, a czasami nawet daniną krwi. Ten moment, jeżeli chodzi o dalekosiężne perspektywy, jest ważny właśnie dzisiaj dla obywateli wspomnianych krajów, zważywszy na fakt oligarchicznego ciągle, niestety, charakteru demokracji w tych państwach. Mam tutaj na myśli fakt, że ton demokracji tam ciągle jeszcze mogą zadawać pieniądze oligarchów, których interesy są zmienne jak ruchome piaski pustyni. Oto ostatnio, przyznam z osłupieniem, przeczytałem w mediach, że jeden z czołowych ukraińskich oligarchów Ihor Kołomojski zaproponował kardynalne zmiany w polityce zagranicznej swego kraju. Ponowną reorientację Kijowa na Rosję, bo – jak argumentuje cynicznie do szpiku kości – Moskwa może od ręki dać Ukrainie 100 mld USD, a Unia nie za bardzo. Przy tym gwarantuje krajanom, że w ciągu 10 lat zagoi wszystkie rany, jakie wynikły z powodu konfliktu na Donbasie. Jeżeli Ukraińcy będą tylko mamieni przez Unię, a wzajemna współpraca będzie powierzchowna i rozliczona tylko na doraźne cele, Kołomojski może swego dopiąć.

Oczywiście, zdaję sobie sprawę, z jaką skalą problemów dziś borykają się kraje PW, aspirujące do Unii. Rozumiem, że perspektywa ich członkostwa jest niezwykle skomplikowana, zważywszy również na problemy w samej Unii (która pilnie potrzebuje autonaprawy), ale bez takiej perspektywy, uważam, dalsze Partnerstwo straci nie tylko dynamikę, ale i przejdzie w stagnację. Kraje PW będą skazane na deprymującą perspektywę bycia zaledwie strefą buforową pomiędzy Zachodem a Wschodem. Niestabilną, konfliktogenną Ziemią Niczyją. Zła byłaby to perspektywa.

Z innej strony, musimy rozumieć, że Unia Europejska, by móc być atrakcyjną i wiarygodną dla partnerów zewnętrznych, sama musi się zreformować. Wrócić do korzeni. Wielce dyskomfortowa musi być, bowiem dla Brukseli sytuacja prowadzenia samych tylko rozmów o potencjalnej możliwości otwarcia drzwi na nowych członków ze Wschodu, podczas gdy przez te same drzwi uciekają z niej starzy, wielce szacowni bywalcy.

Dobrze jednak byłoby, by drzwi do Unii otwierały się tylko w jedną stronę...

Tadeusz Andrzejewski

<<<Wstecz