Marilyn Monroe

„Jestem samolubna, niecierpliwa i trochę niepewna siebie. Popełniam błędy, tracę kontrolę i jestem czasami ciężka do zniesienia. Ale jeśli nie potrafisz znieść mnie, kiedy jestem najgorsza, to cholernie pewne, że nie zasługujesz na mnie, gdy jestem najlepsza” (Marilyn Monroe) – o tej nieprzeciętnej, tajemniczej, pełnej sprzeczności, kobiecie opowiada najnowsza sztuka Polskiego Teatru „Studio” w Wilnie „(Nie)znana”. W rolę amerykańskiej aktorki wcieliła się Justyna Stankiewicz.

Monodram został oparty na zapiskach gwiazdy filmowej, zaś rolę tytułową w sposób mistrzowski wykonała Justyna – aktorka Polskiego Teatru „Studio”, studentka III roku wydziału wokalno-aktorskiego w Akademii Muzycznej im. Stanisława Moniuszki w Gdańsku. Premierowy pokaz odbył się na scenie Wileńskiego Teatru Kameralnego 22 listopada i zgromadził spore grono publiczności. Sztuka była debiutem w monospektaklu dla początkującej aktorki, którą wileński widz poznał już jako laureatkę I miejsca w konkursie poświęconym pamięci Agnieszki Osieckiej w 2018 roku. Natomiast w tym roku Justyna zagrała w dwóch przedstawieniach, wystawionych w ramach X Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego „Wileńskie Spotkania Sceny Polskiej”: „Dziewczynki”, według Ireneusza Iredyńskiego oraz „Zagubieni we mgłach” oparty na kultowym filmie animowanym „Jeżyk we mgle”.

Sztuka o Marilyn Monroe – aczkolwiek jest to pierwsza tak wielka rola Justyny – była swoistym zwieńczeniem, a raczej spełnieniem jej artystycznych marzeń i planów. Od lat młoda wilnianka jest zafascynowana postacią amerykańskiej aktorki. Nie przeszkadza jej, jak mówi, przyklejona do Marilyn etykietka tzw. pin-up girl oraz seksbomby. Chciała pokazać, jak sama przyznaje, że słynna amerykańska aktorka, którą większość kojarzy z seksualnością, eleganckimi kreacjami, skandalami, przeżywa ból, rozczarowanie, wewnętrzną tragedię. Justyna wprost śniła i marzyła o tym, aby zagrać Marilyn i to przede wszystkim w Wilnie. Sama też napisała list do Lilii Kiejzik z propozycją sztuki i była mile zaskoczona, że tak szybko otrzymała pozytywną odpowiedź-zaproszenie do zagrania monodramatu.

– Zależało mi na pokazaniu wewnętrznego świata tej niezwykłej osoby. Dużo o niej czytałam, jej zdjęcia upiększają mój pokój, chciałam poznać jak najwięcej szczegółów dotyczących jej życia. Zawsze się sprzeczałam z ludźmi, którzy określali Marilyn jako osobę powierzchowną i dostrzegali tylko ładną okładkę, piękną postać i nic poza tym. Mówiłam, że kiedyś pokażę to „drugie dno”, którego nikt nie widzi – powiedziała po spektaklu Justyna Stankiewicz, szczerze wzruszona tym, jak publiczność odebrała jej prezentację.

Monodram „(Nie)znana” został wyreżyserowany przez kierowniczkę Polskiego Teatru „Studio” Lilię Kiejzik. Scenariusz zaś napisał współpracujący z wileńskim teatrem aktor i reżyser Sławomir Gaudyn z Teatru im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie. Praca nad monodramatem trwała od lipca br. i, jak przyznała reżyserka, pochłonęła wiele pracy i wysiłku.

Akcja rozgrywa się w garderobie planu filmowego. Bohaterka wraca do swojej przeszłości, do najbardziej skrywanych wspomnień z czasów dzieciństwa. Z czasem przytulne zaplecze teatru zamienia w szpital psychiatryczny. Wyrzuty sumienia, poczucie samotności potęgują leki popijane alkoholem... Scenariusz został ułożony specjalnie dla Justyny i był oparty na listach, wspomnieniach i wierszach amerykańskiej aktorki.

– Jestem zadowolony z gry Justyny. Najpierw oglądałem spektakl nieco subiektywnie, jako autor scenariusza. Jednak z czasem zapomniałem, że to ja stworzyłem te słowa, które padły ze sceny, choć w istocie nie są one moje, lecz Marilyn. Było to zagrane bardzo pięknie i mądrze. Dobrze wyreżyserowane i pięknie oprawione muzycznie. Nic, jak tylko oglądać – powiedział po spektaklu Gaudyn.

Wystawiając sztukę o Monroe, grzechem byłoby nie wykorzystać piosenek. W spektaklu opowieść o życiu aktorki – czasem pełna napięcia i grozy, a czasem nasycona psychologicznymi rozważaniami, czy też próbą poszukiwania sensu istnienia – jest przeplatana piosenkami. Justyna świetnie się spisała i jako aktorka, i jako piosenkarka, tak naturalnie wykonując utwory z repertuaru MM, a także jako tancerka. Śpiewała tańcząc, leżąc, siedząc, a nawet jedząc… Proza i poezja, śpiew i taniec, gra i autentyczność splotły się w jedną całość tak, że publiczność nawet nie zauważyła, jak minął czas spektaklu. Potrafił utrzymać widza w napięciu, a wiadomo, że monodram wymaga od aktora szczególnego zaangażowania i profesjonalizmu.

– Wpleść w sztukę piosenki, to był pomysł scenarzysty. Najpierw myślałam o roli stricte dramatycznej, jednak Sławek Gaudyn przekonał mnie do śpiewania. No bo jak tu grać o Marilyn bez piosenek – zwierzała się Justyna. Podkreśliła przy tym, że śpiewa od zawsze, ale na dzień dzisiejszy próbuje siebie odnaleźć również w teatrze. Zawdzięcza to studiom i wykładowcom, którzy potrafili zaszczepić w niej pasję gry aktorskiej.

– Na uczelni w Gdańsku mam wspaniałego pedagoga Piotra Jankowskiego, z którym teraz robimy pewien teatralno-muzyczny projekt. Pokazał nam, młodym studentom, jak wspaniałe jest życie aktora teatralnego. Wszak na scenie teatralnej możesz być kimś, kim nie jesteś i nigdy w realnym życiu nie będziesz. Przecież nigdy bym się nie odważyła wyjść i tak zatańczyć, jak na scenie w roli Marilyn Monroe; czy też rzucać takie spojrzenia na salę, być tak uwodzicielską albo też załamaną życiem alkoholiczką – zastanawiała się odtwórczyni tytułowej roli. Przyznała też, że choć niełatwo jej połączyć studia w Gdańsku z próbami Polskiego Teatru „Studio” nie rezygnuje z występów w rodzimym mieście. Widzowie na pewno będą mieli jeszcze okazję zobaczyć ją w „Dziewczynkach”; ma też nadzieję, że zostanie kiedyś powtórzony monodram „(Nie)znana”.

Spektakl oglądało spore grono przyjaciół i kolegów ze szkolnej ławki, a także byłych nauczycieli. Obejrzała go też mama Justyny, która szczerze wspiera swoją latorośl i najlepiej wie, ile ją kosztowała praca nad sztuką.

– Widziałam, na ile Justyna żyła tą rolą. Zależało jej bardzo, żeby przekazać widzowi, czym żyła Marilyn, co ją wzruszało. Cieszę się, że córka spełniła swoje marzenie – nie kryjąc radości i wzruszenia, powiedziała Jolanta Stankiewicz.

Na fortepianie podczas monodramatu akompaniował aktorce Kazimieras Krulikovskis, natomiast o światła zatroszczył się Artur Armacki. Współpracujący z Polskim Teatrem „Studio” fotograf Bartosz Frątczak wystąpił jako lektor i na zakończenie przeczytał mowę pogrzebową wygłoszoną przez Lee Strasberga. Znalazły się w niej m. in. takie słowa: „My, którzy zebraliśmy się tu dzisiaj, widzieliśmy w Marilyn serdecznego człowieka, istotę impulsywną i nieśmiałą, wrażliwą, obawiającą się odrzucenia, ale zawsze spragnioną życia i spełnienia (…). W naszej pamięci pozostaje żywa, a nie tylko jako cień na ekranie albo wspaniała gwiazda (…). Inne aktorki były również obdarzone niezwykłą urodą, lecz ona bezsprzecznie miała w sobie coś więcej, a ludzie to widzieli, rozpoznawali ten fenomen w jej grze, z którą się identyfikowali. Emanowała jakąś jasnością – połączeniem melancholii, blasku i tęsknoty – a to budziło we wszystkich ochotę, aby się do niej zbliżyć, mieć udział w tej dziecięcej naiwności, jednocześnie tak nieśmiałej i tryskającej energią”. Taką właśnie MM próbowała pokazać wileńskiej publiczności Justyna Stankiewicz i z całą pewnością można stwierdzić, że to jej się udało.

Teresa Worobiej

Na zdjęciu: Justyna Stankiewicz od lat jest zafascynowana postacią Marilyn Monroe
Fot.
autorka

<<<Wstecz