„Kapela Wileńska” w spektaklu muzycznym „Dnia pierwszego września”

Ożyły pieśni walczącej Polski

Kto dziś pamięta jedną z najstarszych pieśni polskich „Idzie żołnierz borem lasem, przymierając z głodu czasem”? Niewielu pamięta… Pieśń o dzielnym żołnierzyku pochodzi, jak wskazują niektóre kroniki, z okresu bitwy pod Warną w roku 1444, zaś pierwszy jej zapis sięga 1597 roku. Właśnie tą pieśnią rozpoczęła swój występ „Kapela Wileńska”. Skromnie, ale dumnie brzmiała pieśń w wykonaniu a cappella, a cisza na sali świadczyła o pewnym zaskoczeniu widzów. No bo artystyczni rozrabiacze z podwórzy wileńskich zawsze są weseli i rozbawieni na scenie, a tu raptem taka powaga i głęboka zaduma…

„Kapela Wileńska” przedstawiła piękny spektakl śpiewany pt. „Dnia pierwszego września”. W ten sposób uczciła początek II wojny światowej, tragicznej dla Polski, państwa, na które spadły pierwsze bomby nazistowskich Niemiec.

W Domu Kultury Polskiej w Wilnie odbyły się dwa koncerty – 31 sierpnia i 1 września – na których brzmiały piosenki bodajże ze wszystkich okresów Polski walczącej, od powstańczych zrywów po wojnę pamiętną dla naszych ojców i dziadków. Były to pieśni przekazujące ducha determinacji Polaków, walczących za ojczyznę, wierzących w zwycięstwo. Ze sceny płynęły znane wszystkim melodie pieśni ułańskich: o pierwszej kadrowej, o chłopcach malowanych, o Szarych Szeregach, ale też o miłości, o dziewczętach oczekujących swego Jasieńki, czy o wojaku, który znalazł serce w plecaku. Nie dziw, że w oczach wielu widzów pojawiały się łzy, gdy brzmiała pieśń „Śpij, syneczku” albo „Dziś do ciebie przyjść nie mogę”. Wszystko to znamy, ale jakże wzruszająco brzmiało we wspaniałym wykonaniu naszej „Kapeli Wileńskiej”.

A przecież każda pieśń ma swoją historię. Oto „Rota”, która jest naszym hymnem, a która prawykonania doczekała się 14 lipca 1910 roku podczas odsłonięcia Pomnika Grunwaldzkiego w Krakowie. Uroczystość ta była wielką manifestacją jedności Polaków u progu ostatecznej walki o niepodległość. Maria Konopnicka napisała ten wiersz w 1901 roku, wzruszona pobiciem polskich dzieci przez pruskich nauczycieli we Wrześni za odmowę modlitwy po niemiecku. Tak, to historia, o której się nie zapomina i to zawdzięczając również takiemu spektaklowi, jaki przedstawiła nam „Kapela Wileńska”.

Apogeum występu stanowił inny nieformalny hymn – „Czerwone maki na Monte Cassino”. Publiczność klaskała i skandowała na stojąco, nie pozwalając artystom wyjść ze sceny. Nawet bisowania było za mało.

Dlaczego tak wielu spośród dzisiejszego pokolenia Polaków wzrusza się, słuchając tych pieśni? „Ja wszystko pamiętam z lat dziecięcych i to przywołało wspomnienia domu rodzinnego. Gdy ojciec, były ułan wileński, przy Sowietach przy każdej okazji świątecznej śpiewał te piosenki w domu, a mama stale go jedynie prosiła, by śpiewał ciszej, by nie usłyszeli sąsiedzi, bo wiadomo, co może być za takie patriotyczne śpiewanie. Tato jednak nie bardzo słuchał przestrogi, więc mama zawieszała okna kocem, by nikt nie słyszał tych pieśni” – zwierzała się pewna pani obok siedzącej przyjaciółce. Marszałek Józef Piłsudski tak ujął swoją miłość do pieśni żołnierskiej: „Jeżeli pieśń ma jakieś znaczenie, jeżeli to, co piękne, co odpowiada głębokiej potrzebie duszy, ma jakiś wpływ – to pieśń żołnierska”.

Zauroczenie tym koncertem zawdzięczamy też dziennikarzowi i poecie Henrykowi Mażulowi, który napisał piękny tekst, odzwierciedlający historię Polski walczącej, a przekazany widzom przez Tomka Sokołowskiego, aktora Polskiego Studia Teatralnego oraz redakcji „Wilnoteki”, która udostępniła filmy dokumentalne z historii Polski. Filmy te, wyświetlane na telebimie, towarzyszyły przez cały spektakl. Niejako uzupełnieniem scenerii były wojskowe i ułańskie stroje oraz „broń”, w które artystów zabezpieczył Jarosław Szostko.

„Kapela Wileńska” liczy już ponad 30 lat. Od początku założenia są w niej Romuald Piotrowski, kierownik, Zbigniew Lewicki, skrzypek, oraz bracia Łatkowscy – Gerard i Romuald – kontrabas i perkusja. I cieszy, że do Kapeli sukcesywnie przychodzili utalentowani muzycy – wspaniały wykonawca pieśni, grający na wielu instrumentach muzycznych Zbigniew Sinkiewicz, skrzypek i śpiewak Krzysztof Szturo, natomiast całkiem niedawno do Kapeli został przypisany skrzypek Daniel Gancewski. Wszyscy chłopaki są doskonałymi muzykami, w razie potrzeby mogą zmieniać instrumenty, jak tylko potrzeba dla brzmienia. Tak oto maestro, wybitny skrzypek Lewicki cały koncert grał na banjo (i śpiewał, oczywiście) i również skrzypek Krzysztof Szturo grał na banjoli (i śpiewał, oczywiście).

– Pomysł wystawienia pieśni ułańskich i z II wojny światowej z Wilnem w tle zrealizowaliśmy przed 30 laty w byłym lektorium „Wiedza” przy ul. Wileńskiej. Daliśmy wtedy cztery koncerty przy pełnej sali – wspomina Piotrowski. Według kierownika Kapeli, po latach sowietyzacji, która była udziałem przeżyć wilnian, taki koncert był absolutną nowością. Tegoroczny koncert muzycy z „Kapeli Wileńskiej” dali przede wszystkim z myślą o młodszym pokoleniu, żeby się uczyło naszej historii.

Krystyna Adamowicz

Na zdjęciu: występ był urozmaicony multimedialnymi pokazami dokumentów dotyczących II wojny światowej
Fot.
Jerzy Karpowicz

<<<Wstecz