Ze wspomnień prof. Wojciecha Narębskiego

Misiomania oraz prawda o Wojtku Dużym

Drukowana ostatnio Saga Rodu Narębskich, zawarta w dziewięciu odcinkach gazetowych, nie byłaby pełna bez wspomnień profesora Wojciecha Narębskiego o misiu, którego żołnierze 22 Kompanii Zaopatrywania Artylerii gen. Władysława Andersa nazywali swym „towarzyszem broni”. W Sadze jest niewiele o misiu – Wojtku Dużym, ale prof. Wojciech Narębski poświęcił temu misiowi osobne opracowania. Uważa on, że o tym zwierzęciu jest wiele legend, częstokroć nieprawdziwych, choć zawsze bardzo sympatycznie opisujących małego psotliwego misiaczka.

„Prawdą jest, że mały miś, który wielkością przypominał wówczas psa – trafił do 2 Kompanii Transportowej armii gen. Andersa 22 sierpnia 1942 r. i dopiero wtedy otrzymał imię Wojtek. Gdy tylko okazało się, że w Kompanii jest dwóch Wojtków, rozróżniono nas na „Małego Wojtka” i „Dużego Wojtka” – wspomina profesor, wówczas siedemnastoletni chłopak, który otrzymał przydomek „Małego Wojtka”.

„Był naszym przyjacielem i uważał, chyba, że jest człowiekiem. Miał bardzo przyjazne usposobienie, lubił gasić pragnienie piwem i połykał zapalone papierosy – sam nie wiem dlaczego, tak po prostu umiał. Pomagał ładować nam skrzynie z amunicją, które ważyły około 120 kilogramów i do tego zadania potrzebnych było aż dwóch żołnierzy, ale nie nosił pocisków do stanowisk ogniowych. Nikt go nie wysyłał na front ani nie wykorzystywał do ciężkiej i niebezpiecznej pracy. Był nie tylko przyjacielem, ale i symbolem 22 Kompanii Zaopatrywania Artylerii (2 Kompanii Transportowej po przemianowaniu), dzięki czemu formacja stała się powszechnie rozpoznawalna.

Rozwijająca się w naszym kraju Wojtkomania prowadzi często do zupełnie absurdalnych opisów czynów tego wspaniałego łagodnego zwierzęcia, którego rola w naszej Kompanii i w 2 Korpusie polegała głównie na znaczącym polepszeniu atmosfery w środowisku żołnierzy-tułaczy 22 KZA, zmuszonych przez najeźdźców i terror do opuszczenia Ojczyzny i rodzin.

Zdawał sobie sprawę z tego nasz dowódca mjr. Chełkowski i dlatego zgodził się na zaadoptowanie tego na razie małego niedźwiadka, który znalazł się w naszej podówczas 2 Kompanii Transportowej w palestyńskiej Gederze dokładnie 22 sierpnia 1942 r. Ta data zapisana została w kronice naszej Kompanii (której kopię dostałem z Instytutu Sikorskiego). Widnieje ona również na podstawie statuetki misia Wojtka, znajdującej się w sali konferencyjnej na 1 piętrze tego Instytutu i Muzeum w Londynie. Jest to dowodem, że twierdzenie Wiesława Lasockiego, autora pierwszej książki o tym misiu „Wojtek spod Monte Cassino”, powielane później przez wielu autorów i jeszcze bardziej koloryzowane, jest nieprawdziwe. Ja znalazłem się w Palestynie jako 17-letni żołnierz częściowo sformowanej w uzbeckim Margielanie 9 Dywizji Piechoty w kwietniu 1942 r. i zostałem niebawem przydzielony do 4 batalionu 2 Brygady Strzelców Karpackich, powstałej 3 maja w obozie Quastina z otoczonej sławą walk o Tobruk i pod Gazala w Libii Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich 3 Dywizji S.K. Wkrótce jednak wyczerpany półrocznym więzieniem NKWD w Wilnie i Gorkim młody organizm nie wytrzymał trudów ćwiczeń, zapadłem na zapalenie opłucnej i po kilkumiesięcznym pobycie w szpitalu początkowo szkockim, a potem w polskim, zmieniono mi kategorię zdrowia i znalazłem się właśnie w 2 Kompanii Transportowej, gdzie zastałem już małego jeszcze misia Wojtka i stałem się jego „towarzyszem broni”, dlatego nazwanym przez dowódcę małym Wojtkiem (on był tym Dużym).

Tak więc początkowy okres życia niedźwiedzia wśród Polaków był dla mnie tajemnicą, aż do chwili, gdy doświadczona reżyserka filmów dokumentalnych Maria Dłużewska, przygotowując w 2007-08 roku materiał do filmu naszej Telewizji „Piwko dla niedźwiedzia”, odnalazła w Londynie Irenę Bokiewicz, której wiarygodne, moim zdaniem, relacje i listy m. in. do mnie, świadczą, że była ona pierwszą właścicielką tego zwierzątka. W tych listach podaje ona, że była ewakuowana z ZSRR przez Morze Kaspijskie na samym początku, tzw. pierwszej ewakuacji, wraz z grupą cywilów i z częścią sztabu 5 Wileńskiej Dywizji Piechoty, w którym w ZSRR pracowała jej matka, żona zamordowanego przez NKWD oficera. Jeden z oficerów tej grupy, por. Anatol Tarnowiecki, wykupił wg jej relacji misia-niemowlę od perskiego chłopaka na jej gorącą prośbę i mała Irenka zabrała go ze sobą do obozu cywilów pod Teheranem. Mówi ona o tym we wspomnianym filmie pani Dłużewskiej i na tej podstawie niezwykle aktywna w propagowaniu dziejów misia Wojtka nauczycielka języka francuskiego z Żagania Wioletta Sosnowska, współpracując z koleżankami po fachu z włoskiej Imoli koło Bolonii, przygotowała pod moją opieką historyczny czterojęzyczny komiks, który można przeglądnąć i przeczytać w Internecie. Moim zdaniem, przedstawia on prawdziwą historię Wojtka. Dodam, że ja spędziłem w 22 Kompanii razem z Wojtkiem okres od jesieni 1942 r. (Palestyna-Irak-Palestyna-Egipt-Włochy) do bitwy o Bolonię na wiosnę 1945 r., bo potem zostałem odkomenderowany do Szkoły Podchorążych w Materze a następnie do Liceum w Alessano (Lecce), a maturę zrobiłem w tym liceum po przeniesieniu go do Anglii (Cawthorne near Barnsley, Yorkshire). Potem zrobiłem 2. rok studiów chemicznych na Mining and Technical College w pobliskim Barnsley i w lipcu 1947 r. wróciłem do kraju. Tak więc nie znam zupełnie dziejów i czynów Wojtka podczas ostatniego okresu istnienia naszej Kompanii w Winfield Camp w Szkocji, gdzie mógł on w okresie żołnierskiego powojennego nieróbstwa wykazać wszystkie swoje możliwości. I tylko ten okres opisała względnie uczciwie Aileen Orr, której książka roi się od błędów. Niestety, za sprawą wspomnianej przez kolegę Aleksandry Zaprutko-Janickiej z Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, została ona i to kiepsko przetłumaczona na jęz. polski. A już między bajki można włożyć opowiadanie brytyjskiego żołnierza Clarka w tej książce jakoby Wojtek zanosił pojedyncze pociski na stanowiska dział, zaopatrywanych przez nas pod Cassino 10 i 11 Pułków Artylerii Ciężkiej ok. 4 km za Acquafondata, do których my naszymi 4-tonowymi amerykańskimi wozami FWD, z trudem dojeżdżaliśmy. Natomiast potwierdzam, że pomagał on nam (zwierzęta lubią naśladować ludzi-opiekunów) w umieszczaniu w Venafro na pakach tych wozów skrzynek z tymi pociskami do 4,5- i 5,5-calowych dział, ważących odpowiednio ok. 80 i 100 kg. Potwierdzam też zdarzenie wyprawy Wojtka na plażę podczas postoju kolumny Kompanii w czerwcu lub lipcu 1944 r., gdy jechaliśmy Via Aadriatica ok. 50 m od morza. Wtedy na chwilę udało mu się wyrwać z łańcuchem od trzymającego go opiekuna. Również za prawdziwą uważam „szarżę” Wojtka na zawieszone po praniu kolorowe majteczki i staniczki oraz halki przez „drajwerki” sąsiadującej z nami we Włoszech (współpracowaliśmy z nią) 316 Kompanii Transportowej. Problemem natomiast jest, czy Wojtek został „wykupiony” koło Hamadan (jak pisze Irena Bokiewicz), skąd prowadzi również, ale dalsza droga do Teheranu i bliższa do „miasta polskiej dziatwy” Isfahanu, czy też – w Kazwinie, skąd faktycznie znacznie bliżej do Teheranu.

Pragnę na zakończenie wyrazić moją głęboką wdzięczność wszystkim wspomnianym wcześniej autorom książek o misiu Wojtku oraz Łukaszowi Wierzbickiemu, Krystynie Mikula-Deegan i Garry Paulin’owi, którzy, mimo wspomnianych historycznych uchybień, przyczynili się walnie do szerokiej popularyzacji w wielu krajach zarówno dziejów naszego misia-maskoty jak i 2 Korpusu Polskiego, podobnie jak autorce wystawy o naszym misiu w Instytucie i Muzeum im. gen. Sikorskiego w Londynie Krystynie Mackiewicz-Ivell. Szczególne podziękowanie winien jestem tym wszystkim, którzy często współpracując ze mną przyczynili się do wprowadzenia niezbędnych poprawek do życiorysu formalnie polskiego żołnierza niedźwiedzia Wojtka. Mam tu na myśli autorów filmów o nim Marię Dłużewską, Willa Hood’a oraz jego brytyjskich i polskich współpracowników, a przede wszystkim Wiolettę Sosnowską wraz z jej żagańskimi i włoskimi współpracowniczkami z Imoli Angelą Riccomi i Dorotą Kulawiak, dzięki którym powstał poprawny historycznie i przedstawiający pełne dzieje Wojtka i 2 Korpusu czterojęzyczny komiks. Efektem tej międzynarodowej współpracy i inicjatywy niezwykle zaangażowanej żagańskiej działaczki jest wzniesienie w tym mieście pierwszego w Polsce pomnika niedźwiedzia Wojtka oraz przejęcie przez klasy wojskowe liceum Żagańskiego Zespołu Szkół, który przyjął imię gen. Andersa, tradycji 22 Kompanii Zaopatrywania Artylerii 2 Korpusu Polskiego.

Nie można wreszcie pominąć bardzo owocnej działalności w tym zakresie Richarda Lucasa, założyciela Facebook’u, poświęconego tej problematyce, dzięki któremu dzieje naszego misia zyskały rozgłos światowy. Dzięki też jego współpracy z dyrektorem Kazimierzem Cholewą i życzliwemu stanowisku tego ostatniego został wzniesiony w krakowskim Parku im. dr Jordana kolejny pomnik niedźwiedzia Wojtka, propagujący dzieje tego niedźwiedzia i 2 Korpusu wśród licznie odwiedzających ten park zarówno dzieci i młodzieży, jak i osoby dorosłe.

Warto dodać, że staraniem córki ułana karpackiego Christine Bojen z Anglo-Polish Society of North East Lincolnshire w Alei tego Pułku w Grimsby (gdzie on stacjonował po wojnie) stanął również pomnik misia Wojtka. Wreszcie również w Edynburgu, gdzie ten niedźwiedź w miejscowym ZOO przebywał kilkanaście lat i zakończył życie, stanął na Princess Street Garden, u podnóża wzgórza z Zamkiem Królów Szkockich, a posadowiony na granicie strzegomskim, sfinansowany przez utworzoną przez Aileen Orr fundację Wojtek Memorial Trust, bardzo efektowny pomnik memorialny. Przedstawia on bowiem zarówno misia jak i jego opiekuna oraz płaskorzeźbę obrazującą jego żywot jako polskiego żołnierza. Dlatego można go uważać za symbol przyjaźni tego niezwykłego zwierzęcia z polskimi żołnierzami, którym wiernie towarzyszył i wspierał swą przyjazną postawą od Palestyny, przez Irak, Egipt i Włochy po Szkocję”.

Przygotowała Krystyna Adamowicz

Na zdjęciach: pomnik niedźwiedzia Wojtka w Żaganiu;
pomnik w Edynburgu, w ogrodzie Princes Street
Fot.
archiwum (Internet)

<<<Wstecz