Saga rodu Narębskich (V)
Przebudowany pałac biskupi i uniwersytet
Dorobek architektoniczny i artystyczny Stefana Narębskiego opisany został szczegółowo przez specjalistów w wielu fachowych publikacjach. W tym miejscu chciałbym podać jedynie informacje o tych wileńskich budowlach jego projektu, które wpisały się najbardziej w pejzaż tego uroczego miasta. Szereg informacji udało mi się uzyskać w ostatnim trzydziestoleciu podczas moich sentymentalnych wizyt w Wilnie i okolicy. W porządku chronologicznym zacząć należy od niezwykle funkcjonalnego gmachu bliźniaczej szkoły na Antokolu (1930-31), której wejścia do obu skrzydeł złączonych pasażem ozdobione są charakterystycznymi dla jego projektów neobarokowymi portalami z herbem miasta. W ciągu kolejnych trzech lat (1932-1935) mój Ojciec zajęty był głównie budową i szczegółowym wystrojem wnętrz pałacu Arcybiskupów Wileńskich i siedziby Kurii Metropolitalnej przy Placu Katedralnym. Pamiętam, że po przekazaniu tej reprezentacyjnej budowli arcybiskupowi Romualdowi Jałbrzykowskiemu cała nasza rodzina zapraszana była co roku na imieniny tego zasłużonego Arcypasterza Wilna. W tym samym okresie zaprojektowane zostały przez Ojca i wybudowane dwa kościoły drewniane w Kolonii Wileńskiej i w Krewie (1934) – miejscu pierwszej unii polsko-litewskiej w 1385 r. Znany historyk sztuki prof. M. Morelowski określił kościół w Krewie jako jedno z najlepszych dzieł polskiego budownictwa drzewnego XX wieku. Niestety, znalazł się on po wojnie na terytorium Białorusi i pod władzą radziecką został całkowicie przebudowany w dwukondygnacyjny szpital, po likwidacji którego i wzniesieniu w sąsiedztwie murowanego kościoła popadł w ruinę. Podczas działań wojennych spalony został ponadto zaprojektowany przez Ojca kościół w podwileńskiej Połukni. Zniszczeniu uległy również ołtarze jego projektu w kościele Trynitarzy na wileńskim przedmieściu Trynopol nad Wilią, przekształconym przez władze radzieckie wraz z przyległym klasztorem w schronisko turystyczne. Natomiast szczęśliwie ocalał z pożogi wojennej i uniknął likwidacji kościół pod wezwaniem Chrystusa Króla i św. Teresy od Dzieciątka Jezus w Kolonii Wileńskiej (obecnie Pavilnys). W 2005 r., z okazji 70-lecia jego poświęcenia przez arcybiskupa Jałbrzykowskiego, wydano dwujęzyczną (polsko-litewską) historię tej świątyni, opartą na jego Złotej księdze z 1956 r.
W książce tej czytamy m. in. Do sporządzenia projektu zaofiarował się bezinteresownie architekt miejski m. Wilna inż. Narębski z tym, by Komitet opłacił tylko koszty rysownika, który wykona związane z tym prace kreślarskie. Wykonany według szkicu inż. Narębskiego projekt zatwierdzony został przez Wileński Urząd Wojewódzki w dniu 25 marca 1933 r. Dodatkowe informacje o zaangażowaniu mego Ojca w budowę tego kościoła również tu znajdujemy: Ponieważ głowica wieży według zatwierdzonego projektu kościoła musiała ulec zmianie, jako zakwestionowana przez Urząd Wojewódzki, zwrócono się do projektodawcy inż. architekta Stefana Narębskiego o opracowanie nowego projektu głowicy z zastosowaniem gontu. Prośbę Komitetu inż. Narębski spełnił natychmiast i naszkicowany projekt głowicy wręczył przedstawicielowi Komitetu. Należy podkreślić, że Historię kościoła w Kolonii Wileńskiej otrzymałem w prezencie od bardzo życzliwego jego proboszcza ks. Tautvydasa Aukštikalnisa.
Władze Litwy Radzieckiej należycie oceniły walory reprezentacyjne pałacu arcybiskupiego, eksmitując z niego Kurię Metropolitalną i przeznaczając ten gmach na siedzibę Rady Najwyższej Litewskiej SRR. Przed wprowadzeniem nowego gospodarza usunięto skrupulatnie liczne elementy religijne, które zgromadzone zostały bezładnie w piwnicy. Po odzyskaniu niepodległości przez Litwę i odzyskaniu przez Kurię pałacu, litewskiemu historykowi sztuki dr Rucie Vitkauskienė polecono zajęcie się przywróceniem przedwojennego wystroju pałacu. W tym celu skontaktowała się ona z naszą rodziną i okazało się, że u mojej siostry Barbary zachowała się szczegółowa dokumentacja Ojca, dotycząca rozmieszczenia poszczególnych elementów sakralnych w tym gmachu. Dzięki temu wnętrza rezydencji obecnego Metropolity Wileńskiego zyskały pełny oryginalny wygląd i blask.
W 1933 r. powierzono memu Ojcu nadzór nad ukończeniem rozpoczętej w 1910 r. według projektu włoskiego architekta Orsino Bongi budowy neoromańskiego kościoła w podwileńskim Landwarowie. Jak napisała autorka monografii tej świątyni p. Małgorzata Maksymiuk, Stefan Narębski w podejściu do zastanej architektury zachował się z kulturą o charakterze wręcz konserwatorskim, wykazał szacunek dla oryginalnego projektu, a jeśli wprowadzał zmiany, to nigdy nie zachwiały one harmonii budowli. Podczas tych prac dobudowano zaprojektowane przez Ojca: kaplicę grobową pierwotnych fundatorów kościoła hr. Tyszkiewiczów, górną część wieży i głowice kolumn oraz przebudowano kilka ołtarzy i umieszczono wykonane według Jego rysunków ławki i konfesjonały. Ponadto już podczas wojny w 1942 r. zrealizowano – w porozumieniu z Nim – zaprojektowaną przez jego przyjaciela profesora grafiki USB Jerzego Hoppena piękną polichromię. Wykonał ją zespół malarzy spółki „Statyba” pod jego kierownictwem. Polichromia ta jest dobrze zharmonizowana z architekturą świątyni.
Jako architekt miejski od 1930 r. nadzorował Ojciec prace nad konserwacją ruin na Górze Zamkowej. Po odkryciu w 1932 r. w podziemiach katedry po wielkiej powodzi szczątków króla Aleksandra Jagiellończyka oraz żon Zygmunta Augusta Barbary Radziwiłłówny i Elżbiety Rakuskiej, był członkiem komitetu, który zajął się ich godnym powtórnym pochówkiem. Zaprojektował On wtedy ozdobne dębowe trumny, które do dziś dnia kryją te szczątki w krypcie królewskiej pod kaplicą św. Kazimierza. Złożono tam również znalezione równocześnie w rozprutym przez grabieżców pojemniku serce Władysława IV. Umieszczono je w urnie, zaprojektowanej przez prof. Hoppena. Warto dodać, że poświęcona dynastii Jagiellonów kaplica św. Kazimierza, w której dominuje tak typowe dla gustu Wazów połączenie czarnego i białego marmuru (jak w ich kaplicy w Katedrze Wawelskiej), zbudowana z polecenia Zygmunta III, została dokończona za panowania Władysława IV.
W 1938 r. na zlecenie Senatu Uniwersytetu Stefana Batorego w narożu głównego gmachu uczelni przy Placu Bibliotecznym, mieszczącego na najwyższej kondygnacji poczobuttowskie Obserwatorium Astronomiczne, wykonano – jak podano na str. 64-65, wydanej w 1979 r. czterojęzycznej książce-albumie „Vilniaus Universiteto Rumai” (Budynki Uniwersytetu Wileńskiego) – „według projektu architekta S. Narębskiego trzy łuki celem urozmaicenia wyglądu parterowej kondygnacji gmachu”. Oto oryginalny tekst tej informacji: According to the plan drawn by the architect S. Narębski, in 1938 an attempt was made to add some variety to the ground floor of the building. As a result of it, its western corner was adorned with three arches. W 1964 r. w narożnej niszy umieszczono posąg litewskiego poety K. Donelaitisa.
Ostatnim zrealizowanym przed 1939 r. ważnym dla Wilna projektem Ojca była odbudowa i adaptacja z pomieszczeń teatralnych na muzealne wnętrz gucewiczowskiego Ratusza. Znajdujący się w archiwum uniwersyteckim projekt Wydziału Rolnego USB (1937-39) przy ul. Zakretowej nie doczekał się, niestety, realizacji.
Trzeba podkreślić, że życie kulturalne i artystyczne w międzywojennym Wilnie rozwijało się znakomicie. Sprzyjała temu powstała w 1933 r. Rada Wileńskich Zrzeszeń Artystycznych (tzw. Erwuza), której działalność barwnie opisał Stanisław Lorentz w znanej książce „Album Wileńskie”. Jednym z jej przejawów było utworzenie w słynnej bazyliańskiej celi Konrada – siedzibie Związku Literatów – towarzyskiego klubu nazwanego „Smorgonia”. Wymagało to przeróbki przeznaczonych na ten cel pomieszczeń. Rolę mego Ojca w tej adaptacji wyraża jeden z deklamowanych na wieczorach poetyckich klubu wierszy:
Myślę was jeszcze rozweselić czem by?
Kto nam te mury wywrócił NA RĘBY?
Kto nam ten lokal od progu do pował
Jak mówi Liman, wściekle erygował?
Gdzie był Bazyli – teraz będziem pili
Gdzie był korytarz – o dwa serca pytasz
Niechaj to w „Słowie” zacytuje Lector:
Vivat Stefanus, Smorgoniae erector!
Miejscem spotkań wileńskiego środowiska artystyczno-literackiego była również cukiernia Rudnickiego na rogu ul. Mickiewicza i placu Katedralnego. Jednym z dokumentów tych spotkań, zachowanych w naszej rodzinie, są portrety i karykatury ich uczestników, narysowane ołówkiem przez Ojca na papierowych serwetkach.
W latach trzydziestych ubiegłego stulecia spotkania towarzyskie wileńskiego środowiska kulturalno-artystycznego miały ponadto miejsce w gościnnym domu Narębskich przy Zaułku Montwiłłowskim. Zapisały się w mej pamięci takie postacie jak profesorowie Wydziału Sztuk Pięknych USB Bolesław Bałzukiewicz, Jerzy Hoppen, Bronisław Jamontt, Juliusz Kłos, Marian Morelowski i Ludomir Slendziński, malarz Kazimierz Kwiatkowski, wojewódzki konserwator zabytków Stanisław Lorentz i architekt Jan Borowski. Pewnego razu prof. Kłos wziął na kolana mego wówczas sześcioletniego brata Julka i zapytał go kim chciałby być. W odpowiedzi usłyszał: „Chciałbym być królem i mieszkać na Górze Zamkowej”. Niezwykły urok spotkań tych ciekawych ludzi, których łączyło głębokie umiłowanie sztuk wszelkich i Wilna, stwarzała również niepowtarzalna atmosfera naszego rodzinnego domu i wspaniała kuchnia mojej Mamy, zawsze troskliwej o domowników i gości.
Kiedy z perspektywy siedemdziesięciu lat wspominam ten szczęśliwy okres mego dzieciństwa, budzi się w mym sercu głęboka wdzięczność naszym wspaniałym Rodzicom za to wszystko, co nam dali, świecąc swym przykładem i wpajając podstawowe zasady opartego na chrześcijaństwie prawdziwego człowieczeństwa, uczciwości, tolerancji, pracowitości i służby społeczeństwu oraz umiłowanie Ojczyzny. Dzięki temu, mimo niezwykle trudnych i różnorodnych przeżyć wojennych, cała nasza rodzina, po szczęśliwym powrocie z różnych stron świata i spotkaniu tym razem w Toruniu, mogła być dumna z postawy wszystkich jej członków podczas wojny i okupacji. Wszystkie te pozytywne cechy charakteru rozwijały w nas również bardzo dobre szkoły i harcerstwo. Najstarsza Basia uczęszczała do Gimnazjum ss. Nazaretanek. Obaj chłopcy – po przerobieniu kilku pierwszych klas wraz ze stryjeczną siostrą Hanią na kompletach w domu i ostatnich w prywatnej „Naszej Szkole” – uczęszczali do Gimnazjum im. Króla Zygmunta Augusta. Równocześnie wstąpili w szeregi działającej przy tej szkole i mającej piękną tradycję Błękitnej Jedynki Żeglarskiej. Wspominam z rozrzewnieniem obozy harcerskie nad jeziorem Narocz, które tak scementowały „błękitniaków”, że coroczne spotkania żyjących jeszcze druhów z tej Drużyny mają miejsce do dziś dnia.
O prawdziwym patriotyzmie tej młodzieży świadczy fakt, że co najmniej kilkunastu kolegów i druhów z mojej klasy i drużyny było żołnierzami Armii Krajowej, a trzech z moich najbliższych przyjaciół: Janek Hiller, Jurek Turkowski i Kola Turuto oddali swe młode życie za Polskę. Spoczywają oni na Rossie – pierwszy z nich na Cmentarzu Wojskowym obok serca Marszałka. Kilku z nas, w tym i mnie, udało się, przez więzienie na Łukiszkach i w Gorkim, dostać do Armii Polskiej na Wschodzie. Część wraz z 2. Korpusem gen. Andersa uczestniczyła następnie w kampanii włoskiej od Monte Cassino do Bolonii lub z 1. Dywizją Pancerną gen. Maczka przemierzyła jej szlak bojowy od Normandii przez Belgię i Holandię po Wilhelmshafen. Niektórzy służyli w Polskiej Marynarce Wojennej i Lotnictwie.
Najtragiczniejszy okres dziejów naszej rodziny rozpoczął się w dniu agresji sowieckiej na Polskę”…
Cdn.
Przygotowała do druku
Krystyna Adamowicz
Na zdjęciu: centralne wejście do Uniwersytetu Wileńskiego z łukami
Fot. bernardinai.lt