Rodzina z Kabiszek apeluje o pomoc w ratowaniu jedynego synka

Oskar musi żyć!

Hiobowa wieść spadła jak grom z jasnego nieba i odmieniła życie rodziny Margaryty, Artura i Oskara Vinslovasów z Kabiszek, osiedla w rejonie wileńskim (wiejska gmina Niemenczyn). W okresie Świąt Wielkanocnych u 8-letniego Oskara zdiagnozowano straszną chorobę – rozlany glejak pnia mózgu, czyli najgorszą, właściwie nieuleczalną odmianę nowotworu mózgu. Świat dla młodej rodziny się załamał. Nie była przygotowana na takie uderzenie złośliwego losu…

Wieść o straszliwej diagnozie szybko obiegła całe osiedle. Mieszkańcy Kabiszek byli w szoku. Znali Oskara jako zawsze uśmiechniętego, wesołego i pozytywnie nastawionego do życia malca. I chociaż rodzina od kilku lat pracowała i mieszkała w Niemczech, to jednak przyjeżdżała na wakacje i święta, a Oskar beztrosko bawił się z rówieśnikami.

Pierwsze oznaki podstępnej choroby pojawiły się jeszcze w Niemczech. U podlotka raptem pojawiły się zaburzenia mowy. Mama Oskara zareagowała natychmiast i zwróciła się do logopedy. Niemiecki specjalista niczego niebezpiecznego nie wykrył. Zresztą nie on jeden. Inni lekarze też uspokajali, że to tymczasowe zjawisko i możliwie związane z emocjami przed wyjazdem do rodzinnego kraju, bądź uboczne skutki zapalenia zęba. Rodzice uwierzyli i uspokoili się…

Po przyjeździe na Litwę stan Oskara zaczął się pogarszać do tego stopnia, że stracił przytomność. W szpitalu w Santaryszkach po dogłębnych badaniach postawiono najgorszą i tragiczną diagnozę. Rodzice nie chcieli przyjąć do wiadomości koszmarnej wieści. Nie chcieli się z tym pogodzić, przecież Oskar przedtem był zdrowy, a szeroki uśmiech zawsze rozjaśniał jego twarz, zjednując wielu przyjaciół i sympatyków…

W pierwszych dniach po diagnozie oczy mamy Oskara nie wysychały i spuchły od płaczu. Ojciec był w rozterce – miotał się, snuł różne plany i rozważał możliwości ratowania jedynaka. Do pogrążonej w bólu i zagubionej rodzinie pomocną dłoń wyciągnęli sąsiedzi, krewni i przyjaciele. To za ich namową Vinslovasowie zgodzili się zwrócić z apelem o pomoc do ludzi. Początkowo mieli opory, ale dali się przekonać, bo przecież będą zbierać pieniądze nie na nowy samochód czy dom, a w celu ratowania najdroższego swego skarbu.

– Nie poddawajcie się, krzyczcie, walczcie, pukajcie do serc ludzkich, apelujcie – przekonywali wszyscy ci, którzy przejęli się losem dziecka, dodając, że chodzi tu o życie, które trzeba ratować za wszelką cenę.

Iskierka nadziei zapłonęła, gdy po desperackich poszukiwaniach znaleźli szpital kliniczny w niemieckiej Kolonii. Placówka ta specjalizuje się w badaniach i oferuje szczepionki oraz procedury zwiększające odporność immunologiczną. Są one niezbędne, by organizm Oskara zaczął walczyć z nowotworem, którego na razie nie uznaje za ciało obce i nie widzi w nim zagrożenia. Tymczasem Oskar leczy się w Santaryszkach. Codziennie rodzice wożą go na zabiegi radioterapeutyczne, które mają zmniejszyć objętość guza. Choroba i zabiegi osłabiły młody organizm i Oskar z coraz większym trudem porusza się. Coraz częściej przydaje się wózek inwalidzki…

W rozmowie z „Tygodnikiem” Margaryta powiedziała, że Oskar, to dziecko słoneczne, o przyjaznym i otwartym usposobieniu. Nie wyobraża sobie i nie dopuszcza myśli, że mogłaby go stracić. Liczy na pomoc Matki Boskiej Ostrobramskiej, do której zwróciła się o wstawiennictwo za synka. Wierzy, że stanie się cud i jedynaczek odzyska zdrowie i uśmiech znowu rozjaśni jego twarz. Otuchy dodaje też reakcja ludzi.

– Jako pierwsi z pomocą pośpieszyli mieszkańcy Kabiszek, to oni podtrzymują nas na duchu, przekazują pieniądze, organizują spontaniczne zbiórki w miejscach pracy oraz rozpowszechniają informacje w Internecie. Wszystkim jestem niezmiernie wdzięczna – ze wzruszeniem w głosie mówiła mama Oskara.

Dumna z „swych” Kabiszek jest Alona Buchovskienė, prezeska lokalnej wspólnoty i matka trojga dzieci.

– Z moich obserwacji wynika, że nieszczęście jednoczy ludzi, szczególnie w takich niewielkich miejscowościach, gdzie wszyscy się znają – stwierdziła rozmówczyni, dodając, że ludzie w ostatnich latach jakby stali się lepsi. Przypomniała, że mieszkańcy osiedla nie po raz pierwszy stanęli na wysokości zadania i nie przeszli obojętnie obok biedy ludzkiej. Przed laty spłonęła połowa domu u Żwirblisów i wtedy też sąsiedzi oraz mieszkańcy zorganizowali zbiórkę pieniędzy, przekazując okrągłą sumę pogorzelcom.

Buchovskienė jest podbudowana spontaniczną reakcją ludzi i wielu inicjatywami: np. w miejscowym sklepie ustawiono skrzynkę, do której nawet dzieci wrzucają pieniążki „dla Oskara”. Jedna z mieszkanek zorganizowała zaś zbiórkę w miejscu pracy – na zakładzie krawieckim „Vilnika”.

– Całe Kabiszki są w szoku, ale solidaryzują się z rodziną, podtrzymują na duchu i gonią precz myśli o tym, że może zdarzyć się najgorsze.

– Oskar musi żyć! Wszyscy modlimy się o jego zdrowie i wierzymy, że nasze modły zostaną usłyszane – z wiarą w głosie i twardym przekonaniem powiedziała prezeska wspólnoty lokalnej. Poinformowała też, że 5 i 6 czerwca będą zbierane pieniądze w Gimnazjum im. K. Parczewskiego w Niemenczynie (rodzice Oskara tu się uczyli), a w niedzielę, 9 czerwca, datki będą zbierane w niemenczyńskim kościele podczas Mszy św. Pomoc okazała już gmina, zbiórkę zorganizowali też pracownicy Muzeum Etnograficznego Wileńszczyzny w Niemenczynie.

Każdy z nas może przyczynić się do ratowania chłopaka. Potraktujmy to jako chrześcijański i obywatelski gest.

Zygmunt Żdanowicz

Fot. archiwum rodzinne

Osoby, które przejęły się losem Oskara i chcą przekazać pieniądze na jego leczenie proszone są o przelew na konto: LT447300010158923094 MARGARITA VINSLOVAS, PASKIRTIS: FONDAS

<<<Wstecz