Płaskoziemcy i genderyści
Ziemia jest płaska jak stół, twierdzą naukowcy ze środowiska tzw. płaskoziemców, którzy swe naukowe sympozjum akurat przeprowadzają we Włoszech, w Palermo na Sycylii.
Jest to fakt jak byk, uznałby każdy, kto by posłuchał naukowych teorii płaskoziemców, których we Włoszech nazywają Terrapiattisti. Ten fakt udowodnił zresztą w kultowym polskim filmie „Konopielka” rolnik Bartosz z zagubionej gdzieś w bagnach Polesia wsi. Gdy jego synek, wracając ze szkoły oświadczył, że Ziemia jest okrągła, Bartosz go ostro zganił. Dowodził przy tym, że wiele razy bywał na najdalszym, do którego tylko sięga wzrok wzgórzu, i nigdy nie widział tam, by „Ziemia się zaginała”. Gdy jednak chłopak się upierał argumentując, że „uczycielka to powiedziała”, oćwiczył nieboraka.
Film filmem, a tymczasem sympozjum płaskoziemców na Półwyspie Apenińskim, gdzie jest niemało wyznawców ich teorii, jest traktowane bez żadnej ironii. Pisały o nim największe włoskie gazety, wydarzenie doczekało się dość dużego zainteresowania.
„Żyjemy na płaskiej Ziemi i jesteśmy ofiarami wielkiej iluzji, wielkiej kpiny”, przekonywał dziennikarzy jeden z organizatorów sympozjum Albino Galuppini. Płaskoziemcy udowadniają bowiem (powołując się na własne teorie naukowe), że twierdzenie, iż Ziemia jest kulą – to „spisek”. Mikołaja Kopernika i Giordano Bruno, należy domyślać się, choć Terrapiattisti tego nie uściślają, spaliliby na stosie. Twierdzą natomiast, że człowiek nigdy nie był w kosmosie, ani tym bardziej nie wylądował na Księżycu. Ponadto, zgodnie z ich arcynaukową teorią – Biegun Północny jest w środku Ziemi, która na dodatek nie posiada grawitacji. A tak w ogóle, to Słońce jest bardzo małe i jest bardzo blisko nas, twierdzą płaskoziemcy, którzy astronautów nazywają artystami z Disneylandu, jakim – według nich – jest amerykańska agencja kosmiczna NASA.
Słowem, pełna naukowość, szczyt nadprzyrodzonej wiedzy, bomba w świecie współczesnej nauki. Jeżeli w ogóle o tym piszę, to tylko dlatego, żeby pokazać, iż podobna groteskowość nie jest wcale jakimś wyjątkiem w świecie akademickim na Zachodzie, ale stanowi, niestety, poważną jego chorobę.
Ciekawy eksperyment w tej materii przeprowadziła niedawno grupa naukowców z różnych dziedzin akademickich: Helen Pluckrose, historyk, James A. Lindsay, matematyk oraz Peter Boghossian. Otóż wspomniani naukowcy, zirytowani skalą absurdów, jakie często mają miejsce w naukowym świecie Zachodu, postanowili zmyślić 20 artykułów naukowych z dziedziny gender studies i wysłać je do prestiżowych pism do druku. „Naukowe” artykuły celowo zawierały absurdalne, groteskowe i zmyślone tezy.
Okazało się jednak, że prestiżowe pisma naukowe odrzuciły tylko sześć z nich, a reszta została zaakceptowana i wydrukowana jako „prace naukowe”. Największą popularnością i najbardziej pochlebnymi recenzjami cieszyła się praca poświęcona... kopulacji psów na trawnikach. Praca fikcyjnej autorki z fikcyjnej instytucji, zatytułowana „Reakcje ludzkie na kulturę gwałtu i manifestację quer w miejskich parkach dla psów w Portland w Oregonie” opublikowana została w piśmie „Gender, Place and Culture”. Autor dowodzi, że parki dla psów to miejsce, gdzie dominuje psia patriarchalna kultura gwałtu, co pozwala „mierzyć i rozumieć” te same problemy występujące u ludzi. Obserwacje i badanie kopulujących w parkach zwierząt mogą pomóc w opracowaniu metod nauczenia mężczyzn jak „pozbyć się przemocy seksualnej i bigoterii, do której mają skłonności” – czytamy. Inna ciekawa praca, która również zebrała mnóstwo pochlebnych recenzji to... fragment 12. rozdziału „Mein Kampf” Adolfa Hitlera. Określenia odnoszące się do nazizmu zastąpiono odnoszącymi się do feminizmu i ideologii gender.
„Indywidualnemu podejściu do feminizmu i spraw kobiet można przeciwstawić feminizm zbiorowy, który jednoczy się w solidarności wokół ofiar pochodzących z najbardziej marginalizowanych w społeczeństwie środowisk kobiecych” – brzmi teza.
Należy dodać, że autorzy groteskowych prac posługiwali się „powszechnie stosowanymi metodami naukowymi”, operowali „naukowymi pojęciami”, powoływali się na badania i nieistniejącą naukową literaturę – innymi słowy, spełnili wszystkie kryteria „naukowości”...
W ten sposób z dziecinną wręcz łatwością wywiedli w pole zindoktrynowaną często utopijnymi ideologiami kadrę „naukową” „naukowych” pism. Tym samym, oczywiście, skompromitowali ją i wyśmiali.
Czy jednak popisy płaskoziemców i genderystów nie świadczą ogólnie o kondycji intelektualnej wyemancypowanego z wartości współczesnego Zachodu?..
Tadeusz Andrzejewski