Refleksje powyborcze

Zakończyła się pierwsza tura wyborów prezydenckich. Do decydującej rozgrywki awansowali lansowani i faworyzowani od dłuższego czasu przez środki masowego przekazu – Ingrida Šimonytė i Gitanas Nausėda, a jednym z największych przegranych stał się socjaldemokrata Vytenis Andriukaitis, którego partia w marcu wygrała bezpośrednie wybory merów aż w 13 samorządach, a on sam dziś w żadnym z samorządów.

W wyborach godnie wypadł lider AWPL-ZChR, europoseł Waldemar Tomaszewski, który zdecydowanie wygrał w Wisagini, rejonach wileńskim i solecznickim, gdzie padł rekord tych wyborów 62 proc. poparcia. W skali kraju zdobył mniejsze jak poprzednio, 4-procentowe poparcie.

Nieprzychylne środowisku AWPL-ZChR media zaczęły na gwałt lansować tezę o spadku poparcia dla Tomaszewskiego i partii, promującej uczciwą, dążącą do sprawiedliwości społecznej i opartą na wartościach chrześcijańskich, politykę. Rzekomo najbardziej widoczne to było w tradycyjnym bastionie ugrupowania – rejonie wileńskim.

Trzeba jednak zaznaczyć, że te wybory prezydenckie były specyficzne, przedłużono nie tylko czas głosowania przedterminowego, ale stworzono możliwość wyborcom z całego kraju przegłosowania w dowolnej dzielnicy wyborczej. Najbardziej widoczne to było właśnie w rejonie wileńskim, na terenie którego przebywa ok. 30 tys. działkowiczów. Mogli wyrazić swą wolę na miejscu, chociaż faktyczne zadeklarowane miejsce zamieszkania mieli gdzie indziej.

Jak poinformował Robert Rackiewicz, przewodniczący wileńskiej komisji dzielnicowej w Krawczunach, z okazji przegłosowania nie w miejscu zamieszkania skorzystało sporo osób. – W naszej niedużej dzielnicy wyborczej głosowali ludzie z Rakiszek, Kupiszek i innych miejscowości z głębi Litwy – relacjonował Rackiewicz.

O masowym napływie przyjezdnych mówiła też Marina Alioszina, przewodnicząca okręgowej komisji rejonu wileńskiego. – Nigdy przedtem czegoś takiego nie było. Musieliśmy z miasta Wilna „pożyczyć” 1,5 tys. kart do głosowania, bo nie wystarczyło. Ponadto przerzucaliśmy karty do głosowania z jednej dzielnicy wyborczej do drugiej – opowiadała Alioszina.

Głosy przyjezdnych i działkowiczów miały istotny wpływ na wskaźniki procentowe w dzielnicach, które, rzecz poniekąd zrozumiała, zmieniły się na niekorzyść Tomaszewskiego. Ponadto wielu wyborców z Wileńszczyzny, chociaż w sercu popierało lidera AWPL-ZChR, ale z powodów „racjonalnych” oddało głos na Sauliusa Skvernelisa, którego trzeba było ratować i próbować „przepchać” do drugiej tury, bo Tomaszewski i tak nie trafi. Był to wyraźny blef, a wielu poddało się takiej propagandzie i w dobrej wierze – oby tylko nie konserwatyści – ze ściśniętym sercem oddawali głos na „lepszego” kandydata. Ale to i tak nie pomogło, bo Skvernelisowi do drugiej rundy zabrakło aż 12 proc. głosów.

Jedno jest pewne. Tomaszewski wyborów nie przegrał. Zajął 6. miejsce, ale różnica między 4. a 6. lokatą jest niewielka – nie sięga nawet jednego procenta. Z dziewiątki kandydujących tylko czterech z nich odniosło zwycięstwo w samorządach. W tym gronie znalazł się właśnie lider AWPL-ZChR, który – podobnie jak Skvernelis – wygrał w trzech samorządach. W 112 dzielnicach wyborczych znalazł się na pierwszym miejscu, w tym w 43 w rejonie wileńskim i nawet w 3 w samym Wilnie i jest to wymowny przykład poparcia i zaufania wyborców, co jest budującym prognostykiem przed wyborami do Parlamentu Europejskiego.

Zygmunt Żdanowicz

<<<Wstecz