Książka o Polakach z Wileńszczyzny ratujących Żydów
Zachowania ludzi uczciwych
„Będziemy ukrywać Żydów, bo tak teraz postępują uczciwi ludzie. Jest to niebezpieczne i może nas spotkać coś bardzo strasznego, ale teraz tak trzeba...” – słowa te usłyszała 10-letnia Hanka i o półtora roku młodszy jej brat Jurek od swojej matki Janiny Strużanowskiej, która podczas wojny we własnym domostwie urządziła schron dla Żydów. Tak teraz postępują uczciwi ludzie – ten fragment wypowiedzi obrano na tytuł książki o Polakach ratujących Żydów, wydanej w języku polskim i litewskim przez Instytut Polski w Wilnie.
Przed tygodniem, 14 marca, w Państwowym Muzeum Żydowskim im. Gaona Wileńskiego, odbyła się prezentacja książki, autorstwa Ilony Lewandowskiej, dziennikarki „Kuriera Wileńskiego”, która napisała tekst, oraz fotografa Bartosza Frątczaka, który wykonał zdjęcia ilustrujące edycję. Podczas prezentacji zarówno autorzy, jak i pomysłodawca publikacji – dyrektor Instytutu Polskiego w Wilnie Marcin Łapczyński, dzielili się swoim doświadczeniem i przeżyciami związanymi z pracą nad książką.
– Na liście Sprawiedliwych wśród Narodów Świata w Yad Vashem znajdziemy prawie 7 tys. nazwisk Polaków, którzy, narażając swoje życie, ratowali Żydów. To prawie jedna czwarta wszystkich osób, które zostały obdarowane tym tytułem. Dla nas to powód do dumy i ogromna odpowiedzialność oraz zadanie, żeby pamięć o bohaterskich czynach ocalić od zapomnienia, żeby je promować wśród najmłodszego pokolenia – mówił Łapczyński, dziękując przede wszystkim rodzinom osób, które zostały ocalone oraz rodzinom tych, którzy ratowali Żydów w okresie II wojny światowej za ich świadectwo i chęć współpracy.
Różne aspekty pomocy
Książka „Tak teraz postępują uczciwi ludzie. Polacy z Wileńszczyzny ratujący Żydów” składa się z dwóch części. Na pierwszą składają się trzy wywiady z osobami, których wiedza na temat Holokaustu jest jedna z najlepszych. Są to – dr Arūnas Bubnys, badacz Holokaustu i dyrektor Departamentu Badawczego Centrum Badania Ludobójstwa i Ruchu Oporu Mieszkańców Litwy, dr Marcin Urynowicz, historyk i pisarz związany z działem badawczym Instytutu Pamięci Narodowej, stypendysta m.in. Fundacji Kościuszkowskiej i Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie oraz Danutė Selčinskaja, kierowniczka Wydziału Wiecznego Upamiętnienia Ratujących Żydów Państwowego Muzeum Żydowskiego im. Gaona Wileńskiego. Pani Danutė przyczyniła się do wydania publikacji, udostępniając autorce materiały oraz pomagała w wyborze historii, które złożyły się na drugą część publikacji.
Jak podkreśliła autorka, Ilona Lewandowska, wywiady ze znawcami tematyki, mają przybliżyć czytelnikowi wiedzę historyczną z tego okresu. Zwróciła uwagę, że, zanim przystąpiła do pracy nad publikacją, zapoznała się z dość nieprzyjemną lekturą, jaką są komentarze w Internecie pod artykułami nt. sytuacji Żydów podczas wojny i tych, którzy ich ratowali.
– Zrozumiałam, jakie ludzie stawiają sobie pytania i że często nie rozumieją sytuacji wojennej. Trzy wywiady są wprowadzeniem do całej reszty. Na drugą część złożyły się historie osób ratujących Żydów na Wileńszczyźnie. Wybierałyśmy je razem z panią Danutė tak, aby przedstawiały one różne aspekty pomocy Żydom i wyzwaniami, z jakimi zmagali się ci, którzy pomagali. Zdarzyło się też, że historie jakby same się trafiały. Tzn. przyjeżdżał akurat ktoś i opowiadał swoją historię ocalenia. Na przykład, jedną z relacji („Mów mi tato” o uratowaniu 3-letniej dziewczynki w Jaszunach) przepisywałam po raz drugi już po pierwszym oddaniu tekstu do redakcji. Okazało się bowiem, że wszyscy żyjący bohaterzy przyjechali do Wilna i mieliśmy okazję się spotkać – dzieliła się spostrzeżeniami autorka i podkreśliła, że miesiące spędzone nad publikacją (całość zredagowania zajęła ponad rok) były jednymi z najważniejszych w jej życiu. – Wiedziałam, że będę dotykać historii i ludzi, do których nigdy, gdybym nie pisała tej książki, nie dotarłabym i nie miałabym okazji poznać.
Wierzchołek góry lodowej
Marcin Urynowicz podkreślił, że historycy, kiedy próbują zrozumieć, kim byli ci Sprawiedliwi, to nie znajdują konkretnej grupy społecznej, zawodowej, kulturowej, jakiejkolwiek, którą dałoby się zebrać i zdefiniować. Historyk zwrócił uwagę, że wymienieni na liście „Sprawiedliwi wśród Narodów Świata” w Yad Vashem w Jerozolimie – to daleko nie wszyscy, którzy pomagali w ratowaniu Żydów podczas wojny. Wielu bowiem nie da się zidentyfikować. – Poza tym jest wiele takich anonimowych osób, które pomogły w ratowaniu, co nie znaczy, że uratowały. Cała reszta pozostaje anonimowa. Historycy szacują, że powinno ich być około 300 tys. Odznaczonych jest tylko niewielka liczba, która jest niczym wierzchołek góry lodowej. Mamy nadzieję, że wiedza o tych postawach będzie się szerzyła i przyczyni do zrozumienia wspólnego dziedzictwa polskiego, litewskiego, żydowskiego – mówił Urynowicz.
– Patrząc na Holokaust na Litwie, dostrzegam wielką skrajność. Z jednej strony widzimy wiele instytucji, które były poddane władzy nazistowskiej i zostały wciągnięte do wykonania Holokaustu. Nie jest możliwe ustalenie, ile osób brało w tym udział. Z innej strony zauważamy zupełnie inne zachowanie – 900 ludzi, obywateli Litwy, jest uznanych za Sprawiedliwych. Ale nie są to dokładne liczby. Znamy historię jednego Żyda z Telsz, który podczas wojny chronił się w 22 miejscach i nie sposób ustalić wszystkich ludzi, którzy mu pomogli. Dlatego powinniśmy dokładać wszelkich starań, żeby należycie upamiętnić osoby, które przeciwdziałały Holokaustowi. W tym celu powinna też działać litewska władza. Szkoda, że dotychczas nie mamy w Wilnie pomnika dla ludzi, którzy ratowali Żydów – mówił o swoich badaniach i spostrzeżeniach dr Arūnas Bubnys. Przypomniał też, że następny rok Sejm RL ogłosił Rokiem Gaona Wileńskiego i Historii Żydów na Litwie, co, być może, zwróci także większą uwagę na osoby ratujące Żydów.
Przeszłość w teraźniejszości
Fotograf Bartosz Frątczak, pracownik Instytutu Polskiego w Wilnie, pracę nad upamiętnieniem miejsc związanych z Holokaustem na Litwie rozpoczął o wiele wcześniej niż powstał sam pomysł wydania publikacji. Przez cztery lata podróżował po Litwie w poszukiwaniu śladów, często bardzo nikłych, po Żydach. Jak powiedział, towarzyszyło mu uczucie, że chce po sobie coś zostawić dla następnych pokoleń, a mogłyby to być zdjęcia.
– Jeździłem po Litwie bardzo długo – w ciszy, sam. Moim towarzyszem był aparat i notatnik. Często zachodziłem w miejsca trudno dostępne, przebywałem tam kilka godzin i, mówiąc z wileńska, obcowałem z tą ciszą, próbując ją uchwycić. Uchwycić coś, co jest pomiędzy tym, co widzialne i niewidzialne. Fotografując, zastanawiałem się, jaka była ostatnia noc w synagodze w Czekiszkach osób, które kolejnego dnia wyruszyły do lasu i już nigdy nie powróciły. Byłem przerażony, obracałem się za siebie, bo miałem wrażenie, że ktoś tam jest, że mnie obserwuje, że na mnie patrzy. Podróż ta odsłaniała przede mną Litwę, która była wtedy. Przenosiłem się w czasie. Nie jestem historykiem, tylko fotografem, osobą, która inaczej postrzega rzeczywistość, ale w pewnym sensie stałem się historykiem, bo przez te fotografie opowiadałem historie. Z tym wyjątkiem, że wy patrząc na te fotografie możecie odczytywać taką historię, jaką chcecie – zaznaczył Frątczak.
Fotograf podkreślił, że ten temat stale mu towarzyszy. M. in. w domu, gdzie jego narzeczona, aktorka Jovita Jankelaitytė, która upiększyła spotkanie śpiewem w języku jidysz, niejednokrotnie nuci żydowskie pieśni.
W potrzebie nie wolno się bać
Promocja książki cieszyła się ogromnym powodzeniem. W spotkaniu udział wzięło wiele osób, w tym ambasador RP Urszula Doroszewska, dyrektor Państwowego Muzeum Żydowskiego im. Gaona Wileńskiego Mark Zinger (Markas Zingeris), historycy, publicyści. Obecna na prezentacji dr Irena Mikłaszewicz, historyk i badacz przede wszystkim represji sowieckich, zwróciła uwagę, że spotkanie i jego dyskusja po raz kolejny potwierdza, że Wileńszczyzna jest naznaczona wielokulturowością.
– Po odzyskaniu przez Litwę niepodległości, szczególnie w latach 90., każdy z tutaj mieszkających zachłysnął się własną tożsamością: Litwini – swoją, Polacy – swoją, Rosjanie – swoją, Żydzi szukali swoich korzeni. Do dzisiaj brakuje nam tej zwykłej ludzkości i empatii, żeby zrozumieć siebie nawzajem. Ta książka wydana też w języku litewskim, może mieć taki „efekt uboczny” i poprzez historię Żydów, przybliżyć Litwinom mieszkających tutaj Polaków – zauważyła Mikłaszewicz.
Pewnym doświadczeniem historii swojej rodziny podzieliła się s. Michaela Rak, dyrektor Hospicjum bł. Michała Sopoćki w Wilnie. Odniosła się ona m. in. do niedawno toczącej się na arenie międzynarodowej dyskusji i wypowiedzi Israela Kaca, p.o. ministra spraw zagranicznych Izraela, który stwierdził, że Polacy wyssali antysemityzm z mlekiem matki. Polska zakonnica, która w Wilnie pomaga ludziom różnych narodowości chorym na raka, opowiedziała m. in. o tym, jak to jej mama, oczekując narodzin pierwszego dziecka, za pomoc Żydom trafiła do obozu koncentracyjnego na Majdanku (przedmieście Lublina). Tam – w nieludzkich warunkach, tuż przed wyzwoleniem obozu – urodziła, cudem udało się przeżyć i matce, i dziecku.
– Kiedy byłam młodą dziewczyną, zadałam jej pytanie, dlaczego pomagała, skoro wiedziała, że za to grozi śmierć. Moja mama powiedziała wówczas: „Dziecko, kiedy człowiek jest w potrzebie, nie wolno się bać”. Ja te słowa usłyszałam od najbliższej dla mnie osoby – mojej mamy, która odmówiła przyjęcia tytułu Sprawiedliwego wśród Narodów Świata z Yad Vashem. Dzisiaj chciałabym nawiązać do niedawnych wypowiedzi, które bardzo mnie zabolały: Wyssałam z mlekiem matki miłość i odwagę do ratowania ludzi w potrzebie. Dziękuję za książkę, będącą symbolem tysięcy osób, które właśnie nie bały się, a pomagały. Myślę, że każdy, kto weźmie ją do ręki, będzie musiał odpowiedzieć na pytanie, czy jest uczciwym człowiekiem i pomagać – powiedziała s. Michaela.
Czułam się kochana
Na spotkaniu było też kilku bohaterów historii opisanych w publikacji, m. in. Hanna Strużanowska-Balsienė oraz, uratowana przez rodzinę Urszuli i Władysława Płoksztów, Eleonora Grinberg (jako Halina Płokszto).
– Mogę śmiało mówić, że mam trzy matki: biologiczną, która zginęła w Ponarach, nianię, Weronikę Tuniewicz, która mną się zaopiekowała i która znalazła dla mnie rodzinę Płoksztów. Właśnie ich przez całe swoje życie uważałam za rodziców i dopiero w wieku 27 lat dowiedziałam się całej prawdy. Długo szukałam jakichkolwiek śladów mojej rodziny, dopiero po odzyskaniu przez Litwę niepodległości znalazłam ciotkę mieszkającą w Australii, zdążyłam jeszcze ją odwiedzić. Muszę przyznać, że w mojej wileńskiej rodzinie Płoksztów, w której miałam trzech braci, czułam się bardzo kochana – w rozmowie z „Tygodnikiem” opowiada pani Eleonora, a jej historię tak jak i 10 innych można przeczytać w wydanej książce.
Patronat nad publikacją sprawuje Ambasada RP w Wilnie, Państwowe Muzeum Żydowskie im. Gaona Wileńskiego, Żydowski Instytut Historyczny w Warszawie oraz Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN.
Na zdjęciach: historycy i autorzy opowiedzieli o swojej pracy nad publikacją;
jedna z bohaterek, Hanna Strużanowska-Balsienė, w rozmowie z autorka książki
Fot. autorka